[ Pobierz całość w formacie PDF ]
świadoma uczuć, jakie w niej wzbudzał. I właśnie dlatego nie
mogła mu pozwolić zanadto się do siebie zbliżyć.
Kiedy do niej podszedł, cała zesztywniała.
- Colleen, co się dzieje?
- Nic. - Nerwowym ruchem poprawiła kosmyk włosów.
Szukała gorączkowo jakichś rozsądnych słów, ale nic mądre-
go nie przychodziło jej do głowy.
Czuła za to zapach jego wody, mydła i... jego samego.
- Może jestem trochę zmęczona. Ale to naprawdę nic ta-
kiego.
- Wręcz przeciwnie. Wiem, że jesteś zmęczona, i to wcale
nie trochę. Dlaczego nie pozwalasz mi sobie pomóc?
Colleen przełknęła, nie będąc w stanie znieść jego spoj-
rzenia. Zerknęła na jego szyję, gdzie nad wcięciem swetra
dostrzegła kępkę ciemnych włosów. Tuż obok zobaczyła pul-
sującą pod skórą żyłę. Nigdy dotąd nie była tak blisko niego,
aby to zauważyć.
Teraz, kiedy prawie wróciła do rozmiarów sprzed poro-
du, nie dzielił ją od Eamonna ogromny brzuch. Musiała bar-
dziej się pilnować, aby przypadkiem nie znalezć się zbyt bli-
sko niego.
S
R
- Chcę jedynie zrobić wszystko po swojemu, nic więceji
Nie mogę polegać na twojej pomocy, ponieważ wiem, że
jest
ona tylko tymczasowa. Nie mogę...
- Zaufać komuś po raz drugi? Uwierzyć, że naprawdę
chcę
być twoim przyjacielem?
Niespodziewanie ich rozmowa nabrała intymnego cha-
rakteru. Czyli stało się dokładnie to, czego tak bardzo sta-
rała się uniknąć.
- To nie jest kwestia zaufania...
- W takim razie, czego? Boisz się, że nie jestem w stanie
w odpowiedni sposób zaopiekować się Evelyn?
- Evelyn. - Poczuła, jak narasta w niej złość. - Jeśli prze-
staniesz mi nieustannie przerywać, może uda mi się z tobą
porozmawiać!
Eamonn uśmiechnął się, ale nie był to uśmiech, którym
zwykł ją obdarzać jeszcze przed urodzeniem Evelyn. Był to
uśmiech sarkastyczny i protekcjonalny. Jej złość sięgnęła
zenitu.
- W ostatnich dniach nic tylko chodzisz za mną i prosisz
o rozmowę - powiedział z ironią.
- Przestań! Codziennie rozmawiamy. O naszych planach,
o sprzedaży ziemi...
- O wszystkim, z wyjątkiem tego, co jest dla nas napraw-
dę ważne.
- Nie przerywaj mi znów! Robisz to nieustannie i napraw-
dę już mnie to wkurza!
- Coś podobnego. - Stanął tak blisko niej, że musiała
oprzeć się o zlew, żeby go nie dotknąć. Eamonn wiedział, że
S
R
jej ciało wciąż nie doszło do formy po porodzie i dlatego bar-
dzo uważał, żeby jej nie urazić.
Tym gorzej dla niej. Colleen czuła się przez niego osa-
czona, ujęta jego nadmierną troską i wyczuleniem na jej
potrzeby.
Serce biło jej tak mocno, że ze zdziwieniem usłyszała
swój własny głos.
- %7łebyś wiedział.
Tylko dlaczego w jej głosie pojawiła się nuta pożądania?
Czy ona naprawdę nie potrafi nad sobą zapanować?
Zupełnie, jakby to izolowanie się od niego w jakiś per-
wersyjny sposób sprawiało, że tym mocniej go pragnęła. I to
niezależnie od tego, że jej ciało było na to zupełnie nie go-
towe.
Uniosła ręce w obronnym geście i oparła je na jego sze-
rokiej piersi. I to był jej pierwszy błąd.
W jednej chwili jego dłonie znalazły się na jej rękach.
Przycisnął je do siebie i pochylił głowę do przodu. Kiedy mó-
wił, czuła na twarzy jego oddech.
- Jesteś na mnie o coś zła i dlatego mnie od siebie odpy-
chasz, choć wiem, że tak naprawdę wcale tego nie chcesz.
Walczysz sama ze sobą i przez to jesteś jeszcze bardziej zła.
Fakt, że tak trafnie ujął to, co się z nią działo, jeszcze bar-
dziej ją rozzłościł. Wspięła się na palce i zbliżyła twarz do
jego twarzy.
- A może jestem zła dlatego, że usiłujesz mną kierować.
Uważasz, że jesteś za mnie odpowiedzialny. Sądzisz, że sko-
ro jesteś mężczyzną, powinieneś dominować i sprawować
władzę. Być może nawet starasz się skompensować sobie
to, że kiedy cię tu nie było, wiele rzeczy działo się bez two
jego pozwolenia i niezgodnie z twoją wolą.
S
R
Jego oczy rozbłysły. Powinna dostrzec ten ostrzegawczy
sygnał, ale Colleen nic już nie było w stanie zatrzymać. I to
był jej drugi błąd.
- Jeśli w ten sposób chcesz mnie za coś ukarać...
Eamonn znał tylko jeden sposób, aby ją uciszyć.
Pociągnął ją gwałtownie na siebie, po czym przycisnął
biodrami do krawędzi zlewu. Nie zważając na jej opór, za-
mknął jej usta pocałunkiem.
Colleen zaprzątała jego myśli od chwili, kiedy wrócił do
domu. Kiedy po raz pierwszy trzymał w ramionach jej dziec-
ko, czuł się z nią zjednoczony.
Tymczasem ona trzymała go na dystans, wyraznie przed
nim uciekała i traktowała z chłodną uprzejmością.
Doprowadzało go to do szału.
Ten pocałunek miał ją ukarać. Jego usta bezlitośnie żąda-
ły, aby się poddała. %7łeby przestała z nim walczyć i zrobiła to,
czego od niej oczekiwał.
Przez chwilę Colleen tkwiła nieruchomo, pozwalając mu
robić to, co chciał. Jednak, kiedy na moment oderwał usta,
zaatakowała go z równą zaciekłością. Widząc jej determina-
cję, Eamonn zwolnił tempo, sprawiając, że jego pocałunek
stał się czymś więcej niż karą za jej złe zachowanie.
Tempo uległo zmianie. Eamonn puścił jej ręce i objął ją
w talii, delikatnie przyciągając do siebie. Colleen otworzyła
się, pozwalając mu pogłębić pocałunek i zapraszając go do
dalszej gry.
Jednak kiedy Eamonn wsunął dłonie pod jej bluzkę i do-
tknął gołej skóry, znieruchomiała.
Wiedział, że narzucił zbyt ostre tempo. Nie zamierzał jej
skrzywdzić i miał świadomość tego, że jej ciało nie jest jesz-
cze gotowe. Zganił się w duchu za własną głupotę.
S
R
- Przestań - szepnęła tuż przy jego ustach, nie otwierając
oczu. W duchu modliła się, aby jej posłuchał. Wiedziała, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]