[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby przekazały jej wdzięczność i pochwałę Orionowi, do którego nie mogła się modlić.
Właśnie wtedy Alweryk zastał żonę klęczącą w ciemności i zasypał ją gorzkimi
wyrzutami. Oskarżył ją o oddawanie czci gwiazdom, które nie zostały do tego stworzone.
A ona odpowiedziała mu, że modliła się tylko do ich odbicia.
Aatwo możemy zrozumieć uczucia Alweryka: drażniła go obcość żony, jej
nieprzewidywalne zachowanie, jej sprzeciw wobec zastanego porządku, jej pogarda dla
ludzkich zwyczajów oraz jej dobrowolna ignorancja, gdyż wszystko to dzień w dzień
zderzało się z jakąś odwieczną tradycją. Im bardziej romantyczna Lirazel wydawała mu
się z oddali, za granicą Krainy Elfów, jako bohaterka legend i pieśni, tym trudniej jej
było zająć miejsce poprzednich pań na zamku Erl, które dobrze znały swoje obowiązki i
postępowały zgodnie ze zwyczajami ludzi. Te zaś były dla Lirazel równie nowe jak
gwiazdy migocące na firmamencie.
Ale Lirazel czuła tylko, że gwiazdy nie otrzymywały tego, co im się należało.
Dlatego uważała, iż tradycja, rozsądek i wszystko, co się liczy dla ludzi, powinno
skłonić tych ostatnich do dziękowania gwiazdom za ich piękno. A ona nawet im nie
podziękowała, tylko zwróciła się do ich obrazów na tafli stawu.
Tej nocy pomyślała o Krainie Elfów, gdzie wszystko dorównywało jej urodzie, gdzie
nic się nie zmieniało, gdzie nie było dziwnych zwyczajów ani niczego równie obcego i
majestatycznie pięknego jak nasze gwiazdy, których nikt nie cenił tak, jak na to
zasługiwały.
Pomyślała o zaczarowanych trawnikach, o kępach wysokich kwiatów i o
legendarnym pałacu swego ojca.
Zaklęcie króla Elfów, nadal zamknięte w szkatułce, czekało na stosowny moment.
IX
ZNIKNICIE LIRAZEL
Mijały dni. Lato przeminęło w Krainie Erlu i słońce, które wcześniej przesunęło się
ku północy, teraz znów kierowało się na południe. Zbliżał się czas odlotu jaskółek z
zamkowych blanków, a Lirazel niczego się nie nauczyła. Wprawdzie już nie modliła się
do gwiazd ani nie zanosiła próśb do ich odbicia, ale nie poznała żadnego z ludzkich
zwyczajów i nadal nie rozumiała, dlaczego musi kryć w sercu miłość i wdzięczność do
tych cór nocy. Alweryk zaś nie wiedział, że zbliża się oto chwila, kiedy pewien błahy
incydent na zawsze rozdzieli go z żoną.
I tak pewnego dnia, gdyż wciąż nie tracił nadziei, zaprowadził Lirazel do domu
księdza, aby ten nauczył ją czcić święte relikwie.
Uszczęśliwiony kapłan przyniósł świecę, dzwonek i miedzianą podstawkę w
kształcie orła, która podtrzymywała jego Biblię, gdy ją czytał, do tego maleńką
miseczkę z pachnącą wodą oraz srebrne gasidła. I opowiedział Elfinie jasno i prosto, tak
jak zrobił to przedtem, o pochodzeniu, znaczeniu i tajemnicy tych wszystkich
przedmiotów. Wyjaśnił, dlaczego gasidło było ze srebra, a miseczka z mosiądzu i co
oznaczały wyryte na niej symbole. Zwracał się do Lirazel z należną kurtuazją, a nawet z
życzliwością, ale w jego głosie brzmiała jakaś dziwna nuta, jak gdyby znajdowali się
daleko od siebie. Elfina zrozumiała, że ksiądz mówił do niej jak ktoś, kto idąc
bezpiecznie brzegiem morza, woła do syreny płynącej wśród wzburzonych fal.
Kiedy małżonkowie wrócili do zamku, jaskółki zbierały się akurat w gromadę i
siedziały rzędami na blankach, szykując się do odlotu. A Lirazel obiecała, że będzie
czcić święte przedmioty chrześcijańskiego kapłana, tak jak prości ludzie z Doliny Erlu,
którzy bali się dzwięku dzwonka. Zaś Alweryk wciąż łudził się nadzieją, że jeszcze
wszystko się ułoży. I Elfina przez ileś też dni pamiętała wszystko, co powiedział jej
ksiądz.
Lecz pewnego dnia, gdy pózno opuściła komnatę dziecinną i idąc do swojej wieży,
mijała wysokie okna, wyjrzała przez nie na wieczorne niebo. Pamiętając, iż nie powinna
czcić gwiazd, przypomniała sobie święte relikwie chrześcijańskiego kapłana i usiłowała
odszukać w pamięci wszystko, co jej o nich powiedział. Zdała sobie sprawę, że
bardzo trudno jest jej oddawać im cześć tak, jak powinna. Wiedziała, że wszystkie
jaskółki odlecą znów za kilka godzin, i przypomniała sobie, że często po ich odlocie jej
nastrój się zmieniał. Dlatego zlękła się, iż może zapomnieć i już nigdy sobie nie
przypomnieć, jak powinna czcić święte przedmioty religii chrześcijańskiej.
Wyszła więc na dwór w nocny mrok, przeszła przez łąkę nad wąski strumyk.
Wyjęła zeń kilka dużych, płaskich kamyków a wiedziała, gdzie ich szukać
odwracając oczy od odbicia gwiazd na wodzie. W dzień te kamyki pięknie błyszczały w
wodnej toni, czerwone i fioletoworóżowe; teraz jednak wszystkie były ciemne. Położyła
je na trawie: uwielbiała te gładkie, płaskie kamyki, gdyż w jakiś sposób
przypominały jej skały Krainy Czarów. Ułożyła je rzędem, ten dla świecy, ten dla
dzwonka, a tamten dla świętej misy.
Jeśli jestem w stanie czcić te śliczne kamyki, tak jak powinnam to robić
powiedziała do siebie mogę oddawać cześć świętym przedmiotom kapłana.
Potem uklękła przed tymi płaskimi kamykami i modliła się do nich, jakby były
chrześcijańskimi relikwiami.
Wtedy to Alweryk, który szukał Lirazel w mroku, zastanawiając się, jaki też dziwny
kaprys kazał jej opuścić zamek, usłyszał, jak żona śpiewnym głosem wypowiada na łące
chrześcijańskie modlitwy, a potem zobaczył, że Elfina modli się do kilku płaskich
kamyków. Wówczas ukląkł przed nimi na trawie i powiedział Lirazel, że postąpiła jak
najbardziej zatwardziali poganie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]