[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bosa. Rozpuściła włosy. Jej bujne loki majestatycznie
opadały na skórzaną sofę. Rozmawiała przez telefon.
Elias szybko zapomniał o Clarice. Tallie pomachała
do niego, uradowana na widok walizki, po czym dość
nerwowo rzuciła się w poszukiwaniu małej buteleczki
z lekami.
- Tak, mamo - powtarzała. - Nie, mamo.
Elias wiedział, że wszyscy greccy rodzice są tacy
sami, w każdej chwili gotowi wkroczyć w życie swo-
DOM NA SANTORINI 77
ich dzieci z odsieczą. Przesłał jej porozumiewawczy
uśmiech. Tallie westchnęła, ruszając nogą.
- Wszystko w porzÄ…dku, mamo. To nic poważ­
nego. Dam sobie radÄ™. Nie, nie muszÄ™ jutro przyjeż­
dżać do domu. Jestem w domu!
Elias przyniósł jej wodę.
- Nie, mamo. Nie musisz się mną zajmować. Mam
pomoc, nie martw się. Ktoś tu na pewno będzie.
OdebraÅ‚a od Eliasa szklankÄ™, poÅ‚knęła tabletkÄ™ i po­
piła.
- Mamo, muszę kończyć. Porozmawiamy jutro. Ja
ciebie też. I tatÄ™. Powiedz mu, że wszystko jest w po­
rzÄ…dku. I że nic mi nie jest i zajmujÄ™ siÄ™ firmÄ…. Po­
wiedz, żeby się nie wtrącał. - Rozłączyła się.
- Myślą, że mam siedem lat - burknęła.
- Tacy już są.
- Chyba tak. Dziękuję za walizkę i tabletki.
- Nie ma sprawy. - Zaniósł szklankę z powrotem
do kuchni. - Choć z drugiej strony powinnaś robić, co
ci każe. Odpoczywać, nie forsować się. Dobrze, że
ktoś ci będzie pomagał. Na pewno ci się przyda.
- Tak, tato.
- Lepiej nie przesadzać.
Tallie wyciągnęła się na kanapie i podłożyła ręce
pod głowę, tym samym podkreślając kształt piersi
i odsłaniając swoją długą zgrabną szyję. Zamknęła
oczy.
- Mm. Tak.
Czyżby nie chciała się kłócić?
Po chwili otworzyła oczy i uśmiechnęła się do
niego. Chyba leki zadziałały. Wcześniej się tak do
78 ANNE MCALLISTER
niego nie uśmiechała. Prędzej by go zabiła. To nie było
dobre.
Ale teraz było gorzej. Teraz go kusiła. Boże, jakie
miała piękne włosy.
Elias wytarł dłonie o spodnie.
- Czy jest coś, co mogę ci jeszcze podać, zanim
wyjdÄ™?
- PizzÄ™.
- SÅ‚ucham?
- Pizzę. - Spojrzała na niego z nadzieją, po czym
uśmiechnęła się. - Umieram z głodu. Na śniadanie
zjadłam pół grejpfruta. Myślałam, że w biurze zjem
kilka ciasteczek, ale niestety wiemy, jak to siÄ™ skoÅ„­
czyÅ‚o. A potem nie pozwoliÅ‚eÅ› mi zjeść lunchu z Mar­
tinem.
- No tak, ale... - Pizza?
- Na dole jest pizzeria. Jeżeli mógłbyś to dla mnie
zrobić - poprosiła z wahaniem.
- No dobrze - zgodził się po chwili.
Przyniesie jej pizzę, a potem zdąży się jeszcze
spotkać z Clarice.
- Zwietnie. JakÄ… lubisz?
- Ja...?
- Przecież też nie jadłeś obiadu - przypomniała
mu. Po chwili przymrużyła oczy i zapytała: - Lubisz
kozi ser i ananasa?
- Najbardziej lubię pepperoni z podwójnym serem
- odparł. - %7ładnych dziwactw.
- Okej. Co tylko chcesz. Niech zapiszą na mój
rachunek. Numer jest na lodówce. Zadzwoń do nich.
- Chyba jednak zejdę. - Jeżeli miał tu zostać, to
DOM NA SANTOR1NI 79
potrzebował trochę więcej przestrzeni i trochę mniej
Tallie. - Nie ruszaj siÄ™.
- Nie mam zamiaru. - Uśmiechnęła się.
Gdy po pół godzinie wróciÅ‚ z pizzÄ…, spaÅ‚a. Wy­
glądała bezbronnie i zniewalająco pięknie. Trzymał
siÄ™ na dystans. Po chwili jednak obudziÅ‚a siÄ™ i uÅ›miech­
nęła do niego.
- Jesteś - powiedziała, uśmiechając się szerzej,
gdy dostrzegła pizzę - po prostu księciem z bajki.
- A ty jesteś pijana od leków przeciwbólowych.
- Widział to w jej oczach i uśmiechu.
Przyniósł talerze z kuchni i rozłożył na stoliku.
Otworzył pudełko. Tallie nachyliła się nad pizzą,
delektujÄ…c siÄ™ zapachem.
- Uwielbiam pizzę. Martin uważa, że jestem ple-
bejska.
- To dla niego typowe. Czy w operze jedliście
pizzÄ™?
