[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stos; płomień trzeszczy, dym wznosi się. Ucieka.
Z przypasanym mieczem, z puszczonymi cuglami, Gorwenal wymknął się z miasta; król byłby go kazał
spalić zamiast jego pana. Dosięga Tristana na piaszczystej równi, Tristan zaś wykrzykuje:
- Nauczycielu, Bóg użyczył mi łaski! Ach, ja nędzny, i na cóż? Jeśli nie mam Izoldy, nic mi wszystko.
Czemu raczej nie strzaskałem się upadając! Uszedłem, Izoldo, a ciebie zabiją. Spalą ją za mnie; dla
niej też i ja umrę.
A Gorwenal rzekł:
- Miły panie, wytchnij trochę, nie dawaj ucha żałości. Widzisz ten gęsty krzak okolony szerokim rowem;
schowajmy się tam, ludzie przechodzą tłumnie drogą, udzielą nam nowin. Jeśli Izolda zginie, synu,
przysięgam na Boga, Syna Maryi, nigdy nie spocząć pod dachem, aż do dnia, w którym ją pomścimy.
- Miły nauczycielu, nie mam miecza.
- Oto jest, przyniosłem ci.
- Dobrze, nauczycielu, nie lękam się już niczego prócz Boga!
- Synu, mam jeszcze pod burką coś, co cię ucieszy: tę koszulkę stalową, lekką a mocną, która ci może
posłużyć.
- Daj, miły nauczycielu. Na tego Boga, w którego wierzę, oswobodzę teraz swą miłą.
- Nie, nie śpiesz się - rzekł Gorwenal. - Ani wątpić, Bóg chowa dla cię jakąś pewniejszą zemstę. Pomyśl,
iż nie jest w twej mocy zbliżyć się do stosu; mieszczanie otaczają go i boją się króla; niejeden życzyłby
z serca twego ocalenia, a i tak pierwszy zadałby cios. Synu, dobrze to mówią: szaleństwo to nie
dzielność. Czekaj... Owo, kiedy Tristan skoczył z wysokiej skały, biedny człowiek z drobnego ludu
widział go, jak się podnosił i uciekał. Pobiegł do Tyntagielu i wśliznął się aż do komnat Izoldy.
- Królowo, nie płacz! Twój miły ocalił się.
- Bóg - rzekła - niechaj będzie pochwalony! Teraz niech mnie wiążą lub rozwiązują, niech oszczędzą lub
zabiją, nie dbam o to! Owóż zausznicy królewscy ścisnęli jej tak okrutnie sznury u garstek, iż krew
tryskała. Ale ona uśmiechając się rzekła:
- Gdybym płakała dla tego cierpienia, wówczas gdy w swej dobroci Bóg wyrwał mego miłego zdrajcom,
wierę, nie byłabym godna! Skoro przyszła do króla wieść, że Tristan wymknął się przez oszklone okno,
pobladł z gniewu i nakazał swym ludziom, aby mu przywiedli Izoldę. Wloką ją; wywiedziona z komnaty,
ukazuje się na progu; wyciąga drobne ręce, z których spływa krew. Lament wszczyna się na ulicy:
- O Boże, litości dla niej! Królowo miła, królowo uczczona, jakąż żałobę rzucili na tę ziemię ci, którzy cię
wydali! Przekleństwo na nich! Wloką królowę aż do stosu z cierni, który płonie. Wówczas Dynas, pan z
Lidanu, upadł do stóp królewskich.
- Panie, słuchaj mnie: służyłem ci długo bez zdrady, wiernie, nie czerpiąc żadnej korzyści; nie masz
bowiem takiego biedaka ani sieroty, ani starej, co by mi dali grosz za tę kasztelanię, którą dzierżyłem
całe życie. W nagrodę przyzwól mi to jedno - byś darował łaską Izoldę. Chcesz ją spalić bez sądu; toć
to gwałt szczery, skoro ona nie przyznaje zbrodni, o którą ją oskarżasz. Zastanów się zresztą. Jeśli
spalisz jej ciało, nie będzie już bezpieczeństwa na twej ziemi. Tristan uszedł, zna wszystkie równiny,
lasy, brody, przesmyki i jest śmiały. Wierę, jesteś mu wujem i nie porwie się na ciebie; ale wszystkich
baronów, lenników twoich, których zdoła dosięgnąć, pozabija. Aż czterej zausznicy pobledli słysząc to;
już im się zdało, że widzą Tristana zaczajonego, który czyha na nich. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl