[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ślinę. Ostrożnie i starannie zmywała krew. Oddech Greya, tak równy i spokojny,
gdy zszywała mu ranę, stał się teraz ciężki i urywany. Zadrżał. Jej usta były
suche. Fanny zafascynował widok twardniejących brodawek i napiętego ciała
Greya, okrywającego się gęsią skórką.
Starała się ignorować gwałtowne przyspieszenie jego tętna, skurcz mięśni
klatki piersiowej, nagłe uwypuklenie się bicepsów i jeszcze jedną wypukłość, w
dole, poniżej paska spodni. Udawała, że kompletnie tego nie dostrzega.
Nie masz chyba naprawdę chętki na McGowana, co? Głos Greya
przypominał mruczenie zadowolonego kota, ale była w nim także chrapliwa nuta
drwiny.
McGowan? Któż to taki? Fanny usiłowała zebrać rozproszone myśli.
Powiedz to.
Co?
%7łe nie masz wcale chętki na McGowana. W jego głosie słychać było
ogromną satysfakcję.
I czemuż by nie miał triumfować? Gapiła się na niego jak wygłodzony kot na
miskę śmietanki. Spróbowała odzyskać choć odrobinę godności.
215
RS
Co takiego? Oczywiście, że nie mam wcale chętki na McGowana. Któż by
w ten sposób myślał o jakimś mężczyznie? Chętkę można mieć najwyżej na lody
oświadczyła. Jeśli zaś idzie o mężczyzn, to można ewentualnie pogłębić z nimi
znajomość... O!
Złapał ją za nadgarstek, przerywając ostatecznie ścieranie krwi, i skłonił
Fanny do położenia dłoni na jego brzuchu. Uniosła głowę i spojrzała na niego.
Znowu uśmiechnął się do niej, tym razem z łagodnym rozbawieniem. Delikatność,
z jaką trzymał ją za rękę, ponownie wytrąciła ją z równowagi. Był niewątpliwie
podstępnym przeciwnikiem.
Jak to się dzieje, że kobieta, która była podobno mężatką, tak mało wie o
męskich zachciankach?
Nieprawda! odcięła się, urażona. To, że określam pewne sprawy mniej
obcesowo niż ty, nie oznacza wcale, że nic o nich nie wiem.
Zaśmiał się, zdjął rękę Fanny ze swego brzucha i przesunął jej dłonią po
całym swoim ciele. Musiała przy tym pochylić się nad nim. Zaskoczona, spojrzała
w jego niebieskozielone oczy.
Doskonale. W takim razie pogłębiajmy naszą znajomość szepnął i drugą
ręką objął jej głowę od tyłu.
Fanny mogła mu się wyrwać. Był przecież osłabiony na skutek utraty krwi i
odurzony ziołami babci Beadle. Zresztą, nie próbował nawet przygarnąć jej do
siebie, tylko subtelnie ją kusił. Jego palce, uwolniwszy włosy Fanny od szpilek,
masowały delikatnie skórę jej głowy, wabiąc dziewczynę coraz bliżej i bliżej...
Czuła na policzkach i powiekach jego oddech, ciepły i mile pachnący. Usta
Greya dotykały jej ust przelotną pieszczotą, od której mrowiły ją wargi,
O...
Omal nie upadła, ale Grey pochwycił ją, przytulił do siebie i zręcznie obrócił
na bok, tak że wznosił się teraz nad nią, a jego usta błądziły po jej skroni,
policzkach, brodzie, szyi, by znów bez pośpiechu, ale uparcie wędrować dalej,
zmierzając do płytkiego zagłębienia nad obojczykiem. Końcem języka zakreślił
wewnątrz niego krąg, przyprawiając Fanny o zawrót głowy niesłychaną
intymnością tej pieszczoty.
O!
Znaczył wilgotnymi, palącymi pocałunkami swą drogę powrotną w górę jej
szyi, aż dotknął kącika jej ust. Fanny zastygła na moment, ale on z coraz większą
216
RS
pewnością siebie przytrzymał ją i leniwie muskając językiem jej zamknięte usta,
skłonił ją do otwarcia ich i zezwolenia mu na dokładne poznanie ich wnętrza.
Wolną ręką sunął wzdłuż jej ramienia, do talii i z powrotem, muskając przy tym
delikatnie pierś. Pod skromną, białą bluzką sutki Fanny prężyły się, wyraznie
domagając się uwagi, a jej plecy wygięły się w łuk.
Poddała mu się całkowicie i bez wahania. W jednej sekundzie wzdychała w
jego ramionach jak wysuszona ziemia, spragniona wiosennego deszczu, by już w
następnej objąć go z całej siły za szyję, dzięki czemu ich pocałunek stał się jeszcze
bardziej zachłanny, a języki splątały się ze sobą.
Dobry Boże, Fanny wymamrotał ochryple, obejmując jej twarz obiema
rękami i pozbywając się hamulców, które sam sobie nałożył. Jesteś...
Trzask! Okiennica uderzyła z impetem o wewnętrzną ścianę.
Zaskoczony Grey wyprostował się nagle, po czym odgrodził Fanny całym
swym ciałem, od okna. Zerknęła mu przez ramię i ujrzała na parapecie wielką,
ciemną sylwetkę kota, odcinającą się od jasnego nieba. Był to kocur z powozowni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]