[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blat i zamknęła oczy. Jak zwykle w chwilach samotności wyobraźnia
nasunęła jej obraz Matta. Nikt nie wiedział, jak bardzo czuła się
samotna.
Samotna bez Matta.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni jej życie trochę się
ustabilizowało. Tatko i jej ojciec w końcu przestali skakać sobie do
oczu. Interesy szły świetnie. Casey dostała tyle zleceń, że do jesieni
będzie miała pełne ręce roboty, a codziennie dzwonili nowi klienci.
Zapewne przyczynił się do tego wywiad, jakiego udzieliła lokalnej
telewizji w zeszłym tygodniu. Sama już nie dawała sobie rady. Jeśli
popyt na jej usługi nie spadnie, to w przyszłym miesiącu zatrudni
ludzi do pomocy, żeby odciążyć Jose, który pracował dla niej w
każdej wolnej chwili.
Wszystko dobrze się układało, a mimo to czuła się nieszczęśliwa.
Czy to w ogóle możliwe, aby była szczęśliwa? Oczywiście, że
tak. Wystarczyłoby, żeby Matt był przy niej. Lecz on nie zadzwonił
ani nie napisał.
Myśl o ukochanym przyprawiła ją o skurcz serca. Co noc
marzyła, że Matt trzyma ją w ramionach, kocha się z nią, śmieje się
cicho i szepcze jej do ucha miłosne wyznania. Choć nikogo nie było w
pokoju, poczuła że się czerwieni na wspomnienie jego słów.
Jeden z chłopców wpadł do łazienki na dole. Po chwili wybiegł z
powrotem na werandę. Ojciec coś powiedział i śmiech niósł się w
powietrzu. Nawet synowie Casey byli zadowoleni z powiększenia się
rodziny. Dziadek stał się integralną częścią ich życia. Dobre i to.
Nikt - ani Casey, ani jej ojciec - nie wspominał o jego powrocie
do San Antonio. Oboje postanowili nie poruszać tego tematu. Casey
nie miała pojęcia, kiedy sprawa zostanie rozwiązana, ale jeśli w ciągu
ostatnich dwóch tygodni nie zapadły żadne konkretne decyzje, być
może pomału wszystko samo się ułoży. Największym problemem
były ciągłe tarcia między Tatkiem i ojcem, ale i oni wreszcie
zaczynali dochodzić do porozumienia.
Tak jak Matt to przewidział.
Rusz się! Natychmiast! Nie zwlekaj ani chwili! - przekonywała
się w duchu. Zadzwoń do Matta i powiedz mu, że we wszystkim się
myliłaś.
Nie, to byłoby śmieszne. Musi osobiście go przeprosić.
Ojciec wszedł do kuchni i sięgnął po ogromny dzban z mrożoną
herbatą.
- Wszystko w porządku, Cassandro?
- Tak. Dzięki. - Wstała od stołu. - Tato, myślisz, że warto
pojechać do San Antonio na weekend?
Znieruchomiał z dzbanem w ręku. Uśmiech wolno wypłynął na
jego usta.
- Sądzę, że to doskonały pomysł. - Wskazał ręką dużą tablicę,
która wisiała na przeciwległej ścianie. - Nie zapomnij wziąć kluczy do
mojego domu. Sprawdź, co się tam dzieje.
- Chcesz, żebym zajrzała do twoich przyjaciół?
- Myślałem, że nigdy o to nie zapytasz - odparł ojciec. - Musisz
koniecznie odwiedzić Matta. Chyba nie czuje się najlepiej.
- Zachorował? - Serce zamarło jej z trwogi.
- Jest przeziębiony - odparł pułkownik. - Dopadła go grypa, gdy
tylko stąd wyjechał. Ale i tak przyszła pora, byście się spotkali i
szczerze ze sobą pogadali. Musicie sobie wiele wyjaśnić. Casey
popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Wydawało mi się, że jesteś przeciwny naszemu związkowi.
Starszy pan sprawiał wrażenie nieco zakłopotanego.
- Ubzdurałem sobie, że jeśli będę cię zniechęcał do Matta, to
może zaczniesz się z nim spotykać.
- Dlaczego?
- Żeby zrobić mi na złość.
- I wiesz, udało ci się! - Uśmiechnęła się szeroko. Stanęła na
palcach i pocałowała go w policzek. - Dzięki, tato.
Pułkownik uśmiechnął się zawstydzony, niczym mały chłopiec
przyłapany na kłamstwie.
- Nic takiego nie zrobiłem.
- Naprawdę? - drażniła się z nim. - A ja przez cały czas
myślałem, że poznałeś mnie z Mattem po to, bym zobaczyła, jakimi
miłymi ludźmi są żołnierze.
Popatrzył na nią surowym wzrokiem, ale już się nie bała jego
groźnych min.
- Wojsko nie jest miłe. To jest organizacja, która zaspokaja
potrzeby i pragnienia mężczyzny, daje mu cel w życiu. Innymi słowy,
robi z chłopców stuprocentowych mężczyzn.
- Jestem pewna, że przedstawicielki kobiecych korpusów armii
brytyjskiej z przyjemnością wysłuchałyby tej przemowy - odparła,
wiedząc, że ojciec tylko się z nią drażni. W ciągu tych dwóch tygodni
wiele się o nim dowiedziała. Na przykład tego, że ma ogromne
poczucie humoru. Czasami zwracał się do niej w taki sposób, że
musiała się zastanowić, czy kpi, czy mówi poważnie. Dopiero go
poznawała, ale już zdążyła zauważyć, że mają ze sobą wiele
wspólnego.
- Pojedziesz do Marta? - spytał ją pułkownik.
- Tak. Dziwi cię to?
- Owszem - odparł szczerze.
- Dlaczego?
- Bo bez względu na to, co do siebie czujecie, Matt Patterson jest
lotnikiem. To żołnierz z krwi i kości. Nie wyobrażam sobie, by mógł
się zmienić.
- Wiem - przyznała Casey. - Wmawiałam sobie, że nienawidzę
tego, co robi, ale to nieprawda.
Starszy pan uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że wcześniej czy później to zrozumiesz.
- Jednak nie sądzę, bym mogła mieszkać tam gdzie on, tato. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]