[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ny, jacy wy ście głupi, to już w całej Baraniej Głowie nikogo głupszego nie ma!
A wam po co tam było iść?
47
- A gdzież miałam iść? - rzecze kobieta.
- Gdzie? - odparł %7łyd - a na czym ugoda stoi? na papierze; nie ma papieru, nie ma
i ugody; podrzeć papier, i basta!
- O moiście wy! - rzecze Rzepową - żeby ja miała ten papier, dawno bym ja go
podarła.
- Ba! a to nie wiecie, że papier u pisarza? No... ja wiem, co wy, Rzepowa, dużo u
niego możecie wskórać; on sam mi mówił: niech Rzepową, powiada, przyjdzie i mnie
poprosi, a ja, powiada, papier podrę, i basta!
Rzepowa nie odrzekła nic, tylko chwyciła konewkę za ucho i poszła w stronę
murowańca, a tymczasem ściemniło się na dworze...
Rozdział XI
SKOCCZONA NIEDOLA
Na niebie zaszedł już Wóz, a weszły Kurki, gdy drzwi skrzypnęły w chacie
Rzepów i Rzepowa weszła cicho do izby. Wszedłszy stanęła jak wryta, bo
spodziewała się, że Rzepa jak zwykle będzie spał w karczmie; tymczasem Rzepa
siedział na skrzynce pod ścianą z pięściami wspartymi o kolana i patrzył w ziemię.
Na kominie dogasały węgle.
- Gdzieś była? - spytał ponuro Rzepa. Zamiast odpowiedzieć, ona padła na ziemię
i leżąc przy jego nogach ze szlochaniem i płaczem wielkim zaczęła wołać:
- Wawrzon! Wawrzon! dla ciebie to ja, dla ciebie! na sromotę się podałam.
Oszukał mnie, a potem zwymyślał i wypędził. Wawrzon! ulituj że się choć ty nade
mną: mój serdeczny! Wawrzon! Wawrzon! Rzepa wydobył zza skrzynki siekierę.
- Nie - mówił spokojnym głosem - już tobie przyszło na koniec, niebogo! Już ty się
pożegnaj z tym światem, bo go nie będziesz widzieć. Już ty nie będziesz, niebogo, w
chałupie siedziała, ino będziesz na cmentarzu leżała... już ty...
Dopiero ona spojrzała na niego z przerażeniem.
- Cóże ty chcesz mnie zamordować? A on:
- No, Maryśko; nie trać po próżnicy czasu; przeżegnaj się, a potem będzie koniec:
nawet nie poczujesz, niebogo.
- Wawrzon, i ty naprawdę?...
- Połóż głowę na skrzyni...
- Wawrzon!
- Połóż głowę na skrzyni! - wołał już z pianą na ustach.
- O! dla Boga! ratunku! ludzie! ratun... Rozległo się głuche uderzenie, potem, jęk i
48
stuk głowy o podłogę; potem drugie uderzenie, słabszy jęk; potem trzecie uderzenie,
czwarte, piąte, szóste. Na podłogę lunął strumień krwi, węgle na kominie przygasły.
Drganie przeszło Rzepową od stóp do głowy, potem trup jej wyprężył się nagle i
pozostał nieruchomy.
Wkrótce potem szeroka krwawa łuna rozdarła ciemności: paliły się zabudowania
dworskie.
EPILOG
A teraz powiem wam coś na ucho, czytelnicy: Rzepy nie byliby wzięli do wojska.
Taka ugoda, jaką spisano w karczmie, nie była wystarczającą. Ale widzicie, chłopi się
na takich rzeczach nie znają, inteligencja, dzięki neutralności, także niewiele, więc...
więc pan Zołzikiewicz, który trochę wiedział o tym, liczył, że w każdym razie sprawa
się przewlecze, a strach rzuci kobietę w jego ramiona.
I nie przeliczył się ten wielki człowiek.
Spytacie, co się z nim stało? Cóż się miało stać? Rzepa, podpaliwszy zabudowania
dworskie, poszedł było szukać z kolei zemsty i na nim; ale że na okrzyk: gore! ,
zbudziła się już cała wieś, więc Zołzikiewicz ocalał.
I oto piastuje dalej urząd pisarza w Baraniej Głowie, ale teraz ma nadzieję, że
zostanie wybrany sędzią. Skończył właśnie czytać Barbarą Ubryk i spodziewa się
także, że panna Jadwiga uściśnie mu lada dzień rękę pod stołem.
Czy te nadzieje sędziostwa i uścisku się sprawdzą, przyszłość okaże.
49
[ Pobierz całość w formacie PDF ]