[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zupę, pomasować mi kark.
Wkrótce wieczór minął i przyszli Cody i Astor, żeby stłumionymi głosikami
powiedzieć mi dobranoc. Rita wygoniła ich do łóżek i położyła do snu, a ja, zataczając się,
poszedłem korytarzem do łazienki umyć zęby. Ledwie złapałem właściwy rytm
szczotkowania, w lustrze nad umywalką przypadkiem zobaczyłem swoje odbicie. Włosy
sterczały mi na wszystkie strony, na policzku miałem sińca, a zwykła radosna pustka w moich
oczach teraz była pozbawiona wyrazu. Wyglądałem jak na nieudanym zdjęciu do kartoteki
policyjnej, na którym świeżo upieczony aresztant jeszcze nie wytrzezwiał i zastanawia się, co
zrobił i jak dał się złapać. Miałem nadzieję, że to nie był zły znak.
Choć przez cały wieczór nie robiłem nic bardziej forsownego od wylegiwania się na
kanapie i drzemania, morzył mnie sen, a szczotkowanie zębów odebrało mi resztki energii.
Mimo to dowlokłem się do łóżka o własnych siłach i padłem na poduszki z myślą, że pójdę w
objęcia Morfeusza, a zmartwienia poczekają do rana. Niestety, Rita miała inne plany.
Kiedy w głębi korytarza ucichły szeptane modlitwy dobiegające z pokoju dzieci,
usłyszałem, jak weszła do łazienki i puściła wodę. Już prawie zasypiałem, kiedy zaszeleściła
pościel i do łóżka obok mnie wsunęło się coś ostro pachnącego orchideami.
- Jak się czujesz? - powiedziała Rita.
- Dużo lepiej - odparłem i żeby oddać jej należną sprawiedliwość, dorzuciłem: - Zupa
jakby pomogła.
- To dobrze - szepnęła i położyła głowę na mojej piersi. Leżała tak przez jakiś czas, a
ja czułem na skórze powiew jej oddechu i ciekaw byłem, czy dam radę zasnąć, jeśli będzie mi
tak uciskać żebra. Nagle jednak zaczęła oddychać w innym, lekko perkusyjnym rytmie i
zorientowałem się, że płacze.
Prawie nic na tym świecie nie zbija mnie z pantałyku tak skutecznie, jak łzy kobiety.
Wiem, że powinienem wykonać jakiś pocieszający gest, a potem zgładzić smoka winnego
temu atakowi płaczu, ale moje nieliczne kontakty z płcią przeciwną nauczyły mnie, że łzy
nigdy nie płyną wtedy, kiedy powinny, i nigdy nie są wywołane tym, czym się wydaje. W
konsekwencji pozostają ci tylko głupie środki zaradcze, jak głaskanie po głowie i powtarzanie
no już, już w nadziei, że w którymś momencie dowiesz się, o co w całym przedstawieniu
chodzi.
Ale że Dexterowi nie można zarzucić braku woli współpracy, objąłem ją ramieniem,
położyłem dłoń na jej głowie i zacząłem głaskać.
- Już dobrze - uspokoiłem ją i choć brzmiało to strasznie głupio, uznałem, że to bez
porównania lepsze od no już, już .
I jak to zwykle bywa, odpowiedz Rity zupełnie rozminęła się z moimi oczekiwaniami.
- Nie mogę cię stracić - powiedziała.
Nie planowałem zostać straconym, to na pewno, i chętnie bym jej to wyjaśnił, ale
tymczasem rozkręciła się na dobre i jej ciałem wstrząsał cichy szloch, a po mojej piersi
ściekała strużka słonej wody.
- Och, Dexter - załkała - co ja bym poczęła, gdybym ciebie też straciła?
