[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ojca.
Podczas gdy Ben bawił się swoimi samochodzikami, urządzając wyścigi na podło-
dze w kuchni, Phoebe przygotowywała kolację, a przez jej głowę przebiegało tysiące
myśli.
Jed chyba coś podejrzewa. Raczej na pewno. Jego nagłe pojawienie się w Dorset
nie mogło być zbiegiem okoliczności. Ale kto mógł mu powiedzieć? Na pewno nie Ju-
lian. Nie mógłby zdradzić jej w ten sposób.
Postawiła talerze na stole i kucnęła obok Bena, mocno go przytulając. Trzymała
syna blisko przy sobie, jakby się chciała upewnić, że Jed nie zagrozi szczęśliwemu życiu,
jakie prowadzili.
- Przygotowałam twoje ulubione danie, ponieważ bardzo cię kocham - uśmiechnęła
się do Bena, który pocałował ją zamaszyście w policzek i usiadł za stołem.
Phoebe miała wrażenie, że nie uda jej się przełknąć ani kęsa, ale postanowiła się
zmusić, aby dać synowi dobry przykład.
Nagle zdała sobie sprawę, jakim przykładem byłby dla jej syna bezlitosny i aro-
gancki mężczyzna, jakim był Jed. W tej jednej chwili podjęła ostateczną decyzję, Jed nie
miał żadnego dowodu, że Ben był jego synem, i tak długo, jak długo będzie temu zaprze-
czać, nie będzie mógł nic zrobić.
Phoebe spojrzała na zegarek. Za piętnaście siódma. Jed się spóźniał...
Posprzątała po kolacji, lawirując między pytaniami Bena o godzinę, o to, kiedy
przyjedzie i dlaczego go jeszcze nie ma, bo przecież obiecał mu przejażdżkę swoim sa-
mochodem. Przy odrobinie szczęścia Jed już nigdy się nie pojawi, pomyślała. Ten bezli-
tosny drań nie wrócił, jak jej obiecał, dlaczego więc tym razem miałby dotrzymać słowa?
Benowi na pewno będzie przykro przez jakiś czas, ale, jak to dziecko, szybko zapomni o
tym rozczarowaniu i problem sam się rozwiąże.
- Ben? Idź umyć zęby i przebierz się w piżamę. Pozmywam tylko i przyjdę prze-
czytać ci bajkę.
- Ale co z moją przejażdżką samochodem? Twój przyjaciel mi przecież obiecał...
Żałosne rozczarowanie w jego spojrzeniu zakuło ją w serce. Był taki młody. Nie
chciała jeszcze niszczyć jego wiary w ludzi.
- Na pewno coś mu wypadło, przyjedzie kiedy indziej.
- Naprawdę tak myślisz? - spytał z nadzieją w głosie.
- Oczywiście.
W tej samej chwili usłyszała dzwonek. Ben, który już był w drodze do łazienki,
podbiegł do drzwi, patrząc na nią wyczekująco.
Phoebe podeszła do drzwi i otworzyła je.
Na progu stał Jed, z szerokim uśmiechem.
- Wróciłeś! Mama mówiła, że wrócisz.
- Twoja mama dobrze mnie zna. Mam też fotelik, więc jeśli chcesz, możemy się
wybrać na przejażdżkę.
- Jest już bardzo późno - zaczęła Phoebe ostrożnie. - Ben powinien się wkrótce po-
łożyć spać... Więc to będzie bardzo krótka przejażdżka - zgodziła się ostatecznie.
W kilkanaście minut później siedzieli już w samochodzie i Ben przyglądał się za-
chwycony, jak Jed opuszcza dach i przekształca samochód w kabriolet. Przez całą drogę
wyjaśniał chłopcu, do czego służą poszczególne przyciski i jak prowadzi się samochód
bez automatycznej skrzyni biegów. Phoebe miała ochotę krzyczeć, że Ben jest tylko jej,
ale nic nie mogła poradzić na to, że chłopiec najwyraźniej był przeszczęśliwy.
- To szpital, w którym się urodziłem - wyjaśnił nagle, gdy zatrzymali się na świa-
tłach obok Bowesmartin Cottage Hospital. - To był prawdziwy cud. Mama miała mieć
bliźnięta, ale to drugie dziecko niestety zmarło, zanim się urodziłem.
Phoebe odwróciła głowę. Żałowała teraz, że powiedziała Benowi prawdę o swojej
bliźniaczej ciąży.
- To bardzo interesujące, Ben - usłyszała odpowiedź Jeda. Ich spojrzenia spotkały
się. - Prawda z ust dziecka.
- Nie jestem już dzieckiem - zaprotestował Ben. - Mam już prawie pięć lat!
Phoebe przypomniała sobie, jaki szok przeżyła, gdy lekarz powiedział jej, że jest w
ciąży. Zgłosiła się do lekarza w kilka tygodni po tym, jak straciła dziecko, bo cierpiała na
mdłości i zdarzały jej się omdlenia. Lekarz wyjaśnił jej, że musiała mieć bliźnięta dwuja-
jowe i straciła tylko jedno. Było to bardzo rzadkie, ale nie niemożliwe.
ROZDZIAŁ PIĄTY [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl