[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szelmowski uśmiech.
- Logan! Co w ciebie wstąpiło? - Suzanna tupnęła
nogą. - Jak możesz żartować sobie?!
- Jeśli chodzi o oszustwo, to jest mi naprawdę
wstyd i przykro. Lecz z drugiej strony cieszÄ™ siÄ™ jak
głupi, że ta maskarada się skończyła. To dla mnie
wielka ulga.
- Spodziewam się - powiedziała z przekąsem.
- Możesz teraz przestać dzwonić do Cecily ze wzglÄ™­
du na mnie.
- To było rzeczywiście uciążliwe.
- Nawet do tego nie masz odwagi się przyznać?
- Niby do czego?
- A do tego, że ani razu do niej nie zadzwoniłeś!
Boże, Logan, czy nie czułeś się jak skończony idiota
szepczÄ…c czule do sÅ‚uchawki:  Jak siÄ™ masz, kocha­
nie?", kiedy automatyczna sekretarka odpowiadała
ci  Tu Systemy Energetyczne Bradforda. Dodzwo­
niliście się po godzinach pracy. Prosimy zostawić
swoje nazwisko i numer telefonu".
- Jak to odkryłaś? - Logan ryczał ze śmiechu.
- Jak Cecily wyszła, przypomniałam sobie, że
przed wyjściem do niej telefonowałeś. Nacisnęłam
pamięć i proszÄ™! UsÅ‚yszaÅ‚am romantyczne  Tu Sys­
temy Energetyczne Bradforda".
- Jesteś niesamowita - Logan potrząsnął głową
z podziwem.
- Nie, jestem wściekła!
KOLEJNY MEZALIANS 123
- A ja jestem... wolny!
- I co z tego?!
- Nie rozumiesz? Jestem wolny, Suzanno. - Zbli­
żał się do niej krok po kroku. - Nie jestem zaręczony
ani z Cecily, ani z nikim innym.
Był coraz bliżej, nie spuszczał z niej wzroku.
Suzanna czuÅ‚a siÄ™ jak bezbronna ofiara zahipnoty­
zowana przez skradającego się drapieżcę.
- Po co w kółko powtarzasz to samo?! - wy-
bąkała.
- Bo podoba mi się brzmienie tego słowa. Wolny!
A jeszcze bardziej podoba mi się... - Zniżył głos
i podszedł do dziewczyny całkiem blisko, ujmując jej
twarz w swoje dłonie. - Najbardziej podoba mi się
to, że nie czuję się winny, kiedy cię całuję.
I zademonstrował. W pierwszej chwili chciała
zaprotestować, lecz uczucie okazało się silniejsze,
wręcz obezwładniające. Całe jej ciało mówiło - tak!
tak! i skłaniało się ku niemu. Oplotła dłońmi jego
szyjÄ™ i oddaÅ‚a mu pocaÅ‚unek z najwiÄ™kszÄ… żarliwoÅ›­
cią, na jaką mogła się zdobyć.
- Suzanna, Suzanna - raz po raz wypowiadał jej
imiÄ™, przytulajÄ…c dziewczynÄ™ do swej szerokiej piersi.
- Gdybyś wiedziała, jaka to była tortura dla mnie;
mieć cię tak blisko i nie móc cię nawet dotknąć!
Suzanna chciała mu też opowiedzieć, jaka była
nieszczęśliwa. Ale jej myÅ›li zajmowaÅ‚a już inna spra­
wa. Brutalna rzeczywistość nie pozwoliła jej się
cieszyć jego bliskością.
- Logan, co my wyprawiamy?
- Po prostu komplikujemy sobie życie jeszcze
bardziej. Tak bym to nazwał. - Uśmiechnął się
spokojnie i pogłaskał dziewczynę po głowie.
Lecz Suzanna nie odwzajemniÅ‚a uÅ›miechu. Moc­
niej do niego przywarła i modliła się, aby ta chwila
trwała wiecznie.
- To jest niedopuszczalne, wiesz o tym? - szepnęła.
124 KOLEJNY MEZALIANS
- Masz racjÄ™ - odpowiedziaÅ‚, poważniejÄ…c, i od­
sunął się od niej. - Lepiej idzmy już spać. Dobranoc,
Suzanno.
Dziewczyna zesztywniała. Nie takiej reakcji się
spodziewała. Szybko opuściła salon, ukrywając pełne
Å‚ez oczy.
ROZDZIAA DZIESITY
Nazajutrz po południu zadzwonił Collin i poprosił,
aby syn wpadł do rezydencji przejrzeć i podpisać
dokumenty.
- Nie można tego odÅ‚ożyć do jutra? - Logan przy­
patrywał się, jak Suzanna i Timmy przedzierają się
przez moczary na drugim końcu stawu, zbierając
leszczynowe witki.
Był nadzwyczaj parny i gorący dzień i nie miał
ochoty opuszczać swej samotni. Chciał spędzić ten
dzieÅ„ razem z Suzanna i chÅ‚opcem, korzystajÄ…c z ostat­
nich promieni letniego słońca.