I oto, w chwili, kiedy padło to niepozorne słówko też , zupełnie nieoczekiwanie
stałem się częścią nieznanego mi bliżej towarzystwa, prawdopodobnie ludzi, których Rita
gdzieś przez nieuwagę zgubiła. W żaden sposób nie dała mi do zrozumienia, czym sobie
zasłużyłem na włączenie do tego grona ani kim byli inni jego członkowie. Czy chodziło ojej
pierwszego męża, narkomana, który bił i znęcał się nad nią, Co - dym i Astor do tego stopnia,
że zgodzili się zostać moją idealną rodziną? Teraz siedział w więzieniu i rzeczywiście, zgubić
się w taki sposób to kiepski pomysł. A może była jeszcze cała grupka innych zaginionych
osób, które gdzieś po drodze odpadły z orszaku Rity i złośliwy los porwał je w nieznane?
A potem, jakbym i bez tego nie miał dość dowodów, by sądzić, że myśli
transmitowane do jej mózgu pochodzą ze statku bazy krążącego po orbicie Plutonu, Rita
zaczęła zsuwać twarz po mojej piersi na brzuch i niżej - wciąż szlochając, rozumiecie, i
pozostawiając za sobą szybko stygnącą smużkę łez.
- Leż spokojnie. - Pociągnęła nosem. - Ze wstrząsem mózgu nie możesz się
przemęczać.
Jak mówiłem, nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać, kiedy kobiecie zbierze się na
płacz.
24
W środku nocy obudziłem się z myślą: ale czego on chce? Nie wiem, czemu nie
postawiłem tego pytania wcześniej ani dlaczego przyszło mi do głowy teraz, kiedy leżałem w
moim wygodnym łóżeczku u boku łagodnie pochrapującej Rity. Ale cóż, skoro już wynurzyło
się na powierzchnię jeziora Dexter, musiałem coś z tym zrobić. Głowę wciąż miałem jakąś
sztywną, jakby ktoś napchał mi do niej mokrego piachu, i przez kilka minut leżałem
nieruchomo, zdolny tylko powtarzać raz po raz: Czego on chce?
Czego Weiss chciał? Nie chodziło mu tylko o to, żeby podkarmić swojego Pasażera,
byłem tego prawie pewien. Nie czułem, by mój własny w pobliżu Weissa i jego dzieł
szturchał mnie porozumiewawczo, jak to zwykle robił w obecności innej Istoty.
Zresztą, sposób działania Weissa - to, że zajmował się martwymi już ciałami,
przynajmniej dopóki nie zabił Deutscha - wskazywał, że ma zupełnie inny cel.
Tylko jaki? Filmował zwłoki. Filmował oglądających je ludzi. I sfilmował mnie przy
pracy - unikalny materiał, owszem, ale nie widziałem sensu w jego nagrywaniu. Bo jaka z
tego frajda? Ja jej nie dostrzegałem - a przez to nie mogłem wniknąć w myśli Weissa i go
rozgryzć. Nigdy nie miałem tego problemu z normalnymi, dobrze ułożonymi psychopatami,
którzy zabijają, bo muszą, i czerpią ze swojego zajęcia prostą, szczerą przyjemność. Ich
rozumiałem aż za dobrze, bo byłem jednym z nich. Ale w przypadku Weissa nie miałem
żadnego punktu zaczepienia, niczego, co pozwoliłoby mi się wczuć w jego sposób myślenia, i
dlatego nie miałem pojęcia, dokąd pójdzie i co teraz zrobi. Było tylko paskudne przeczucie,
że to mi się nie spodoba - i żadnych podpowiedzi, co to będzie. Kiepska sprawa.
Przez pewien czas leżałem w łóżku i myślałem - czy raczej próbowałem myśleć, bo
statek Dexter wyraznie nie był jeszcze gotów ruszyć pełną parą. Nic nie przyszło mi do
głowy. Nie wiedziałem, czego Weiss chce. Nie wiedziałem, co teraz zrobi. Coulter zawziął
się na mnie. Salguero też, no a Doakes, oczywiście, nigdy nie dał za wygraną. Deb wciąż była
w śpiączce.
Po stronie plusów zapisać można było to, że zjadłem wyśmienitą zupę. Rita była dla
mnie naprawdę dobra - zasługiwała na coś lepszego, choć, jak widać, nie zdawała sobie z tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]