[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mo\liwość zarobienia dobrej kasy bramkami strzelonymi Sampdorii Genua. Zawsze
był Kuba. Kuba albo Darek. A teraz "pan trener".
- Dobra, mogę tak mówić - skłamałem, bo wiedziałem dobrze, \e mi przez gardło coś
takiego nie przejdzie. Do trenera Brychczego mówiło się "panie Lucku", do
masa\ystów, du\o starszych od Kuby, pana trenera Kuby, po imieniu. A jaka znowu
była ró\nica wieku między mną a Darkiem? Sześć czy siedem lat? Zwracałem się do
niego bezosobowo. Zamiast "Kuba, co robimy?", pytałem zwyczajnie "co robimy?".
Bez dodawania "trenerze". Wydaje mi się, \e Zielek te\ tak robi. Te\ nie mu przez
gardło "pan trener" nie przechodzi. I Robakowi te\ chyba nie przechodziło.
A gdyby teraz Darek Czykier został trenerem Legii? Panie trenerze, panie Darku?
Raczej nie bardzo. Przecie\ to gość, z którym w piłkę grałem, jak z niejakim
Kubickim Dariuszem! Kuba chyba myślał, \e występuje w obronie własnego
autorytetu, ale ktoś mu musi wytłumaczyć, \e nie na tym polega autorytet. Ja w
Hiszpanii pięć lat mówiłem do trenerów po imieniu. Do starych repów. Jestem Jose i
wal mi Jose.
śe te\ ludzie mogą się tak zmienić. Swoją drogą, te\ mu mogłem wtedy powiedzieć -
to ty mi nie mów Kowal, tylko panie zawodniku. Wszystko będzie miało ręce i nogi.
Panie trenerze, panie zawodniku. I mo\emy się bawić.
Kubicki na pewno mo\e imponować swoją pracowitością. Kiedyś strasznie przytył,
chyba z bekę piwą musiał naraz łyknąć. No i zało\ył się z Mariuszem Piekarskim, \e
zrzuci całą nadwagę, a miał tego chyba z dziesięć kilo albo więcej, w dwa tygodnie.
Zakład na kasę. W Austrii \ar lał się z nieba, a Darek przystępował do ubierania się -
najpierw spodenki i koszulka, potem dres, a na koniec ortalion. Na sam widok
połowie robiło się słabo. Plus trzydzieści pięć, nie idzie wytrzymać na golasa, a
gościu zasuwa z nami na treningu. Tacy masa\yści w Legii czy doktor Machowski, to
całe \ycie się odchudzają. Zgrupowanie po zgrupowaniu, non-stop biegają i coś
dobiec nie mogą. A Kuba się ubrał jak na księ\yc i w dwa tygodnie załatwił sprawę.
Zakład wygrał.
Osobiście nie miałem z nim konfliktów. Gdy prowadził jeszcze rezerwy, często się
widywaliśmy. Cześć, cześć, co słychać. Darek nie posdziewał się, \e będę
wytrzymywał treningi, był zdziwiony, i\ jeszcze nie odpuściłem. Pamiętam, \e nawet
była taka sytuacja, \e Okuka zdjął mnie w przerwie meczu z Amiką, a Kuba, jak
kolega, powiedział mi: - Popełnił błąd, nie powinien cię zmieniać. W drugiej połowie
byłeś potrzebny na boisku.
Ma ambicję, ma samozaparcie, ma te\ zmysł trenerski. Tylko o relacjach
międzyludzkich nie ma pojęcia. Zastanawia mnie pan Dariusz Kubicki. Zastanawia
mnie ta osoba. Nie wiem, o co chodzi.
Praca jako drugi trener Legii to najłatwiejsza fucha pod słońcem. Wystarczy
podglądać Lucjana Brychczego i robić dokładnie to, co on. Niech Kubicki, Gawara i
inni patrzą, notują, uczą się. Jak dla mnie to pana Lucka powinni w klubie zrobić
honorowym prezesem, choć wiem, \e jemu by ta funkcja nie odpowiadała. On woli
przyjść rano, ubrać się w dres, wziąć piłkę, pokopać, poobcować z chłopakami. To
jego \ycie, jego świat. Ale honorowym prezesem i tak bym go zrobił, choćby na siłę.
Choćby miał nigdy w praktyce tej funkcji nie pełnić.
Patrząc na trenera Brychczego, mo\na dojść do wniosku, \e to jedna z bardzo
niewielu osób, która w Legii nie widzi pieniędzy, ale dom. Widać, \e nie interesują go
zaszczyty, stanowiska, kasa. On kocha piłkę taką szczerą, bezinteresowną, mo\e
trochę młodzieńczą miłością.
Treningi z tym człowiekiem to sama przyjemność. To tak, jakby uczyć się jezdzić
samochodem od kierowcy rajdowego. Ma się do czynienia z mistrzem w swoim
fachu, co straszliwie mobilizuje. To nieprawda, \e w naszej piłce nie ma autorytetów.
Są, tylko \e czasem schowane w cieniu. Pan Lucek zawsze miał słabość do
technicznych piłkarzy. Wolał oglądać piękne zagrania ni\ rąbankę. Kiedy Adaś
Fedoruk robił zwód, trener kręcił głową z niedowierzaniem, \e na takie bzdury się
ludzie nabierają, ale przy tym cieszył się - bo jednak miało to w sobie coś z techniki.
Cieszył się widząc w akcji Darka Czykiera, który miał klej w nodze, cieszył się na
widok Leszka Pisza.
Zawsze był dobry do "dziadka", takiej gierki popularnej wśród piłkarzy. Nigdy nie
wchodził do środka! Nie dlatego, \e miał swoje lata, ale po prostu zawsze podawał
celnie. Z kolei gdy uderzał na bramkę, to najlepiej ze wszystkich. Mimo swojego
wieku, nawet lepiej ni\ Piszczyk. Nie tak mocno, ale za to jak\e precyzyjnie. Na te
jego uderzenia mo\na było tylko patrzeć, bo nikt z nas nie miał szans nauczyć się od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl