[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Otha, który wychodził na polowanie ze swoim niezwykłym łukiem; czasami przychodził
też Threl. I za każdym razem Orion zatrzymywał ich i prosił o jakąś opowieść o lesie. A
wówczas, jeśli to był Oth, kłaniał się Ziroonderel z lękiem w oczach i opowiadał
chłopcu o tym, co zrobił jakiś jeleń. A wtedy Orion pytał go dlaczego. Wówczas na
twarzy Otha pojawiał się dziwny wyraz, jakby łowca dogłębnie przypominał sobie
zdarzenia sprzed wielu lat. Po chwilowym milczeniu Oth podawał starodawną przyczynę
zachowania zwierzęcia, co wyjaśniało, w jaki sposób w Erlu powstał dany zwyczaj.
Jeżeli spotykali Threla, ten zdawał się nie widzieć czarownicy i pośpiesznie, cichym
głosem snuł opowieść o lesie, po czym ruszał dalej, nawet nie uchylając rąbka
tajemnicy, którą, jak wydawało się Orionowi, był przepojony ciepły wieczór. Threl
opowiadał o stworzeniach wszelkiego rodzaju, a jego opowieści były tak niesamowite,
że przekazywał je wyłącznie młodemu księciu, ponieważ, jak wyjaśnił, wielu ludzi nie
uwierzyłoby w ich prawdziwość. On zaś, ciągnął, nie chce, by uznano je za wymysł.
Jednego razu Orion przyszedł też do domu Threla, ciemnej chaty pełnej skór: na
ścianach wisiały futra najróżniejszych zwierząt  lisów, borsuków i kun, zaś stosy
skórek mniejszych mieszkańców lasu leżały w kątach. Dla chłopca ta ciemna chata
miała w sobie więcej niezwykłości niż jakikolwiek inny dom, który dotąd zobaczył.
Ale teraz była jesień i Orion i jego piastunka znacznie rzadziej widywali Otha i
Threla, bo w mgliste wieczory, gdy zimne powietrze wróżyło przymrozki, już nie
siadywali pod krzewem mirtowym.
A przecież Orion rozglądał się wokoło podczas krótkich przechadzek i raz zobaczył
Threla oddalającego się od wioski z twarzą zwróconą w stronę wyżyny. Zawołał do
myśliwego, który przystanął, nieco zmieszany, gdyż uważał, że za mało znaczy, aby
piastunka małego księcia zwróciła na niego uwagę, bez względu na to, czy jest
czarownicą, czy zwykłą niewiastą.
Wtedy Orion podbiegł do Threla i poprosił:  Pokaż mi las.
W owej chwili Ziroonderel zorientowała się, że nadeszła pora, gdy syn Alweryka
zaczął wędrować w myślach poza zbocza doliny i że żaden znany jej czar nie zatrzyma
go długo przed podążeniem ich śladem.
Threl zaś odrzekł:  Nie, paniczu.
I zerknął z niepokojem na Ziroonderel, która zabrała chłopca z powrotem na zamek.
A Threl ruszył dalej sam do pracy w głębi lasu.
I stało się tak, jak przewidziała czarownica. Po raz pierwszy Orion wybuchnął
płaczem, a potem śnił o leśnej gęstwinie. Następnego dnia chłopiec wymknął się
samotnie do chaty Otha i poprosił łowcę, aby zabrał go na polowanie na jelenie. Oth zaś,
stojąc na dużej jeleniej skórze rozścielonej przed ogniskiem z wielkich polan, długo
opowiadał chłopcu o pobliskiej puszczy, ale go tam nie zabrał. Zamiast tego
odprowadził Oriona na zamek. Wówczas Ziroonderel zbyt pózno pożałowała, że
odpowiedziała niedbale Orionowi, iż jego matka odeszła do lasu. Czarownica zdała
sobie sprawę, że jej słowa zbyt wcześnie obudziły w nim żyłkę podróżniczą i że jej czary
już mu nie wystarczą. Więc w końcu pozwoliła mu pójść do puszczy. Wcześniej
jednak podniosła różdżkę i zaklęciem przywołała leśne czary do ogniska w komnacie
dziecinnej. Pózniej przeobraziła ją w siedzibę tajemniczych cieni. Cienie te oderwały się
od płomieni i skradały wkoło po pokoju, aż stał się równie zagadkowy i nieodgadniony
jak pobliski bór. Kiedy jednak okazało się, iż ten czar nie zdołał uspokoić malca
i ukoić w jego sercu tęsknoty za nieznanym, niańka pozwoliła mu na wyprawę do
puszczy.
I tak kolejnego ranka Orion jeszcze raz wykradł się do chaty Otha po sztywnej od
mrozu trawie. Stara czarownica zorientowała się, że wyszedł, ale nie odwołała go, gdyż
nie znała czaru, którym mogłaby poskromić żyłkę podróżniczą w mężczyznie, bez
względu na to, czy obudziła się w nim wcześnie, czy pózno. Nie chciała powstrzymać
członków swego wychowanka, gdy jego serce wyrywało się do lasu. Albowiem
czarownice mają taki zwyczaj, że wybierając pomiędzy dwiema sprawami, mocniej
przywiązują się do tej bardziej tajemniczej. Tak więc chłopczyk przyszedł sam do chaty
Otha, przez ogród, gdzie martwe kwiaty zwisały z brązowych łodyg, a ich płatki
zamieniały w szlam, gdy malec ich dotknął. Był już bowiem listopad i kwiaty zwarzył
nocny mróz. Tym razem Orion zjawił się w chwili, gdy Oth był w odpowiednim nastroju
 choć nastawienie łowcy mogłoby przeminąć w ciągu godziny lub nawet wcześniej 
i tak sprzyjało ono pragnieniom chłopca. Oth właśnie zdejmował łuk ze ściany, kiedy
Orion wszedł do chaty  zaś myśliwy sercem i myślami był już w leśnej gęstwie. Gdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl