[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 W porządku, jak pan uważa. Ale wiadomości, które mam dla państwa są mieszane.
 Mieszane?
 Częściowo dobre, a częściowo niepomyślne. Dobre to fakt, że rana jest czysta i na
pewno uda się nam ją zaszyć bez problemów. Nie było zbyt wielkiej utraty krwi, ale daliśmy
mu dodatkowo pół litra, aby nie osłabł.
 A jakie są te niepomyślne wieści?  spytała Sara załamującym się głosem.
 Chodzi o to, że Jonathan jest w głębokim szoku. Dużo głębszym niż zdarza się to
normalnie, nawet przy poważnej ranie twarzy.
 Czy to znaczy, że zapadł w komę?  spytałem.
Lekarz kiwnął głową.
 Nie jest to zupełnie niezwykłe przy ranach głowy, ale zaskakuje nas, że śpiączka
jest tak głęboka. Nie ma widocznego uszkodzenia tkanek mózgowych i wszystkie oznaki
życia są normalne. Nawet oddech jest normalny, podczas gdy pacjenci w komie zwykle
oddychają w wyraznie charczący sposób.
 Sądzi pan, że Jonathan długo pozostanie w tym stalle?
Lekarz wydął wargi.
 Nie można nic powiedzieć w tym momencie. Kontynuujemy obserwację jego
odruchów i oddechu. Nie mamy dotąd żadnych wskazówek, żeby dziecku groziło
niebezpieczeństwo utraty czynności życiowych, ale musimy zrobić jeszcze wiele
całościowych testów, zanim będziemy mogli ustalić dokładnie, co jest nie w porządku.
 Kiedy powiedział pan  utrata czynności życiowych  wtrąciła Sara  miał pan
na myśli śmierć?
Lekarz przyciskał notes mocno do piersi.
 Nie do końca  odparł, nie patrząc na nas.  Mamy skuteczne środki w
przywracaniu przytomności, zależnie od przyczyny utraty czynności życiowych. Ale nie
może pani wyprzedzić przyszłości, pani Delatolla, Pani syn jest zdrowy i w ogólnie dobrym
stanie i najbardziej ze wszystkiego potrzebuje teraz dwojga wspierających go, nastawionych
optymistycznie rodziców, którzy naprawdę mogą pomóc mu wyzdrowieć.
 Tak  zgodziła się łagodnie Sara.
Lekarz zostawił nas i siedzieliśmy w poczekalni, aż zaczęło się ściemniać i
zamigotały świetlówki. Strumień samochodów na międzystanowej autostradzie zmienił się w
gęstą rzekę czerwonych cząsteczek w ciemnym ciele nocy.
Sara stanęła za mną i oparła policzek na moim ramieniu. Widziałem nasze twarze
odbite w oknie i widok ten przypomniał mi jedną z naszych fotografii ślubnych. Tyle że w tle
zamiast kolorowych kwiatów z ogrodu Sary w Pasadenie za nami była czarna noc.
 Przepraszam cię  odezwała się Sara.  Wiem, że to nie twoja wina. Wiem, że
próbowałeś tylko nas chronić.
.  David mnie ostrzegał  jęknąłem. W gardle miałem sucho.
 Nie powiedział, co może się zdarzyć. Nie mogłeś tego przewidzieć. Przepraszam,
że byłam taka niedobra.
Otoczyłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie.
 Rozumiem, co czujesz.
Dotknęła moich warg opuszkami palców.
 Wściekłość przede wszystkim  szepnęła.
 Pytali cię, jak to się stało?  spytałem. Skinęła głową.
 Powiedziałam, że bawił się toporkiem. I że uderzył się przez przypadek.
Popatrzyłem na nią z uwagą.
 Tak powiedziałaś? Pomimo że czułaś, iż jest to moja wina?
 A co miałam powiedzieć? %7łe próbowałeś porąbać jakieś krzesło w ogrodzie i
zamiast tego rąbnąłeś swego syna? Ten przedmiot przyniósł nam już dość nieszczęścia bez
wciągania w to policji. Chyba nie chcesz, aby nasi sąsiedzi myśleli, że jesteśmy
dzieciobójcami.
 Tak, masz rację. Dziękuję, że zachowałaś się tak trzezwo.  Pocałowałem ją, a
potem zapytałem:  Chcesz może kawy? W hallu jest automat.
 Herbatę, jeśli mają. Bez mleka i bez cukru.
Pogrzebałem w kieszeniach spodni i znalazłem trzy ćwierćdolarówki i piątaka. Potem
otworzyłem drzwi poczekalni i poskrzypując trampkami, poszedłem korytarzem do automatu
z kawą. Były tam cztery napisy: Kawa, Gorąca czekolada, Zupa minestrone, Zepsuty.
Wrzuciłem ćwierćdolarówkę i nacisnąłem guzik z napisem: Kawa.
Kiedy stałem, czekając aż plastikowy kubek się napełni, mignęła mi mała biała postać
w końcu korytarza. Zanim zdążyłem ją rozpoznać, zniknęła. Ale miałem głębokie i
niepokojące przeświadczenie, że to był Jonathan. Nie wiedziałem, skąd ta pewność. Można to
porównać do wrażeń odbieranych podczas trzęsienia ziemi. Zawsze wówczas czuje się, że jest
to właśnie trzęsienie ziemi, a nie coś innego. Moje przekonanie było tak nagłe i tak silne, że
ruszyłem szybko korytarzem, a potem zacząłem biec i póki nie dotarłem do zakrętu, pędziłem
ile sił w nogach. Zderzyłem się z jakąś Meksykanką pchającą wózek ze świeżą bielizną.
Biegłem jednak dalej, klapiąc głośno po podłodze trampkami, a w oczach migały mi drzwi,
ściany i świetlówki na suficie.
Zauważyłem go kątem oka tuż przy końcu korytarza, gdy skręcał w następną odnogę.
W przelocie zobaczyłem tylko tył jego głowy z potarganymi włosami i biały operacyjny strój,
ale teraz byłem absolutnie pewien, że to on. Krzyknąłem:
 Jonathan! Jonathan, zatrzymaj się!
Jakaś czarnoskóra pielęgniarka wychyliła głowę zza drzwi biura i popatrzyła na mnie
w zdumieniu. Przy następnym rogu korytarza zatrzymałem się, chwytając z trudem oddech.
Jonathan zniknął bez śladu w korytarzu długim na dwieście stóp. Zacząłem biec po lśniącej
posadzce, popatrując na lewo i na prawo, ilekroć mijałem otwarte drzwi, i zerkałem szybko w
każde okno, które nie było zasłonięte. Jakaś stara dama o bladej twarzy, leżąca w łóżku w
jednej z mijanych sal, rzuciła mi gniewną, spojrzenie, a ja obdarzyłem ją głupim uśmieszkiem
w charakterze przeprosin.
Wkrótce dotarłem do końca korytarza. Było tu tylko wychodzące na szpitalny parking
okno i para pomalowanych na szaro drzwi z napisem: Wyjście awaryjne. Usiadłem na chwilę
na parapecie, próbując złapać oddech.
Potem usłyszałem skrzypiący odgłos zamykanych drzwi. Gdybym biegł, nigdy bym
go nie wychwycił. Cicho, ostrożnie ruszyłem za ledwo słyszalnym dzwiękiem. Gdzieś w
oddali odezwał się gong i zniekształcony głos szpitalnego recepcjonisty.
Dotarłem do drzwi z numerem 812 i napisem: Pralnia. Wahałem się, patrząc na nie
przez długi czas. Gdzieś w moim mózgu coś stale mówiło mi:  To tu, tu się ukrył twój syn .
Przypomniałem sobie Meksykankę, na którą wpadłem na korytarzu. Pchała wózek ze świeżą
bielizną, którą musiała wziąć właśnie stąd. Zajrzałem przez okrągłe okienko, ale w środku
było zbyt ciemno, żebym mógł cokolwiek zobaczyć. Nacisnąłem klamkę i drzwi natychmiast
się otworzyły.
 Jonathan?  zapytałem.
Nie było odpowiedzi. Pchnąłem otwarte drzwi mocniej i światło z korytarza przecięło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl