[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gracją na pożegnanie, po czym wyszła na podwórze. Jej pracownia znajdowała się w komórce, w
której Derek trzymał wcześniej lemingi.
Gdy tylko znikła, napięcie w pomieszczeniu opadło, jakby burza właśnie miała się ku
końcowi.
- Wiesz co? - Jono Toolik zdążył się już cofnąć do drzwi i podnieść ręce w geście
kapitulacji. - Po prostu, zapomnijmy o tym.
Wkrótce po jego wyjściu Derek usłyszał, jak nad jednostką przelatuje samolot. Włożył
kurtkę, wsunął policyjną czapkę na głowę i wsiadł na quada, by szybciej dotrzeć na pas startowy.
DeSouza uśmiechnął się szeroko i wylewnie się z nim przywitał.
Całkiem ładna ta wasza osada.
Derek pokiwał głową. Profesor chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że zabrzmiał jak
niezły bufon.
- Zawsze staramy się dogodzić naszym gościom.
Profesor roześmiał się serdecznie.
Zona Steviego specjalnie na tę okazję przygotowała steki z karibu. Mężczyzni usiedli przy
stole w niewielkiej jadalni na posterunku. DeSouza przedstawił im pokrótce plany stacji na
nadchodzące lato. W trakcie rozmowy stawał się coraz bardziej pochmurny. Jego opowieść
sprowadzała się głównie do cięć budżetowych i zamkniętych programów. NASA postanowiła nie
wysyłać ludzi na Marsa, a to oznaczało, że niełatwo będzie im otrzymać dotację na kolejny rok
działalności.
- Włożyliśmy w to długie lata ciężkiej pracy; jesteśmy już o krok od ważnego przełomu -
mruknął.
Stevie spojrzał na Dereka. Ta wizyta wcale nie jest tak miła, jak się spodziewaliśmy .
Skończyli jeść, a Palliser zapalił papierosa.
- Domyślam się, że nie udało wam się znalezć tego myśliwego - powiedział DeSouza. Było
to na wpół pytanie, na wpół stwierdzenie.
Derek pokręcił głową.
- Oficjalnie został uznany za zaginionego, prawdopodobnie nie żyje.
- Jakieś powiązania z tym drugim jak mu tam -Wagnerem?
- Andy Taylor pracował dla niego jakiś czas, ale moim zdaniem te śmierci nie są ze sobą
powiązane. Co najwyżej mogę powiedzieć, że żółtodzioby nie mają w Arktyce lekko.
DeSouza spojrzał na paczkę papierosów.
- Mogę się poczęstować?
Derek popchnął papierosy przez stół i wyjął zapalniczkę. Miał niejasne przeczucie, że
profesor właśnie zamierza im wyjawić prawdziwy powód swojej wizyty.
- Przyjechałem do was, żeby... - Naukowiec zaciągnął się papierosem.
Palliser starał się zachować neutralny ton.
A ja myślałem, że chodzi tylko o stymulację intelektualną.
Profesor uśmiechnął się, ale od razu przeszedł do rzeczy.
Nic takiego się nie dzieje, nie ma się co martwić, ale musimy coś ustalić. Między sobą.
Derek i Stevie wymienili spojrzenia. Sierżant po raz ostatni zaciągnął się papierosem i go
zgasił. Przybrał poważną, skupioną minę.
Chodzi o szklarnię.
Wybudowano ją kilka lat wcześniej, zanim nastały czasy DeSouzy, żeby zbadać, czy powyżej
siedemdziesiątego równoleżnika można uprawiać zboże przy wykorzystaniu wyłącznie energii
słonecznej i prostego systemu wymiany wody. Eksperyment poniósł spektakularną porażkę i
wkrótce zaniechano kontynuowania projektu, choć oficjalnie wciąż figurował on w programie
stacji.
Domyślam się, że najlepiej byłoby ją rozebrać. Myślałem już o tym, ale z logistycznego
punktu widzenia jest to niezwykle skomplikowane.
Szklarnia stała na trudno dostępnym urwisku na Półwyspie Colina Archera. Przywodziła na
myśl jakiś dziwaczny przeszczep z innego świata; do tego była ona oddalona od stacji o ładnych
kilka kilometrów. Ktokolwiek sądził, że urwisko będzie doskonałym miejscem na uprawę zboża,
na pewno dziś nie przyznałby się już do tego pomysłu.
Faktycznie nie wygląda to pięknie, ale budynek nie zagraża środowisku, więc mnie jest
wszystko jedno -powiedział Derek.
- Kiedy ostatni raz tam byłeś?
- Na półwyspie? - Palliser próbował sobie przypomnieć. Pewnie kilka lat temu. - Jakiś czas
temu przyznał.
- To wiele wyjaśnia - westchnął DeSouza.
Derek nie do końca rozumiał.
- Co masz na myśli?
- Chodzi o to, że ktoś założył tam hodowlę trawki.
- Masz na myśli marihuanę? - zdziwił się Stevie. Palliser miał nadzieję, że nie wygląda
równie głupio,
jak się czuje. Nie miał pojęcia o hodowli. Marihuana nie stanowiła dużego problemu na
Wyspie Ellesmere a
- nie była przyczyną zakłócania porządku publicznego
- ale z drugiej strony to przez nią młodych ludzi ogarniała apatia. Zamiast podróżować i
polować, woleli siedzieć w domach. Dlatego Derek uważał, że należy odradzać jej stosowania.
DeSouza pokiwał głową.
- To kultura wodna.
Policjant przez chwilę obawiał się, że profesor podważa jego kompetencje, ale przypomniał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]