[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Z godziny na godzinę coraz bardziej zbliżali się do siebie.
Jedząc na kolację smakowitego łososia z młodymi ziemniakami,
Madeline powiedziała:
- Przyszedł mi dziś do głowy pewien pomysł. - Był to piąty
dzień jej pobytu w latarni morskiej.
110
Anula
ous
l
a
and
c
s
Jemu też. Kiedy w ciemni Madeline nachyliła się nad Saksem,
włosami musnęła jego policzek. Ledwie powstrzymał się przed
wzięciem jej w ramiona.
- Przypomniałaś sobie coś jeszcze? - zapytał. Dolał białego wina
do jej kieliszka.
Niestety, po obiecujących początkach, amnezja nie ustępowała.
Madeline przypominała sobie jakieś drobiazgi, nic nie znaczące
incydenty. Nie potrafiła jednak odpowiedzieć na podstawowe pytania:
co sprowadziło ją do Oregonu i dlaczego znalazła się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie?
Im bardziej wytężała pamięć, tym silniej działała jakaś
wewnętrzna blokada. Rodzące się uczucie do Saksa jeszcze
pogarszało sytuację, stwarzając moc nowych stresów.
- Nie - odparła. Upiła łyk wina. Starała się nie okazywać
rozgoryczenia.
- Przekonasz się, że szybko przypomnisz sobie wszystko - po raz
chyba setny pocieszył ją Saks. - Jedyny sposób to...
- Wiem. Zbytnio nie wysilać pamięci. - Madeline przesuwała
palcami po nóżce ciężkiego, kryształowego kieliszka. Starannie
dobierała słowa. - Myślałam o tobie - dodała po chwili.
- O mnie?
- O twojej pracy.
- Ach, tak.
Od razu się rozluznił. Nadal żenowały go wszelkie rozmowy o
nim.
111
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Pomyślałam, że powinieneś wydać książkę -powiedziała
powoli.
- Jestem fotografikiem, a nie pisarzem.
- Mam na myśli zbiór fotografii,
- Gigantycznych rozmiarów album, jakie ukazują się tuż przed
świętami, przeznaczone na gwiazdkowe prezenty?
- Właśnie taki. - Wypiła następny łyk wina. Dla dodania sobie
animuszu, jakby od razu wypomniał jej ojciec. - Saks, twoje fotografie
są przepiękne. A na albumy jest ciągle duże zapotrzebowanie. Co
więcej, fotografie z tej części Stanów, mam na myśli Zachodnie
Wybrzeże, są teraz na czasie ze względu na problemy ochrony
środowiska.
Saks w zamyśleniu potarł brodę.
- Nie wiem, Maddy, czy to dobry pomysł. Przecież fotografuję
od niedawna. I wcale nie jestem pewien, czy w ogóle mam ochotę na
publikowanie albumu; A zwłaszcza na kontakty z wydawcami i inne z
tym związane zawracanie głowy.
- Nieważne, czy masz duże doświadczenie, czy nie -
argumentowała Madeline. - Liczy się tylko to, że jesteś świetny.
Mógłbyś wydać album na przykład pod tytułem: Wybrzeże
Zachodzącego Słońca.
- Do takiej publikacji trzeba by jeszcze napisać tekst. A ja nie
umiem.
- A ja tak - stwierdziła stanowczo Madeline. - Umiem pisać.
112
Anula
ous
l
a
and
c
s
Zapanowało długie, niezręczne milczenie. Wreszcie ode-zwał się
Saks:
- Maddy, chyba jeszcze nie dojrzałem.
Do przygotowania własnego albumu? - zastanawiała się.
- To była tylko luzna myśl - powiedziała, siląc się na obojętność.
Saks dojrzał jednak rozczarowanie malujące się w jej oczach.
Zrobił przykrość Madeline. Poczuł się winny. Sięgnął ponad stołem i
położył rękę na jej dłoni.
- Syreno, pomysł był dobry - rzekł łagodnym tonem - ale trochę
przedwczesny.
Zamilkli. Uznali temat za wyczerpany. Zajęli się jedzeniem.
Niestety, łosoś przestał Madeline smakować. Gdy kolacja dobiegła
końca, odetchnęła z ulgą.
Kiedy myli naczynia, Saks oznajmił, że czeka go jeszcze parę
godzin pracy w ciemni. Nie poprosił Madeline, żeby mu towarzyszyła,
a i ona sama nie zaofiarowała pomocy.
Poszła na górę do sypialni, wyciągnęła się w poprzek łóżka i
usiłowała czytać. Nie mogła się skupić na tekście. Wszystkie jej myśli
krążyły wokół Saksa.
Madeline zamierzała dochować warunków umowy,
równocześnie jednak każdym nerwem ciała pragnęła tego nieznośnego
mężczyzny.
Piętro wyżej Saks pracował sam, wywołując w ciemni następne
fotografie. Był spięty. Ledwie nad sobą panował. Rozpaczliwie
pożądał kobiety, którą od kilku dni miał pod swoim dachem. Nie
113
Anula
ous
l
a
and
c
s
chciał się poddać emocjom. Zdesperowany, rzucił się w wir pracy.
Burzliwe odczucia Saksa odzwierciedlał sztorm uwidoczniony na
fotografiach. Gdy całą siłą woli trzymał się z daleka od Madeline,
uprzytomnił sobie, że uczucia, które nim targały od pierwszej nocy,
kiedy to własnym ciałem ogrzewał Madeline, były czymś zupełnie
nowym i niezwykłym. Ona je wzbudziła i ona była jedynym obiektem
jego pożądania. Dlatego stanowiła dla niego zagrożenie.
Madeline nie mogła zasnąć. Do pózna w nocy krążyła nerwowo
po pokoju. Zastanawiała się, czy Saks też spędza bezsenną noc. I czy
o niej myśli.
Tymczasem on leżał na przykrótkiej kanapie, wsłuchując się w
kroki Madeline. Wiedział, że jest tak samo niespokojna jak on. Jakie
to byłoby proste, pomyślał. Wystarczyło tylko wejść po schodach,
ściągnąć z Madeline to, co ma na sobie, pocałować ją mocno i
namiętnie. Byłaby natychmiast gotowa mu się oddać.
Nigdy nie uważał się za marzyciela. Kiedy jednak zegar ścienny
wybił drugą w nocy, puścił wodze fantazji. Wyobrażał sobie, że kocha
się z Maddy, Czuł na wargach smak jej złocistej skóry szyi, ramion i
drobnych, sterczących, piersi. Wodził palcami wokół różowych
sutków. Niemal słyszał, jak jęczała i dyszała z podniecenia.
W miarę jak erotyczne fantazje stawały się coraz bardziej
rzeczywiste, ciało Saksa zaczął przeszywać coraz dotkliwszy ból
pożądania.
- Do diabła - mruknął, obracając się z trudem na drugi bok na
wąskiej kanapie. Wbił wzrok w okno, za którym panowała
114
Anula
ous
l
a
and
c
s
nieprzenikniona ciemność. Pragnął, żeby sztorm wreszcie się
skończył. Jeśli będzie musiał spędzić jeszcze jedną noc z syreną pod
wspólnym dachem, zwariuje do reszty.
Zaraz ją zabiją.
Ta myśl przeszyła mózg Madeline ostro jak błyskawica
pociemniałe niebo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl