[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mienia. Teraz była gotowa do walki.
- Czy zawsze tak patrzysz na kobiety, czy upodobałeś sobie
tylko mnie?
- Tylko ciebie.
- Wspaniale.
- Nie bądz taka zgryzliwa. To nie pasuje do ciebie - powiedział
Tye uspokajająco.
- Nie jestem ciekawa, co do mnie, według ciebie, pasuje - za-
częła mówić coraz bardziej zdenerwowana, choć starała się tego
nie okazywać. Bała się, że podniesionym głosem obudzi małego.
- Powiedz mi, o czym myślisz.
- Teraz?
49
S
R
- Teraz.
Uśmiechnął się.
- Myślałem o tym, jak pięknie wyglądasz, kiedy jesteś zła. To
zdumiewające, że mimo iż tak niedawno urodziłaś dziecko, jesteś
prześliczna i...
- Przestań! - Znowu na twarzy Dulcie pojawiły się rumieńce.
Na próżno szukała odpowiedzi i cisza stawała się zbyt przytłaczają-
ca.
Tye uśmiechnął się szeroko. Po raz pierwszy odkąd ujrzał Ry-
ana, a Dulcie odrzuciła złożoną przez niego propozycję małżeń-
stwa, nie czuł w niej gniewu.
Drzwi stuknęły i Angel wyszła do poczekalni. Dulcie zerwała
się na równe nogi. Tye stanął przy niej.
- I co? - zapytała.
Na twarzy Angel pojawił się lekki uśmiech.
- W porządku - zapewniła ich pośpiesznie. - Dziewiętnaście
szwów na nodze i złamane żebro, ale poza tym nic poważnego.
- Dzięki Bogu! - wykrzyknęła Dulcie. Nie zdawała sobie spra-
wy, jak bardzo była spięta, dopóki nie usłyszała ostatecznej dia-
gnozy. Day był jej jedynym bratem. Dokuczał jej czasami, ale i
chronił. Był jej najlepszym przyjacielem. - Możemy zabrać go do
domu?
Uśmiech Angel zgasł i potrząsnęła przecząco głową.
- Nie dzisiaj. Lekarz chce podać mu antybiotyki, by zapobiec
infekcji.
Dulcie westchnęła. Wiedziała, jaka będzie reakcja Daya.
- Mój brat będzie wściekły.
- Już jest - westchnęła Angel. - Chcesz z nim pogadać?
Day leżał w separatce na drugim piętrze. Kiedy jechali
50
S
R
windą, Dulcie stwierdziła, że Tye nawet nie zapytał, czy może z nią
iść. Po prostu wziął torbę i ruszył za nią.
Ledwo weszła do pokoju Daya. ten zaczął wydawać rozkazy.
- Czekaj - powiedziała. - Pozwól mi pocałować kalekę i obej-
rzeć jego nogę.
- Nie. - Day nie przestawał ani na chwilę mówić o farmie. - Co
za przeklęty pech... Brakuje nam ludzi, odkąd odszedł Mosey. Nie
mogę tu zostać.
Mosey, który zajmował się krowami, niespodziewanie rzucił
pracę przed tygodniem. W bardzo złym momencie, bo właśnie
krowy zaczynały się cielić.
- Mogę wam pomóc.
Słysząc te ciche słowa, Day umilkł.
- Ty? - Zmrużył oczy i Dulcie wstrzymała oddech, bojąc się te-
go, co teraz nastąpi. Okazało się jednak, że wypadek przywrócił
trochę rozsądku jej bratu, bo nie powiedział nic więcej.
- Tak, ja. - Nagle i Tye stał się małomówny.
- Poradzisz sobie?
Pytanie Daya nie było obrazliwe, ale Tye najeżył się. Przecież
tak błaha rzecz jak skaleczona ręka czy lekki wstrząs mózgu nie
mogą powstrzymać go od wskoczenia na siodło.
- Czuję się dobrze - odpowiedział krótko.
- Mówiłeś, że zajmowałeś się pracą na farmie.
- Wuja.
Dlaczego podkreślał ciągle, że to nie było jego gospodarstwo,
zastanawiała się Dulcie.
- Co tam robiłeś?
- Przez dziesięć miesięcy nadzorowałem robotników.
51
S
R
- Robiłbyś to u mnie? Rozumie się, że ci zapłacę.  Day mie-
rzył go uważnym wzrokiem.
Dulcie była zadowolona, że Tye nie dał się zastraszyć, ale po
chwili skarciła się za takie myśli.
- Mogę pomóc przez kilka tygodni - oświadczył Tye.
- Nie mam zamiaru chorować tak długo - obruszył się Day. -
A teraz podejdz bliżej. Powiem ci, co trzeba zrobić.
Dulcie poczuła się niepotrzebna. Spojrzała na Angel, która z
uśmiechem wzruszyła ramionami.
- Chodz, napijemy się czegoś - szepnęła.
Dulcie wzięła Ryana z rąk Tye'a i zeszła z Angel do poczekalni.
Kupiły w automacie wodę sodową i usiadły. Ryan spał spokojnie,
przytulony do matki. Obie milczały.
Wreszcie Angel przerwała ciszę.
- Tye jest ojcem Ryana, tak?
Dulcie powoli skinęła głową.
- Od pierwszej chwili miałam wrażenie, że nie jest tylko twoim
znajomym - uśmiechnęła się Angel.
- My nie... - Jak to wytłumaczyć? Choć przyjazniły się od
dzieciństwa, Dulcie nie wiedziała, jak jej to wszystko powiedzieć.
- Poznaliśmy się, gdy byłam jeszcze mężatką. Od czasu do czasu,
kiedy Lyle wyjeżdżał, chodziliśmy do kina albo do restauracji. Ale
to była tylko przyjazń. On miał dość kobiet pragnących stałego
związku, a ja... ja czułam się taka samotna.
- Wiem, że było ci ciężko - rzekła Angel.
- Nie zdradziłam Lyle' a. - Dlaczego się tłumaczyła? Przecież
jest już dorosła, ale Day był dla niej kimś więcej niż bratem i dla-
tego chciała, żeby on i Angel zrozumieli ją. - Nic między nami nie
było, aż do dnia, gdy wróciłam do Albuquerque. - Roześmiała się
52
S
R
głośno, wspominając swoją naiwność. - A wróciłam dlatego, że w
czasie rozmowy z Lyle'em wydawało mi się. że istnieje jeszcze
szansa uratowania naszego małżeństwa. Postanowiłam zapomnieć
o rozwodzie.
- To dlaczego znowu zmieniłaś zdanie? - zapytała Angel.
- Tego dnia zastałam Lyle'a z inną kobietą. - Dulcie skrzywiła
się. - Kochali się na stole kuchennym. Gdy wybiegłam z mieszka-
nia, na korytarzu spotkałam Tye'a.
- Och! - Angel popatrzyła na nią szeroko rozwartymi oczami. -
Rozumiem. Małżeństwo z Lyle'em też nie było dla ciebie przy-
jemne. Straszny był z niego łajdak. - W głosie Angel brzmiało
obrzydzenie nie pasujące do jej łagodnej natury.
- Tak. - W ciągu ostatnich miesięcy Dulcie przezwyciężyła
wreszcie uczucie niechęci. Nawet było jej przykro, gdy Lyle zginął
w wypadku, ale była już wtedy w domu, tam, gdzie jej miejsce, i
wiedziała, że będzie miała dziecko.
- I co teraz? - zapytała Angel z troską. - Tye również chce
opiekować się Ryanem?
- Nie wiem - westchnęła Dulcie. - Zaproponował mi małżeń- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl