[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pełnymi ustami: - Tylko nie rozumiem, jak ją pan przyczepi, przecie\ na
pewno jest idealnie gładka...
Red cały czas patrzył na niego znad szklaneczki i myślał, jak bardzo
niepodobni są do siebie ojciec i syn. Inni ludzie. Inna twarz, inny głos,
inna dusza. Zcierwnik ma głos ochrypły, lizusowski, jakiś taki
padalcowaty. Ale kiedy mówił o niej, to mówił pierwszorzędnie. nie
mo\na go było nie słuchać. "Rudy - mówił wtedy przechylając się przez
stół. - Przecie\ tylko my dwaj zostaliśmy i na nas dwóch dwie nogi, i obie
twoje... Kto, jak nie ty? To być mo\e najcenniejsze ze wszystkiego, co jest
w Strefie! Komu to się ma dostać? Tym okularnikom z ich maszynami?
Przecie\ to ja ją znalazłem, ja! Ilu naszych po drodze poległo! A ja
znalazłem! Trzymałem dla siebie. I teraz te\ bym nikomu nie oddał, ale
ręce mam za krótkie... Tylko ty mo\esz tam iść. Ilu to ja młokosów
uczyłem, całą szkołę dla nich, rozumiesz, zało\yłem - i nic, nie ten
materiał. No dobra, nie wierzysz mi, nie wierzysz - nie trzeba. Forsa dla
ciebie. Dasz mi, ile sam zechcesz, wiem, \e nie skrzywdzisz... A ja mo\e
nogi odzyskam. Odzyskam nogi, czy ty to rozumiesz? Strefa mi nogi
zabrała, mo\e Strefa mi je zwróci?"
- Co? - zapytał Red ocknąwszy się.
- Pytałem, czy mogę zapalić, mister Shoehart.
- Tak - powiedział Red. - Pal, pal... Ja te\ zapalę.
Duszkiem dopił kawę, wyją! papierosa i ugniatając go wpatrzył się w
rzedniejącą mgle. Stuknięty, pomyślał. Wariat, nóg się kanalii zachciało...
parszywej gnidzie...
Po tych wszystkich rozmowach zostawał w duszy jakiś osad i nie było
zupełnie jasne, jaki mianowicie. I z biegiem czasu nie ulatniał się, lecz
przeciwnie - gęstniał i gęstniał. Nie wiadomo, co to było, ale
przeszkadzało, jakby czymś się zaraził od Zcierwnika, ale nie plugastwem
jakimś, nawet odwrotnie... siłą mo\e? nie, nie siłą. Czym w takim razie?
No dobra, powiedział sobie. Zróbmy tak - załó\my, \e nie dotarłem tutaj.
Ju\ się zdecydowałem, spakowałem plecak i wtedy coś się stało...
zapudłowali mnie, powiedzmy. yle byłoby? Z całą pewnością zle.
Dlaczego zle? Z pieniędzy nici? Nie, nie chodzi o pieniądze... śe
bezcenny skarb dostanie się łobuzom, Chrypom ró\nym i Suchym? To
prawda, w tym coś jest. Jakoś głupio. Ale co mi do tego? Tak czy inaczej,
w końcu właśnie im się wszystko dostanie.
- Br-r-r... - Artur wzdrygnął się. - Przenika do kości. Mister Shoehart,
mo\e mi pan teraz da czegoÅ› mocniejszego?
Red w milczeniu wyciągnął manierkę i dał Arturowi. A przecie\ nie od
razu się zgodziłem, nagle pomyślał. Ze dwadzieścia razy posyłałem
Zcierwnika do wszystkich diabłów, a za dwudziestym pierwszym jednak
się zgodziłem. Ju\ dłu\ej nie mogłem. Zupełnie nie mogłem. I ostatnia
nasza rozmowa była krótka i rzeczowa. "Cześć, Rudy. Przyniosłem ci
mapę. Mo\e rzucisz na nią okiem?" A ja spojrzałem mu w twarz i widzę,
\e oczy ma jak dwa wezbrane wrzody - \ółte z czarną kropką, i wtedy
powiedziałem: "Dobra". I to wszystko. Pamiętam, \e byłem wtedy pijany,
cały tydzień piłem, paskudnie mi było na duszy... A, do diabła, czy to nie
wszystko jedno? Poszedłem. Po co ja w tym babrzę jak patykiem w
gównie! Strach mnie obleciał czy co?
Wzdrygnął się. Przeciągłe, \ałośliwe skrzypienie dobiegło z gęstej
mgły. Red zerwał się i natychmiast jak podrzucony sprę\yną stanął na
nogi Artur. Ale ju\ znowu było cicho i tylko spod ich nóg z szelestem
spadał z nasypu drobny \wir.
- To chyba grunt osiadł - niepewnie, z trudem wymawiając słowa
wyszeptaÅ‚ Artur — Wagonetki z urobkiem... stojÄ… od tak dawna...
Red patrzył wprost przed siebie i nic nie widział. Przypomniał sobie. To
było w nocy. Obudził go taki sam dzwięk - przeciągły i \ałosny,
zamierający jak w sennym koszmarze. Tylko \e to nie był sen. To
zawodziła Mariszka na swoim łó\ku pod oknem, a z drugiego końca
mieszkania odpowiadał jej zachłyśniętym bulgotem ojciec, równie
przeciągle i skrzypiąco. I tak się nawoływali i nawoływali w ciemnościach
- minęło jedno stulecie, a potem następne stulecie... Guta te\ się obudziła,
wzięła Reda za rękę, poczuł, jak jej ramię z miejsca stało się mokre, i tak
le\eli wieleset lat i słuchali, a kiedy Mariszka zamilkła i usnęła, odczekał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]