[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usiadł na kocu, po czym podał Margie kanapkę.
Nadal panowało milczenie. Słychać było tylko szmer wody i szelest wiatru.
Skończyli lunch, Justin włożył opakowania do brązowej torby i wyciągnął się na
kocu. Dopiero wtedy spojrzał na Margie i powiedział cicho:
- To nie był dobry pomysł, prawda?
- Co masz na myśli?
- Mam na myśli nas. Samych w tej dzikiej, odludnej okolicy.
- Ja... dlaczego to nie był dobry pomysł, Justinie?
- Bo cię pragnę. Myślę, że ty też mnie pragniesz, ale mam wrażenie, że gdybym teraz
cię dotknął, uciekłabyś niczym Kopciuszek na dzwięk zegara bijącego północ. A ja
zostałbym nawet bez pantofelka.
A więc dlatego tak się zachowywał! Pożądał jej, ale bał się zrobić fałszywy ruch.
- Chcesz mnie, Marguerite? - Nagle zaczął mówić władczym tonem, wykluczającym
wykręty czy oszustwo. .
Nie było sensu zaprzeczać.
- Tak - odparła z namysłem. - Tak, rzeczywiście, chcę cię, Justinie. Ale nie
zamierzam cię zdobywać.
- Dlaczego nie?
- Ponieważ... ponieważ pożądanie to nie wszystko.
- Rozumiem.
Jego oczy nagle straciły blask i przez krótką chwilę Margle wydawało się, że Justin
odczuwa ból... On jednak odrzekł: .
- W takim razie może powinienem się zainteresować bliżej Catherine.
Margie zrozumiała, że chciał ją zranić.
- Catherine jest zakochana w Marku Justinie - odpowiedziała spokojnie. - Co? -
zapytał z niedowierzaniem. - Pleciesz bez sensu.
- Wcale nie - upieraÅ‚a siÄ™ Margie; - Wiem, co mówiÄ™· MyÅ›lÄ™, że Mark też jÄ… kocha. .
- Oczywiście, że nie. Nie bądz głupia. Mark nigdy się dla niej nie liczył, chyba że
jako przyjaciel. Gdyby Catherine miała wyjść za któregoś z nas, wybrałaby mnie.
Margie dała za wygraną.
- Jesteś bardzo pewny siebie, prawda? - zauważyła ze znużeniem. - Czy ktokolwiek
dał ci kiedyś kosza?
- Tylko jedna. Ta, która się liczyła - odparł zagadkowo.
Margie czuła jego oddech na policzku. Bliskość Justina oszałamiała ją, a zimny
blask oczu niemal przestraszał. . Oczywiście nie zamierzała, się do tego przyznać.
- Przerażasz mnie - odrzekła kpiąco.
- NaprawdÄ™? To dopiero poczÄ…tek.
- Początek czego? - zapytała odruchowo.
- Mam ci zademonstrować? - Jego palce zaczęły delikatnie błądzić po jej udzie.
- Nie. Nie musisz mi niczego demonstrować. Tu chodzi tylko o pożądanie.
- A co w tym złego?
- To nie jest miłość.
Natychmiast przestał ją głaskać.
- Miłość? - powtórzył. - Ach tak. Niestety, nie było mi dane przeżyć tego uczucia.
Niewątpliwie wiele straciłem.
Mówił z uderzającą szczerością, a także z rozgoryczeniem. Gotowa była uwierzyć,
że Justin poznał jednak cierpienie, a w jego życiu nie zawsze wszystko układało się
pomyślnie. Miał rację. Stracił wiele.
Nagle Margie wyciągnęła dłoń do jego twarzy.
Justin chwycił ją za nadgarstek, przyciągnął do siebie i mruknął:
- Dlaczego się kłócimy, moja Marguerite?
- Nie kłócimy się - wyszeptała.
Justin rozwarł ramiona. Margie leżała na szerokiej piersi i wodziła ustami po twarzy
mężczyzny.
Przez chwilę spoglądali sobie w oczy. Wiedzieli bez słów, że zbliża się nieuchronne.
Zapomnieli o przeszłości i o terazniejszości. Zwiat przestał istnieć, a czas się
zatrzymał.
Wilk został wywołany z lasu.
ROZDZIAA SIÓDMY
Justin powolnym, a zarazem zdecydowanym. ruchem objął Margie, zwichrzył jasne
loki dziewczyny i pociągnął ją ku sobie. Drugą ręką nadal trzymał jej nadgarstek, jak
gdyby w obawie, że ucieknie Ich usta złączyły się w pocałunku, początkowo
nieśmiałym, potem coraz bardziej gorącym.
- Marguerite... och, jesteś taka cudowna- szepnął Justin zmysłowym głosem.
Popchnął lekko dziewczynę na plecy i ponownie nakrył jej wargi swoimi ustami.
Odwzajemniła pocałunek. Obudziła się namiętność, którą tłumiła w sobie przez tyle
lat. Zapomniała o wszystkim w - ramionach Justina. Odrzuciła nieśmiałość i sięgnęła
pod sweter, by dotknąć gładkiej skóry na plecach mężczyzny. Dodatkową podnietą
byÅ‚· zapach bijÄ…cy od Justina. Jego . usta. podjęły wÄ™drówkÄ™. Po chwili marynarka
Margie pofrunęła na najbliższą skałę. Zciągnął jej bluzę przez głowę, ona zaś zajęła
się jego wełnianym swetrem.
Margie miała zaledwie kilka sekund, żeby nacieszyć się pięknem ciemnej, obnażonej
skóry Justina. Przywarł do niej i zaczął ocierać się o jej nabrzmiałe piersi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl