[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie możesz winić jej za to, że wtedy porwali ją bandyci - rzekł gniewnie Agravar.
Irytowały go krytyczne opinie przyjaciela.
Musiało stać się coś złego.
Nie zrażona tą drobną sprzeczką, Olivia znów zabrała głos. Tym razem zwróciła się do
Agravara.
- Lady Veronica prosi, żebyś ty również przybył, panie. Obawia się, że trzeba będzie
wyważyć drzwi.
Nie zastanawiając się ani chwili, Agravar puścił się biegiem. Pędził, nie oglądając się
na boki i na nic nie zważając. Kogo potrącił, ten obijał się odeń jak od rozhukanego konia i
padał na ziemię. Wpadł na schody, biorąc po trzy, cztery stopnie naraz. Narastał w nim strach.
Musiało stać się coś złego. Wczorajsze dziwne zachowanie Rosamund mogło być
zapowiedzią dzisiejszych komplikacji.
Dyszący i pobladły, stanął wreszcie przed drzwiami jej komnaty.
Najpierw próbował otworzyć drzwi znanym powszechnie sposobem, to znaczy
szarpiąc nimi. Niestety, wszystko wskazywało na to, że rygiel ciasno tkwi w otworze.
- Nie ma rady, trzeba je wyważyć - orzekła Veronica. Agravar teraz dopiero ją
dostrzegł. Stała na korytarzu w towarzystwie Hilde, która już zaczynała mdleć z wielkiego
przejęcia.
Uniósł nad głowę obie pięści i z rozmachem spuścił je na deskę, do której
przytwierdzone były zawiasy. Drzwi załomotały, lecz deska pozostała cała.
Podbiegła Hilde i uwiesiła się jego ramienia.
- Wołałam ją, sir, ale nawet nie pisnęła. Musiało stać się jakieś nieszczęście. To
straszne milczenie! Gorsze niż jęk i krzyk. Słodka Rosamund, taka delikatna i wrażliwa. Och,
że też we wszystko musi się wplątać zło...
Agravar oderwał jej dłoń od swego ramienia i odwrócił się do niej plecami. Huczało
mu od tych lamentów w głowie. Pragnął działać i wreszcie poznać prawdę. Badał wzrokiem
drzwi, szukając w nich jakiegoś słabego punktu.
- Może wspólnie uda się nam je wyważyć - usłyszał głos Luciena.
W milczeniu kiwnął głową. Mówiąc  wspólnie", Lucien miał na myśli również Willa,
który przyszedł tu razem z nim.
Ustawili się w pewnej odległości od drzwi, zwróceni ku nim barkami, i na komendę
Agravara równocześnie zaatakowali przeszkodę.
Aż zadudniło na korytarzu. Jedna z desek pękła wzdłuż, boczna framuga odstała od
muru, ale drzwi nie puściły.
- Próbujemy jeszcze raz.
Dopiero przy trzeciej próbie deska z ryglem trzasnęła i rozłupała się na tyle, by
Agravar mógł wsunąć rękę i zwolnić zasuwę. Uczynił to w pośpiechu i kilka drzazg wbiło się
mu w ramię. Trysnęła krew. Hilde krzyknęła i pobladła. Ugięły się pod nią nogi, choć sądząc
z wyglądu, mogłyby utrzymać sklepienie całkiem sporej budowli.
Agravar nawet nie spojrzał na rany. Otworzył jednym kopnięciem drzwi i razem z
towarzyszami wpadł do środka.
Nie było tam nikogo. Nic nie wskazywało na to, by tę noc Rosamund spędziła w
łóżku. Było zasłane jak za dnia. Agravar patrzył na tę pustkę nieruchomym wzrokiem i z
każdą chwilą wydawała się mu ona coraz straszniejsza.
Ciszę zakłócił krzyk służącej:
- Lady Rosamund? Panienko? Gdzie jesteś? Odezwij się. Veronica i Olivia, pobladłe z
przejęcia, przesuwały niespokojne spojrzenia z przedmiotu na przedmiot.
Nagle spojrzenie Olivii znieruchomiało, ona zaś sama wydała jęk pełen rozpaczy.
Agravar poszedł za jej wzrokiem i zobaczył plamę krwi. Poczuł wielki chłód w piersi, jakby
serce przemieniło mu się w bryłę lodu.
Kałuża krwi pod oknem zdążyła już zakrzepnąć i nabrać brązowawego odcienia.
Krwawe ślady widoczne też były przy kominku, na komodzie i stole, a także w kilku innych
miejscach. Nie trzeba było wielkiej wyobrazni, aby zobaczyć szamoczącą się w potrzasku,
broczącą krwią Rosamund. Wszyscy oniemieli ze zgrozy.
Pierwszy poruszył się Will, który przystąpił do badania śladów.
Lucien nakazał niewiastom opuścić komnatę. Veronica i Olivia wzięły pod ramiona
lecącą z nóg Hilde.
Will podszedł do okna i wyjrzał na dziedziniec. Odwrócił się, pokręcił głową na znak,
że nic szczególnego nie zobaczył, i zabrał się do przeszukiwania komnaty. Agravar w mig
zrozumiał jego zamiary. Will szukał ciała.
To niemożliwe, żeby umarła, pomyślał.
W umyśle Agravara urywki zapamiętanych rozmów mieszały się ze strzępami
utrwalonych w pamięci sytuacji i zdarzeń. Kręcone schody w wieży. Spacer po ogrodzie.
Miłe chwile spędzone w lesie. Ostatnia noc i spotkanie w ciemnym korytarzu.
Lucien podszedł i położył mu dłoń na ramieniu.
- Agravar, ty poznałeś ją najlepiej. Czy domyślasz się, co mogło się wydarzyć?
Will właśnie skończył przeszukiwać komnatę.
- Nic - rzekł, rozkładając ręce, co oznaczało, że nie znalazł ciała.
- Agravar - naciskał Lucien.
Wiking otworzył oczy. Musiał jak najszybciej odzyskać jasność myślenia. Najwyższy
czas zacząć kojarzyć fakty i wyciągać wnioski.
Ojciec Leon. Człowiek ten budził strach w Rosamund. Na wiele było go stać. Mógł
wrócić, by odpłacić się za doznane upokorzenie. Tak, tylko dlaczego morderca zabrał ze sobą
jej ciało. Po co mu było ono potrzebne?
Agravar potarł czoło. Rykała mu głowa od natłoku myśli.
- Krew o niczym jeszcze nie świadczy. Musimy założyć, że ona żyje.
- Zgoda.
Myśli szły fala za falą, burzyły się i pieniły. Rosamund powiedziała raz, że wie, co to
zło, bo go doznała. Co chciała mu tymi słowami przekazać? I jakie zło dokonane zostało w tej
komnacie tej nocy?
- Agravar, czy mnie słyszysz?
- Musimy kazać siodłać konie. - Raz i drugi głęboko odetchnął. - Jak powiedziałem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl