[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ci, bo takiej kobiety nie można zapomnieć ani też wyleczyć
się z miłości do niej.
Jednak trudno było mu uwierzyć, że Angela choć troszkę
go nie pokochała. Przecież te chwile, kiedy budził się rano
z jej głową na piersi, ich pocałunki, próba zbliżenia... - to
wszystko o czymś świadczyło. A jeśli idzie o tę próbę zbliże-
nia, to powodem jej zaprzestania był jej lęk. Lęk przed pier-
wszym razem...
Tak, chyba nie jest tak zle. Chyba w jej sercu jest kącik
zarezerwowany dla niego. Kącik chwilowo zaryglowany, bo
jest urażona. Bardzo ją zranił i poderwał zaufanie do siebie.
Musi to naprawić. I czym prędzej musi znalezć odpowiedni
klucz do jej serca.
109
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Następnego ranka telefon zadzwonił tuż po siódmej. An-
gela zerwała się od stołu, przy którym piła poranną kawę,
i szybko podniosła słuchawkę, mając nadzieję, że hałas nie
obudził matki lub brata.
- Dzień dobry! - usłyszała ciepły baryton Hanka.
- Dzień dobry. Czym mogę służyć? - spytała bardzo ofi-
cjalnym tonem z nutką irytacji w głosie.
- Mamy dziś piękny poranek. Niebo jest błękitne, słońce
promienieje radością... Jest to piękna dekoracja do deklaracji
gorącej miłości. Pa, do zobaczenia o dziewiątej.
Wyłączył się, pozostawiając Angelę z rozdygotanym ser-
cem. Co to miało być? Deklaracja miłości... błękitne niebo...
O co mu chodzi? Odłożyła słuchawkę, poprawiła pasek szla-
froka i wyszła na ganek po poranną gazetę. Niebo było rze-
czywiście błękitne, w powietrzu czuło się zapach nocnej ro-
sy, słońce wyszło już ponad horyzont. I to brzęczenie niby
roju przelatujących pszczół... Nie, to samolot na niebie wy-
konuje jakieś dziwne figury... wypluwa biały dym... Dym
układa się w litery...
- O Boże! Co on robi?! - wykrzyknęła, gdy po literze
A i N pojawiły się następne.
Po chwili mogła odczytać całe słowo: A N G E L O.
- Angelo, wszystko w porządku? - usłyszała głos matki.
Odwróciła głowę i za plecami zobaczyła matkę także wpa-
trzoną w niebo. Po chwili dołączył do nich Brian.
- Co tu się dzieje? - spytał. - Ojej! - wykrzyknął.
Patrzyli, jak na niebie pojawiają się dalsze litery i po chwi-
li mogli odczytać już całą deklarację zapowiedzianą przez
Hanka przed kilkoma minutami: ANGELO, J A CI
KOCHAM.
Oczy Angeli zaszły łzami. No dobrze, jeśli nawet to nie
jest pomysł mający na celu zatrzymanie jej w pracy, jeśli
110
RS
nawet Hank naprawdę myśli, że ją kocha, to jak długo prze-
trwa to jego uczucie?
Dotychczasowe doświadczenie uczyło, że żadna z jego
flam nie przetrwała dłużej niż kilka tygodni. Co prawda
żadnej nie wypisywał na niebie, że ją kocha, żadnej nie
wyznawał głośno w restauracji swojej miłości, ale to nie
gwarantuje, że obecny napad szaleństwa nie jest przejściowy.
Minie kilka tygodni i Hank jak zwykle dojdzie do wniosku,
że się mylił
Tak, to pewne, że tak się stanie, więc nie wolno się pod-
dawać. Nie wolno wierzyć w bajkę, w sen, by obudzić się na
koniec zdruzgotaną. Nie mogła sobie pozwolić na to, by
zaznać może z Hankiem szczęścia, a potem go stracić. Jego
i szczęście.
- Angelo, jakże ten facet musi cię kochać! - wykrzyknął
Brian i podrapał się w rozczochraną głowę. - Patrz na to,
patrz! A ja wracam do łóżka, żeby jeszcze trochę pospać.
Angela spojrzała bezradnie na matkę.
- Może chcesz o tym porozmawiać? - spytała Janette Sa-
muels.
Z oczu Angeli popłynęły łzy, które tak długo wstrzymywała.
Przez długą chwilę nie mogła dobyć słowa. Matka ujęła
ją łagodnie pod ramię i poprowadziła do kuchni.
- Siadaj! - poleciła, wskazując krzesło. - I teraz mi
o wszystkim opowiedz.
Angela pociągnęła nosem. Azy nie chciały przestać ska-
pywać. Matka usiadła obok córki i pogłaskała ją po głowie,
jakby koiła zrozpaczone dziecko.
Wreszcie łzy obeschły i Angela mogła mówić. Najpierw
powiedziała o tygodniu na ranczu. Nie wspomniała ani słowa o
nocach spędzonych z Hankiem w jednym łóżku, ale do-
kładnie wyjaśniła zasady seminariów prowadzonych przez
Barbarę i przyznała się, że Hank ją w zasadzie wynajął, by
udawała jego żonę. Przyznała też, że od samego początku
podkochiwała się troszkę w swoim pracodawcy.
111
RS
- Od pierwszego dnia pracy w jego biurze czułam do
niego pewien pociąg, który podczas minionego tygodnia
przerodził się chyba w głębsze uczucie... - zakończyła.
Janette zmarszczyła brwi.
- Czegoś tu nie rozumiem. Mówisz mi, że kochasz Han-
ka. Hank zamówił ten podniebny afisz z wyznaniem swojej
miłości. No, to w czym problem?
Angela głęboko westchnęła.
- Po pierwsze, nie wierzę, że on mnie naprawdę kocha.
Myślę, że ten tydzień u Robinsonów wytrącił go trochę z nor-
malnego toru rozumowania i postępowania. Po drugie, jeśli
on nawet wierzy w to, że mnie pokochał, to ja nie wierzę, że
jego uczucie potrwa długo. Wkrótce może podwinąć ogon i uciec.
Tak jak...
- Nie kończ. Wiem, że myślisz o ojcu - przerwała matka.
- Posłuchaj, kochanie... Przez te wszystkie lata, kiedy siłą rzeczy
bardzo się zżyłyśmy, powinnam była myśleć logiczniej i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]