[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chwilę opuści ją z oka i łucznik Trouville'a znajdzie sposob
ność do ataku.
Rzeczy wiście sprawy potoczyły się zgodnie z jego prze
widywaniami dzięki odrobinie pomocy ze strony samej Je
hannie i bystrości jego drobnej, dzielnej żony.
Tyle że Mairi zapłaciła wysoką cenę za ten akt odwagi.
Miał tylko nadzieję, że nie skończy życia.
Wstał. pochylił się i strząsnął z grzbietu kolczugę. Opadła
i brzękiem na podłogę. Zciągnął też. przepoconą pikowaną
podściółkę pod nią i rzucił na zbroję.
Następnie wyjął sztylet z buta i delikatnie odciął resztki
zakrwawionej koszuli Mairi. zsunÄ…Å‚ jej buty i zdjÄ…Å‚ resztÄ™ rze-
czy.
Na widok leżącej bezwładnie zony coś go ścisnęło
w gardle. Była taka blada, zimna i bez życia. Szybko wziął
pierwszą lepszą koszulę, naciągnął jej przez głowę i wsunął
ręce w rękawy, tak jak ubiera się dziecko.
Czy kiedykolwiek będzie trzymał ją w objęciach i znów
upajał się pięknem ich miłosnego zbliżenia? Zawładnęła jego
sercem tak pewnie, jak on zawładnął jej ciałem. Gdyby tylko
miał jeszcze jedną szansę pokazania, jak bardzo mu na niej
zależy i jak głęboko ja podziwia, pod każdym względem.
Rob przejechał rękami po jej ciele, wygładzając po drodze
miękki materiał. Potem nakrył ją po szyję futrem, żeby się
rozgrzała.
- Nie umieraj. Mairi - wyszeptał.
- Co z nią? - spytała Jehannie. która właśnie wśliznęła
się do komnaty z niewielkim dzbankiem w dłoni.
Rob pokręcił głową i złożył palce wskazujące obydwu dłoni.
- "Bez zmian".
Odstawiła dzbanek na stolik i pokazała:
- "Głowa do góry, ona przeżyje".
Przycisnął dłoń do zdrowego ramieniu Mairi i zwrócił się
błagalnie do Jehannie.
- ".Zrób coś"!
Wlała płyn do kubka - kolejna mieszanka ziół, poznał po
zapachu - i wręczyła mu. Razem zmusili Mairi do wypicia
mikstury.
Chociaż powieki lekko się uchyliły, spojrzenie miała nie-
widzace. jak trup. Na ten widok przeraził się. że umarła.
i rzucił ponownie sprawdzić bicie jej serca.
- Dzięki Bogu - powiedział., znalazłszy to, czego szukał.
Jehannie, nie spuszczając z niego wzroku, podniosła
z podłogi ubranie, które zdjął z Mairi. i wyniosła z. komnaty.
Po chwili wróciła i pokazała z uśmiechem:
- "W toalecie znalazłam Elfleda Jest nagi i wściekły.
Mairi ukradła jego rzeczy".
Spróbował odpowiedzieć jej uśmiechem, ale mu się nie
udało.
Jehannie znów stanęła przy łożu Mairi, Wydawała się nie
zmordowana w swoich wysiłkach, za to on najwyrazniej tra
cił energię. Brak snu i jedzenia, w połączeniu z gasnącą
nadzieją sprawiły, że stał się niezręczny i czuł się bezużyte
czny.
- Powinieneś odpocząć - oświadczyła Jehannie.
- Kiedy Mairi się obudzi -obiecał, wytrzymując jej peł-
ne wyrzutu spojrzenie.
W otwartych drzwiach stanęła Gunda z tacą wyładowaną
po brzegi jedzeniem. Obrzuciła całą trójkę ciekawym spoj-
rzeniem, ale nic nie powiedziała.
Przemówiła do niej Jehannie. która wskazała na stół
i krzesła przy kominku. Po wyjściu służącej Jehannie ode-
pwała ręce Roba od Mairi i poprawiła przykrycie chorej.
- Dajmy jej przez chwilę spokój i miejmy nadzieję, że
zioła zrobią swoje. Chodz - Skinęła głową i długimi kroka-
mi przeszła przez komnatę do miejsca, w którym Gunda po-
stawiła tacę.- Zjedz coś.
Rob nie miał ochoty na jedzenie, mimo to zrobił, jak k.a-
zała. Miał nadzieję, ze pożywienie dostarczy mu sił nu kolej-
ne godziny.
Przez cały ten czas nie spuszczał oka z Mairi, Nakazywał
jej bezgłośnie, żeby się poruszyła, znów otworzyła oczy, tym
razem przytomne. Chciał, żeby zrobiła cokolwiek, co rnogło-
by wskazywać, iż wkrótce wyrwie się z tego głębokiego, cież-
kiego snu.
Kiedy skończył jeść, Jehannie dotknęła grzbietu jego dło-
i pokazała:
- "To nie twoja wina".
Rob wsiał, odwrócił się do niej plecami, podszedł do okna
i wyjrzał na zewnątrz. Nie chciał uwolnić się od poczucia winy.
Poczuł, jak ramiona Jehannie obejmują go w pasie, i jak oparła
policzek o jego plecy. Pilnie potrzebował przyjacielskiej pocie-
chy, wiedział jednak, że nie powinien się po nią zwracać.
Chwycił jej nadgarstki, uwolnił się z uścisku i odszedł
o krok. Kiedy ponownie zwrócił się twarzą ku niej, w jej
oczach zobaczył wyłącznie współczucie.
Spojrzała na niego pytająco, delikatnie położyła dłoń na
jego sercu, po czym skierowała ją ku Mairi.
"Kochasz jÄ…?"
Rob skinął głową, z zaciśniętymi ustami i zamglonym
spojrzeniem.
Jehannie także pokiwała głową, a potem objęła go i opar
ta głowę na jego piersi. Odwzajemnił uścisk, nie będąc w sia
nie odrzucić pociechy, która, mu ofiarowała.
Zrozumiała. Tak po prostu. Jehannie zrobiłaby wszystko.
co w jej mocy. by pomóc mu uratować Mairi. nie tylko dla
tego, że była jej cos dłużna, ale także, dlatego, że nie chciała,
by jemu pękło serce. Bez względu na to, co się stało, zawsze
będzie jego przyjaciółką.
Po chwili oderwała się od niego, poklepała go po twarzy
swymi zręcznymi drobnymi dłońmi i uśmiechnęła.
- Razem. Robbie. Tak jak kiedyÅ›.
- Półdiablę - odparł. Tak ją nazywał, kiedy nakła
niała jego albo Thomasa do zrobienia czegoś niemożli
wego. Pomodlił się w duchu, żeby to przedsięwzięcie się
powiodło.
- Potwór - odpłaciła mu pięknym za nadobne, z szero
kim uśmiechem. - A więc do dzieła! - Wzięła go za rękę
i pociągnęła do łoża. na którym leżała Mairi.
Ku jego zdumieniu, miała już otwarte, czujne oczy. Dwa
okrągłe błękitne płomyki, w których gorzało oskarżenie,
spotęgowane przez łzy.
- Och. nie - wytchnęła z wysiłkiem. Teraz jej myśli nie
były dla niego tajemnicą. Rob świetnie wiedział, co się dzieje
w jej głowie.
Mairi nie potrafiła znieść wyrazu nagłej konsternacji na
twarzy męża. Na pewno spodziewał się. że ona umrze. Prze-
niosła wzrok na lady Jehan. ale miała wrażenie. że tamta roz
pływa się w powietrzu.
- Robbie! - zawołała kobieta, wbijając mu palce w ra-
mie - Obudziła się! Widzisz?
O tak. zobaczył. pomyślała Mairi, krzywiąc się z boleści.
Wyglądało na to. że zastanawia się. co powiedzieć, jak wy
tłumaczyć swoje niedawne zachowanie. Zupełnie jakby był
w stanie to zrobić.
- Powiedz mi... Wyzywam cię - mruknęła pod no-
sem. Nie mógł jej usłyszeć. Mówienie do niego nie mia
Å‚o sensu.
Czyżby liczył na to. że żona nie spyta go, dlaczego obej
mował inną kobietę? Kobietę, którą kiedyś kochał i zamie
rzał poślubić? Jak widać, te uczucia nic należały do przeszło-
ści. Bardzo dobrze. Mairi ziewnęła.
Potrząsnęła głową, żeby rozjaśnić umysł, ale myśli nie
chciały ułożyć się w żadnym porządku, Z determinacją ucze
piła się jednej z nich.
Ależ widok ją powitał, kiedy wreszcie przedarła się przez
ciemnoniebieską mgłę, spowijającą jej umysł. Na litość bo-
ską. nie zdążyła jeszcze wydać ostatniego tchu, a oni już się
obsciskiwali. Ogarnął ją gniew, który opadł równie raptow
nie jak zawrzał. Czyżby aż tak bardzo ją to obeszło?
Tak? To było nie do zniesienia, lecz w tej chwili nie była
w stanie walczyć o swoje prawa żony. a nawet się wykłócać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]