- Kiedyś poszliśmy na pizzę w ramach lunchu.
Martin lubi gorgon-gorgnozolÄ™. - Tallie nie bez kÅ‚opo­
tu wymówiła tę nazwę. - Lubi też wędzone ostrygi.
Twierdzi, że są afrodyzjakiem. Zmieszne, prawda?
- Zachichotała. - Myślisz, że ich potrzebuje?
Dobrze, że nie wiedziała.
- Nie zdziwiłbym się.
Tallie przytaknęła. Jej głowa opadała już prawie
bezwładnie.
- Ja też nie - stwierdziła podczas degustowania
kolejnego kawałka pizzy. - A ty ich potrzebujesz?
- Słucham? - Elias upuścił kawałek na kolana.
- Cholera. - Wstał, próbując wytrzeć tłuste plamy po
80 ANNE MCALLISTER
sosie pomidorowym. Był bacznie obserwowany. Po
chwili Tallie stwierdziła:
- Nie. Pewnie nie. - Spojrzała wprost na niego.
- Już bez nich jesteś całkiem sexy.
OczywiÅ›cie to wszystko zasÅ‚uga leków. Rano bÄ™­
dzie żałowała każdego słowa.
- Dzięki... - odparł, trochę skrępowany.
- Nie ma za co - dodała z uśmiechem. Spojrzała
na niego wyczekująco. Jak bardzo chciałby wiedzieć,
czego oczekiwaÅ‚a. Może jednak lepiej, że nie wie­
dział.
- Jedz - nakazał.
UÅ›miechnęła siÄ™, rozbudzajÄ…c wszystkie jego zmys­
Å‚y. Szybko skoÅ„czyÅ‚ pizzÄ™, po czym wytarÅ‚ rÄ™ce i spoj­
rzał na zegarek. Zbliżała się czwarta. Musiał wrócić do
domu, wziąć prysznic i przebrać się przed spotkaniem
z Clarice w coÅ› bez pomidorowych plam.
Wstając, powiedział:
- Powinienem już iść. Kiedy przyjdzie ktoś do
pomocy?
Tallie, która na chwilę przysnęła, otworzyła oczy
zdziwiona.
- KtoÅ› do pomocy?
- Mówiłaś matce, że przyjdzie do ciebie ktoś do
pomocy.
- Tak. Ty. Przyniosłeś mi pizzę.
- Ja? Nie jestem... Pani prezes, ktoÅ› tu musi
z tobą być.
- Ty tu jesteÅ›.
- Ale ja muszę iść.
- Ach. - Zwiatełka w jej oczach przygasły.
DOM NA SANTORINI 81
- Nie mogÄ™! - Elias poczuÅ‚ siÄ™, jakby zabraÅ‚ dziec­
ku lizaka.
- Oczywiście. - Machnęła ręką w kierunku drzwi.
- W takim razie do widzenia.
Pożegnała go, jak gdyby nigdy nic, i powróciła do
jedzenia. Właśnie takie zachowanie było dowodem na
to, że nie mogła zostać sama. Nie zdawała sobie nawet
z tego sprawy.
- Do diabła! - Elias poszedł do kuchni, wyjął
telefon i zadzwoniÅ‚ do Clarice. Gdy odebraÅ‚a, powie­
dział:
- Nie zdążę. Wynikła pewna sprawa. Interesy.
- Tu chodziło o interesy. Tallie była prezesem firmy.
Clarice wydała z siebie jęk niezadowolenia.
- Cóż, mon cher, pracujesz zbyt ciężko. Ale
- przypomniała mu - przynajmniej tym razem to nie
twoja mama.
To zdecydowanie nie była mama, ale mogło się to
skończyć o wiele gorzej.
ROZDZIAA SZÓSTY
Tallie miała dziwny sen. Zniło jej się, że pływa.
Tym razem jednak ciągnęła za sobą kotwicę i ledwo
utrzymywaÅ‚a siÄ™ na powierzchni. Mimo tego że pÅ‚ywa­
ła, była spragniona. Starała się dopłynąć do zródła.
Wtedy Elias Antonides podał jej szklankę wody.
Chwyciła ją i kilkoma haustami wypiła. Wzięła od
niego leki, daÅ‚a sobie wytrzeć czoÅ‚o, poprawić po­
duszki i zabrać fioletowÄ… kotwicÄ™. Ból minÄ…Å‚ bÅ‚ys­
kawicznie. Bo był przy niej Elias.
- Znasz czary? - zapytała.
- Słucham? - zdziwił się. Miał rozpiętą koszulę
i był bez krawata. We śnie był jeszcze piękniejszy niż na
jawie. Jak to zwykle bywa. Był też sympatyczniejszy.
- Musisz siÄ™ znać na magii. Likwidujesz ból - rze­
kła z uśmiechem.
- Ja i moje małe tabletki - odparł.
Starała się skupić na tabletkach, ale nie mogła ich
wyraznie zobaczyć. To dlatego, że to sen. Po raz
pierwszy Elias przyśnił jej się w sypialni. Zwykle byli
razem w pracy.
- Fajne tabletki - wymruczała.
- Jak widać. - Jego głos był oschły, choć wciąż się
do niej uśmiechał. - Może chciałabyś coś zjeść? Jesteś
głodna? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl