[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Delektował się uzasadnioną zemstą na Claire, która od
początku ich znajomości nie chciała go wpuścić do swojego
101
mieszkania i uporczywie odgradzała poszczególne fragmenty
swojej egzystencji.
- Mówiłam ci o Ishidzie, moim japońskim sąsiedzie?
- Coś niecoś.
- No więc, nagle wyjechał i zostawił mi list, napisał, że-
bym też wyjechała na kilka dni.
Dietrich był zorientowany w urojeniach Claire, ale tego
dnia wyczuł w niej coś niezwykłego. Coś jak dziwne szaleń-
stwo, które wybuchało w niej podczas ataków hipochondrii...
- Widziałaś się ostatnio z Monicą? To nic poważnego?
- Co ma do tego Monica? Mówię ci, że w mojej kamie-
nicy dzieją się dziwaczne rzeczy, a ty pytasz o Monicę? Czy ty
mnie w ogóle słuchasz?
- Tak, słucham cię i niewiele rozumiem z tych twoich
opowiastek o sąsiadach. Widzę przede wszystkim, że na two-
ich plecach jest pełno gruzełków i że seks dobrze by ci zrobił.
Claire uśmiechnęła się smutno, zawiedziona, że jej ko-
chanek okazuje tak mało zainteresowania jej problemami.
Bardzo lubiła Dietricha. Nie był to mężczyzna jej życia, bo
mężczyzna jej życia nie powinien nic wiedzieć o jej wnętrzu i
cierpieniach, które po prostu znikną na zawsze dzięki samej
jego obecności. Zresztą spotkała już takiego mężczyznę i już
zdążyła go stracić. Do Dietricha natomiast żywiła uczucie
podobne do uczucia dziecka do jego misia. Nie sprawiał jej
bólu, po prostu był. Przestał proponować rzeczy niewyko-
nalne, jak jazda jego odkrytym samochodem w sezonie naj-
większego pylenia roślin, wspięcie się na wydmę Pylą czy
jedzenie ostryg w normandzkiej restauracji na świeżym po-
wietrzu, w pełnym słońcu po dwóch godzinach jazdy w
102
korkach. Zrozumiał, że Claire chciałaby być czystym du-
chem, że to jej się nie udawało i że nie należy zmuszać jej, by
przypominała sobie o istnieniu ciała. Rozumiał jej rozpacz, a
ona była mu za to bezgranicznie wdzięczna.
- Posłuchaj, tutaj za domem jest ogród.
Wskazała palcem okno gabinetu.
- Tak.
- A w głębi ogrodu furtka, która wychodzi na ulicę...
- Tak.
- Furtka nie jest zamykana na klucz?
- Nie. Mogę wiedzieć, co knujesz?
Dietrich zaczynał się martwić. Wiedział, że Claire potrafi
w swojej percepcji wykraczać znacznie dalej poza to, co po-
wierzchowne, ale nieraz widzi zle. Niejednokrotnie miał po-
czucie, że jej inteligencja obraca się przeciw niej, a ona nie
zdaje sobie z tego sprawy. Opierał się jednak myśli, że może
być obłąkana.
Popatrzył na nią z niepokojem, co nie uszło jej uwagi. Sta-
rała się go uspokoić.
- Wiesz, zabrałam się do twojej książki. Będziemy mu-
sieli popracować nad nią razem.
Usiadła, gotowa już się ubrać. Zmarzła, na ramionach je-
żyła się gęsia skórka. Delikatnie zmusił ją, by się położyła.
- Zrelaksuj się. Oddychaj powoli. Jeszcze nie skończy-
łem. Skrzyżuj ramiona. Bardzo dobrze.
Objął ją, wziął głęboki oddech, mocno ją ścisnął. Coś
chrupnęło na środku pleców. Dietrich rozluznił uścisk, po
czym powtórzył zabieg. Ciało Claire znowu chrupnęło, w
innym miejscu.
103
- Starczy. Oddychaj. Wstań powoli.
Ubrała się i podeszła do okna. Na dole, na ulicy dojrzała
rękę wystającą z wnęki obok sklepu z torbami i dym z papie-
rosa. Pomyślała, że ani Rossetti, ani Ishida nie palą.
- Kiedy się widzimy? - spytał Dietrich, nie bardzo w to
wierząc.
Od pewnego czasu Claire przychodziła coraz rzadziej.
- Nic ci nie mogę obiecać. Zachowajmy spokój - odpar-
ła z kpiącym uśmieszkiem, kwitującym jego obojętność na jej
kłopoty.
- Kiedy krążysz w tej okolicy, nie jest mi łatwo.
Patrzył na nią. W świetle padającym od okna była na-
prawdę bardzo ładna. Powiedział jej to, gdy po raz pierwszy
się całowali.
Aadna? - odpowiedziała, jakby taki komplement był
czymś zupełnie niestosownym.
Tak. Czy tego chcesz, czy nie .
Ta uwaga ją zafrapowała. Często o tym myślała, przeglą-
dając się w lustrze. Czy tego chcesz, czy nie , powtarzała
sobie wtedy.
Splótł ręce z tyłu głowy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]