[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wstała, pociągnęła za spłuczkę i spuściła wodę.
- Przyjdziesz o dwunastej? - spytała znowu.
- Tak - odparła Josephine.
Zaabsorbowana, zamknęła za sobą drzwi oznaczone numerem dziewięć. Rozejrzała się po
korytarzu. W świetle dnia wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Naga, szła cichutko po
miękkim dywanie, pamiętając o tym, by trzymać spuszczone oczy. Skręciła za róg i znalazła
się przed swoim pokojem. Nikogo nie było w polu widzenia.
Drzwi nie były zamknięte. Weszła do środka. Zniadanie przygotowane dla niej spoczywało
przy łóżku na tacy, przykryte czystą serwetką z białego lnu.
Wzięła prysznic, wytarła się, po czym usiadła na łóżku, owinięta w ręcznik. Zniadanie było
obfite, doskonale przyrządzone i gorące.
Absolutne posłuszeństwo, pomyślała. Prawo Estwych. I ten skomplikowany szyfr z tatuażami
i kostkami domina. Suriko powiedziała, że nie jest jeszcze gotowa. Jackie powiedziała, że jest
Ponieważ nie miała tatuażu, mogli ją traktować jak niewolnicę, używać do swoich własnych
przyjemności. Nie była nawet warta kostki domina.
Kiedy dostanie swój tatuaż? Czy ciągle jeszcze był przed nią jakiś test, który musiała przejść?
Dr Hazel... Wszystko zależy od niego. Kiedyż on przyjdzie? A może tu był cały czas, udając
kogoś innego i obserwował ją z ukrycia?
89
Pomyślała o Jackie: Jackie w swoim uniformie, Jackie w łóżku ostatniej nocy, Jackie w
łazience dzisiejszego ranka. Suriko zamierza ukarać Jackie. Ku swojemu zdumieniu
zauważyła, że jest o nią zazdrosna. Rozsunęła nogi, dotknęła się lekko i wzdrygnęła.
Dzień zaczął się już na dobre. Słońce było wysoko i wpadało przez małe szybki okien.
Josephine miała ochotę wyjść na zewnątrz i popróżnować sobie, całkiem nago w promieniach
słońca. Ale nie chciała nikogo spotkać. Ani Svena, ani Suriko - nikogo.
Podeszła do kominka i pociągnęła za dzwonek.
Zjawiła się pokojówka. Josephine nie widziała jej wcześniej. Wcale nie zmieszało jej to, że
Josephine stała przy palenisku, niedbale owinięta ręcznikiem.
- Możesz zabrać tacę - powiedziała Josephine.
- Tak, madame. Czy coś jeszcze?
- Możesz poinformować doktora Hazla, że wciąż czekam, żeby się z nim spotkać - dodała.
Pokojówka zawahała się, po czym skinęła głową.
- Tak, madame.
Gdy wyszła, Josephine podeszła do szafy. Otworzyła drzwi.
Jej ubrania ponownie zniknęły. W szafie znajdowały się jedynie te same przedmioty, co
przedtem: siatkowe pończochy, pas, kołnierzyk i buciki na szpilkach. Josephine głęboko
zaczerpnęła powietrza. Wyjęła ubrania z szafy. Przytrzymała jedną z pończoch na wysokości
twarzy i gładziła policzek siateczką w górę i w dół. Podeszła do okna i oparła się o parapet.
Otworzyła okno i wyjrzała na zewnątrz. Letnie powietrze wleciało do środka, pieszcząc ją
zmysłowo.
Położyła się i czekała.
Ale nikt nie przychodził.
Za dziesięć dwunasta wstała i włożyła strój. Wyszła z pokoju i odnalazła schodki prowadzące
na szczyt domu. Stopnie były ze starego drewna, nagie i nie wypolerowane. Skrzypiały pod
jej ciężarem przy każdym kroku.
Na szczycie znajdowały się niskie, spaczone drzwi. Josephine popchnęła je i weszła do
środka.
Znalazła się na starym strychu, pełnym pajęczyn i rupieci.
Gorąco. Powietrze było duszne i stęchłe. Rozejrzała się wkoło. W zakurzonym pomieszczeniu
zobaczyła bujanego konika, dużą, szklaną kopułę pełną wypchanych ptaków, stary gramofon
na korbkę, torbę golfową, koślawy stolik do gry w karty i krawiecki manekin.
Byli tam wszyscy i przyglądali się jej.
Annabella siedziała w olbrzymim, starym fotelu. Miała na sobie czarną, wełnianą garsonkę i
podwójny sznur pereł. Sprawiała wrażenie całkiem odprężonej, wyglądała bardziej jak dama
dworu, niż gospodyni. Fotel, na którym siedziała pokryty był zakurzonym obiciem. Dłonie
trzymała splecione na wysokości brzucha.
Sven przysiadł na poręczy fotela. Ubrany był w długi, biały płaszcz i ostro zaprasowane
spodnie. Jego jasne włosy posmarowane były z tyłu i na czubku głowy czymś ciemnym i
tłustym. Przyciemnione okulary z okrągłymi szkłami dokładnie zakrywały jego oczy.
Suriko przebrała się. Miała teraz na sobie strój do konnej jazdy: czerwony kapelusz, czarne
bryczesy i obcisłe kozaczki z błyszczącej skóry. Stała obok bujanego konika i poruszała go
lekko, w przód i w tył, dłonią w rękawiczce.
Josephine obróciła się.
Za nią na kuchennym krześle postawionym tyłem do przodu, siedział okrakiem kierowca.
Wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widziała go po raz pierwszy. Miał na sobie płaską,
czarną czapkę z daszkiem, czarne skórzane spodnie i kamizelkę. Był bez koszuli. Oczy miał
zasłonięte słonecznymi okularami a w uchu złoty kolczyk. Pomiędzy włosami na klatce
piersiowej połyskiwał złoty łańcuszek. Przypuszczała, że znajduje się tam również tatuaż,
90
porośnięty czerwonymi włosami. Przypomniała sobie, jak zawiązał jej oczy i zbił ją. Nie
znała nawet jego imienia.
Obecne były również dwie pokojówki: jedna, która zabrała tacę z resztkami śniadania i Dawn,
która tak umiejętnie podnieciła Svena i pozwoliła mu zaspokoić się w swoich ustach.
Nie było tam Jackie.
Josephine stała zdezorientowana i przypatrywała się całej grupie.
Nikt się nie poruszył ani nie odezwał. Jedynym dzwiękiem, który słyszała, był skrzyp
bujanego konia, poruszającego się w przód i w tył.
Josephine spostrzegła, że manekin krawiecki ubrany jest w czarny, skórzany stanik i
majteczki, z dziurkami w kształcie serca w miejscu brodawek i krocza.
Nagle Josephine przypomniała sobie coś. Spuściła oczy, wpatrując się w noski swoich butów
i złączyła ręce na plecach.
Sven przemówił.
- Wygląda teraz właściwie - powiedział, cedząc słowa. Wydawał się składać gratulacje
Annabelli Jakby to była jej zasługa.
- Jest piękna, prawda? - zapytał taksówkarz z rozczuleniem.
Krzesło zatrzeszczało pod jego ciężarem, gdy poruszył się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]