[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mógł podsłuchiwać, bo widocznie jego mózg był dostatecznie czułą anteną. Wkrótce miano go
poddać "dokładnemu badaniu", która to perspektywa wcale mu się nie uśmiechała, zważywszy,
że najwyrazniej traktowano go jak monstrualnego laboratoryjnego zwierza. Wreszcie pogardzano
nim, głównie dlatego, że za cholerę nie mógł pmbffować.
Przemyślawszy to, Clyde Manship uznał, że czas już dać im odczuć swą obecność. Dać im do
zrozumienia, że zdecydowanie nie jest niższą formą życia, ale, jak to się mówi, jest swój chłop. %7łe on też
należy do klubu władców materii i że pochodzi z rodziny o bogatych tradycjach IQ.
Tylko jak?
Z zakamarków pamięci wypłynęły wspomnienia powieści przygodowych czytanych w dzieciństwie.
Odkrywcy lądują na nieznanej wyspie. Tubylcy, uzbrojeni w najróżniejsze włócznie, maczugi i kamienie,
wybiegają na ich widok z dżungli, wyjąc bez wątpienia coś o palu tortur. Odkrywcy, których oblał dość
chłodny pot, ponieważ nie znają miejscowego języka, muszą szybko coś zrobić. Więc naturalnie
uciekają się do... do czego?... do uniwersalnego języka znaków! Język znaków. Wszyscy go znają!
Wciąż siedząc Clyde Manship uniósł ramiona nad głową.
- Ja przyjaciel - zaczął. - Ja przybywać w pokoju. - Nie oczekiwał, że te słowa do nich dotrą, ale
możliwe, że samo ich wypowiadanie wesprze go psychicznie i nada jego gestom więcej autentyczności.
-... może też wyłączyć aparat zapisujący - profesor Lirld instruował swego asystenta. - Od tej chwili
wszystko pójdzie na podwójny wymiar pamięci.
Srin znów odwrócił swoją kulę.
- Może zmienić wilgotność, panie profesorze? Sądząc po wysuszeniu skóry, ta istota chyba pochodzi
z klimatu pustynnego.
- Niekoniecznie. Podejrzewam, że jest to jedna z tych form prymitywnych, które mogą przeżyć w
każdym środowisku. Ten gatunek nawet świetnie sobie radzi. Trzeba przyznać, Srin, że jak na razie
możemy być zadowoleni z wyników eksperymentu.
- Ja przyjaciel - ciągnął rozpaczliwie Manship, podnosząc i opuszczając ręce. - Ja istota myśląca. Ja
mieć IQ 140 w skali Wechslera-Bellevue.
- To pan może być zadowolony - odezwał się Glomg, gdy profesor lekko zeskoczył ze stołu i popłynął,
niczym prze-rośnięty trzmiel, w stronę lasu urządzeń na suficie - ale nie ja. Wcale mi się to wszystko nie
podoba.
- Ja przyjaciel i istota myś... - zaczął Manship i nagle znowu kichnął - Do licha z tą wilgocią -
mruknął posępnie.
- Co to było? - przeraził się Glomg.
- Nic specjalnego, panie radco - uspokoił go Srin. - To stworzenie już tak robiło. Najpewniej jest to
reakcja fizjologiczna przebiegająca okresowo, może prymitywny sposób wchłaniania grlnku. Trudno
sobie wyobrazić, aby była to próba nawiązania kontaktu.
- Nie o tym myślałem - obruszył się Glomg. - Wydaje mi się, że jest to wstęp do działań agresywnych.
Profesor ześlizgnął się z powrotem na podłogę, dzwigając kłąb lśniących przewodów.
- Niemożliwe - odrzekł. - Czymże to stworzenie mogłoby nas zaatakować? Obawiam się, że przesadza
pan z tą nieufnością wobec nieznanego, radco Glomg.
Manship zamilkł bezsilnie i podparł brodę łokciami. Najwyrazniej poza telepatią nie było innej drogi
porozumienia. Ciekawe, jak tu się nauczyć transmisji telepatycznej? Czego się w takim przypadku
używa?
Gdyby chociaż pisał pracę doktorską z biologii czy fizjologii, pomyślał tęsknie, a nie na temat "Użycia
drugiego aorystu w pierwszych trzech księgach Iliady". No, trudno. Dom został daleko stąd. Zawsze
można spróbować.
Zamknął oczy, upewniwszy się najpierw, że profesor Lirld nie zamierza przytknąć mu
54
do ciała tych przewodów. Zmarszczył czoło i pochylił się do przodu, usilnie starając się
skupić myśli.
Próba kontaktu - myślał najintensywniej, jak potrafił -próba kontaktu. Raz, dwa, trzy,
cztery - próba kontaktu. Czy mnie słyszycie?
- Po prostu mi się to nie podoba - rozległ się znów głos Glomga. - Nie podoba mi się
ten eksperyment. Można to nazwać uprzedzeniem czy jak się komu żywnie podoba, ale
czuję, że wtrącamy się w dziedzinę nieskończoności, a nie powinniśmy.
Próba kontaktu - Manship natężał szare komórki.- Wlazł kotek na płotek. Próba kontaktu.
Jestem przybyszem z obcej planety i chcę się z wami porozumieć. Proszę, zgłoście się.
- Ależ, panie radco - zaprotestował Lirld z oburzeniem. -Nie bawmy się w filozofię. To
jest naukowy eksperyment.
-I niech takim pozostanie. Ale moim zdaniem są tajemnice, których poznanie nigdy nie
będzie dane flefnobowi. Tak obrzydliwe potwory, bez śladu mułu na skórze, z dwoma
jedynie oczami i to na dodatek płaskimi, które nie chcą lub nie mogą pmbffować i niemal
zupełnie pozbawione są macek - tego rodzaju stworzenie należało zostawić w spokoju na
tej jego diabelskiej planecie. Nauka ma swoje granice, mój uczony przyjacielu - a
przynajmniej powinna mieć. Niepoznawalne niech zostanie nie znane!
Słyszycie mnie? - błagał w myślach Manship - Przybysz do Srina, Lirlda i Glomga. To
jest próba połączenia telepatycznego. Proszę, niech ktoś się zgłosi. Ktokolwiek. - Zastanowił
się chwilę i dodał - Bez odbioru.
- Tego typu ograniczenia nie istnieją dla mnie, radco. Moja ciekawość jest tak wielka
jak Wszechświat.
- Całkiem możliwe - odrzekł złowrogo Glomg. - Ale jest więcej rzeczy na Tiz i na Tetzbah,
profesorze Lirld, niż się śniło waszym filozofom.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]