- Niestety, nie - odrzekł Collin. - To pilne.
- Dobrze, w takim razie zaraz przyjadÄ™.
- Zabierz ze sobą chłopca. Chcę mu coś pokazać.
Logan niechętnie przerwał malcowi zabawę, ale
wydawało mu się, że ostatnio jego ojciec zmienił się,
złagodniał, częściej się uśmiechał. Niby nic wielkiego,
ale Logan ucieszył się ze swego odkrycia.
Zastał ojca w gabinecie ze starą strzelbą na kolanach.
- Dziadku, co robisz?! - Timmy ciągle wykazywał
nieśmiałość w stosunku do Bradforda seniora.
- Czyszczę i smaruję broń.
- A po co ci broń? - Malec szeroko otworzył oczy.
- %7Å‚eby polować, Timmy. Na bażanty, króliki, kuro­
patwy. Ale najbardziej lubię polować na kaczki. - Stary
podniósł strzelbę do oczu, udając, że celuje. - Jak
będziesz grzeczny, to pewnego dnia zabiorę cię ze sobą.
Chciałbyś pójść na polowanie ze mną?
126 KOLEJNY MEZALIANS
ChÅ‚opiec nie odpowiedziaÅ‚ i wyglÄ…daÅ‚ na zakÅ‚opo­
tanego. Logan wyobrażaÅ‚ sobie, że miotajÄ… nim sprze­
czne uczucia; fascynacja i odraza. Postanowił przyjść
małemu z pomocą.
- Collin, na miłość boską! On ma dopiero...
- Cztery lata - dokończył ojciec i zachichotał.
- Nie miałem na myśli tegorocznego sezonu.
Ale Logan nie był pewien, czy w ogóle chce, by
Timmy polowaÅ‚. ZachowaÅ‚ jednak dla siebie tÄ™ wÄ…tp­
liwość, nie chcąc psuć ojcu dobrego nastroju. Cieszył
się, że Collin nabrał werwy i robi plany na przyszłość.
- Gdzie sÄ… te dokumenty do podpisu?
-Na biurku - odpowiedział Collin, zajęty wraz
z wnuczkiem oglądaniem starych albumów.
WystarczyÅ‚o jedno spojrzenie na owe  ważne do­
kumenty" , by ocenić, że to tylko pretekst.
- Timmy, idz do kuchni i zobacz, co pani Travis
gotuje na obiad. Musimy sobie z dziadkiem poroz­
mawiać.
ChÅ‚opiec wybiegÅ‚ w podskokach, a Logan przy­
stąpił do rzeczy.
- O co chodzi, Collin?
- Cecily telefonowała dziś rano - rzekł sucho.
Jego oczy straciÅ‚y ciepÅ‚y, życzliwy wyraz. - Wie­
działem, że ta Keating spędza ranki u ciebie, ale
Cecily powiedziała, że zostaje także na noce. Czy
to prawda?
Logan poczuł, że coś go ściska w dołku jak za
dawnych, chłopięcych lat, kiedy coś zbroił i ojciec
udzielaÅ‚ mu reprymendy. Tym razem jednak postano­
wił odważnie stawić ojcu czoło.
- Owszem.
- Aha, i stoisz tu przede mnÄ…, patrzysz mi w oczy
i nie odczuwasz żadnych wyrzutów sumienia?!
- Nie, ojcze.
- Czy postradałeś rozum, synu? - Collin cisnął
album w kÄ…t.
KOLEJNY MEZALIANS 127
- To ty stwarzasz problemy. Dlaczego?
~ Nie chcÄ™ jej tutaj i tyle. Przypomina mi swojÄ…
siostrę i kłopoty, których narobiła mnie i mojej
rodzinie. Wyprowadza mnie z równowagi, Logan.
- Wstał z krzesła i zaczął spacerować po pokoju.
- Poza tym jej obecność na pewno nie sprzyja adap­
tacji Timmy'ego. Przeciwnie, przedłuża ten proces.
Jak on może odzwyczaić się od niej, skoro ciągle przy
nim tkwi?!
Logan słuchał opinii, które jeszcze dwa tygodnie
temu uznawał za własne. Lecz te dwa tygodnie
obcowania z Suzanną ukazały mu jej prawdziwe
oblicze, jej dobroć, wielkoduszność, bezinteresow­
ność. Był świadomy spraw, o których ojciec nie miał
pojęcia.
- Ona mi bardzo pomogła.
- Nie wątpię w to - fuknął Collin. - Zapomniałeś
już, że dla niej chłopak wart jest trzy miliony dolarów?
- Posłuchaj, Suzannie nie zależy na pieniądzach.
- Logan z trudem powstrzymywał wzbierający w nim
gniew. - Wszystko się zmieniło. Gdybyśmy teraz
szli do sÄ…du, sam bym powiedziaÅ‚, że jest ona nie­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl