[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oprócz niego nie była w tak intymnej sytuacji. Z nikim innym nie posunęła się a\, tak
daleko.
Poddała się jego ustom i mocno objęła jego cieple ciało.
- Nie tak mocno, kochanie - szepnął Jace. - Ju\ od tak dawna nie starałem się sprawić
przyjemności kobiecie. Nie spieszmy się.
- Ja naprawdÄ™ nie umiem.
- Nie szkodzi. Przecie\ chcesz mnie dotykać, prawda? - szepnął i przeciągnął dłońmi
wzdłu\ jej ciała. - Nie zrobię ci krzywdy.
- Wiem. Ja... potrzebujÄ™ czasu.
Jace oparł się na łokciu i spojrzał jej w oczy.
- Miałaś na to siedem lat - zauwa\ył.
- Przez te siedem lat mnie nienawidziłeś-przypomniała mu ze smutkiem. - Nie
spodziewaj siÄ™, \e... ci zaufam, \e...
- śe dasz mi siebie, tak? - dokończył za nią i pocałował ją mocno w usta. - Dobrze,
zgadzam się. Potrzebujesz czasu, \eby oswoić się z tą myślą, ale nie dam ci go du\o,
Amando. Zbyt długo czekałem i moja cierpliwość ju\ się kończy. Zbyt długo byłem bez
kobiety.
Chciała coś powiedzieć, ale Jace nachylił się nagle i poczuła jego wargi na swojej piersi.
Z jej ust wyrwał się krótki jęk.
- Przyjemnie? - zapytał i jeszcze bardziej odsłonił jej piersi. Amanda oblała się
rumieńcem.
- Czy\byś do tej pory zawsze robiła to po ciemku? - zapytał z uśmiechem. - Cieszę się,
bo przynajmniej w jednym mogę być pierwszy. Jak to mówią - małe jest piękne, co?
- Jesteś wstrętny! - szepnęła, rumieniąc się jeszcze bardziej.
Zaśmiał się lekko, widząc, jak podciąga pod brodę prześcieradło. Usiadł zadowolony jak
tygrys, który ju\ jedną łapą trzyma zdobycz.
- Małe, ale doskonałe - rzekł cicho i przez moment jego szare oczy były prawie łagodne.
Pod wpływem impulsu Amanda wyciągnęła rękę i dotknęła jego nagiej piersi, a w jej
oczach pojawiły się wszystkie skrywane pytania.
- Tak mi przykro, \e się o nas martwiliście. Jason tylko kiwnął głową.
- Lepiej się prześpij.
- Ty te\, bo nie będziesz zdolny do pracy.
- Wątpię, czy w ogóle będę się mógł skupić na pracy - przyznał i nachylił się nad nią.
Jego wygłodniałe usta mia\d\yły jej wargi. Odpowiedziała mu całą sobą. Tak bardzo go
kochała i przez chwilę naprawdę nale\ał do niej. Chciała dać mu wszystko, zapomnieć o
kłótniach i ostrych słowach.
Jace z trudem opanował swoje po\ądanie. Odsunął ją delikatnie i opuścił na poduszki.
- Wolałbym odciąć sobie ramię, ni\ odchodzić od ciebie - szepnął. - Tak bardzo cię
pragnÄ™!
Westchnął cię\ko i znów, tym razem leciutko, przywarł do jej ust.
- Mogłabyś ze mną spać - rzekł cicho, patrząc w jej zamglone oczy. - Nic więcej, tylko
spać. Trzymałbym cię w objęciach i patrzył, jak śpisz.
Amanda oblała się rumieńcem od stóp do głów.
- A gdyby weszła twoja matka albo Duncan? - zapytała niepewnie, choć najbardziej na
świecie chciała właśnie tego, co proponował.
- Wtedy musiałbym się z tobą o\enić, prawda? - zapytał z uśmiechem i podszedł do
drzwi.
- Miłych snów, kochanie. Mo\e chocia\ ty będziesz mogła zasnąć.
- Dobranoc, Jasonie - szepnęła. - A mo\e nale\ałoby powiedzieć  dzień dobry"?
ROZDZIAA SIÓDMY
Amanda obudziła się w zalanym słońcem pokoju. Przez chwilę le\ała jeszcze w łó\ku i
wpatrując się w sufit wspominała wizytę Jace'a. Jace! Czy to wszystko zdarzyło się
naprawdę? Dotknęła swych ust i spojrzała w lustro, szukając śladów jego pocałunków.
Na ramieniu dostrzegła leciutkie zadrapanie. A więc to nie był sen. Czy Jace te\ czuł to
samo co ona? Czy w blasku dnia \ałuje tego, co się stało? Czy teraz będzie inny? Czy
zacznie się uśmiechać? A mo\e jeszcze bardziej będzie jej nienawidził?
Amanda wło\yła d\insy i bladoniebieską bluzkę i, wcią\ rozmarzona, zbiegła na dół.
Było ju\ po dziesiątej i właściwie nie spodziewała się zastać Jace'a, ale mimo to nie
ukrywała rozczarowania, kiedy otworzyła drzwi do jadalni i ujrzała tam tylko Marguerite i
Terry ego.
- Jesteś nareszcie - powitał ją zdenerwowany wspólnik. - Wiesz, Mandy, będziesz
musiała sama poprowadzić sprawę z Whitehallami. Przed chwilą dzwonił Jackson. Nie
podoba mu się reklama, którą dla niego przygotowaliśmy - twierdzi, \e jest zbyt
sugestywna.
- Ale przecie\ jego syn ją zaaprobował - przypomniała Amanda.
- Wygląda na to, \e zrobił to bez jego zgody - mruknął Terry. Wypił ostatni łyk kawy i
wstał od stołu. - Przepraszam, \e cię zostawiam samą, ale naprawdę nie mo\emy stracić
tego zamówienia od Jacksona. Sama wiesz, jak bardzo jest nam potrzebne.
- Jasne. Ale nie martw się - odparła z uśmiechem.
- Na pewno dam sobie radÄ™.
- Nie udało mi się porozmawiać wczoraj z Jace'em. Mo\e ty będziesz miała więcej
szczęścia.
Terry podziękował Marguerite za gościnę, przypomniał Amandzie, \eby zadzwoniła do
niego zaraz po powrocie do San Antonio i wybiegł do czekającej przed domem taksówki.
- Coś mi się wydaje, \e przestałaś ju\ się bać Jace'a - zauwa\yła Marguerite z kpiącym
uśmiechem.
- Co się stało?
- Tajemnica - zaśmiała się Amanda.
- Czy powiedział ci, jak bardzo się wczoraj denerwował? - zapytała Marguerite. - Nigdy
go takim nie widziałam. Wiesz co, mam dla ciebie wspaniałą niespodziankę - dodała.
- Jaką? - zapytała zdziwiona Amanda.
- Wkrótce się dowiesz - odparła tajemniczo Marguerite. - Jason poszedł do biura, ale
powinien wrócić na obiad. A Duncan jest u dentysty - parsknęła śmiechem. - Jason
uszkodził mu dwie koronki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl