[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bo mam coś niecoś co uprania. Ekspresowo! Spieszyło mi się, więc chciałem skorzystać
z waszych propozycji. . . oszukańczych, jak teraz widzę.
305
Tak? zaśmiał się szyderczo Brzuś no to pójdziemy ci na rękę, czyściochu
i załatwimy pranie na miejscu, gratisowo i superekspresowo! Obsłuż gościa, Aleks!
Z przyjemnością wycedził Aleks zaciskając pięści, ale nie zdążył zażyć tej
przyjemności, bo gdzieś blisko rozległo się wściekłe ujadanie psów i zza żywopłotu
wyłoniło się pięciu strażników w szamerowanych złotem uniformach. Trzech z nich
pędziło z czarnymi bullterierami na smyczy, dwóch z podręczną apteczką i kaftanami
bezpieczeństwa, a na końcu w rozwianym białym fartuchu biegł młody lekarz w gru-
bych okularach.
Na ich widok Brzuś i Aleks zmełli pod nosem przekleństwo i porwawszy dyplomat-
kę z pieniędzmi dali dyla w krzaki, a detektyw Kwass uznał, że tym razem nadarza się
naprawdę dobra okazja przeniknięcia do sanatorium, a może nawet do oddziału tera-
pii specjalnej, gdzie spodziewał się znalezć Marka. Położył się więc z powrotem przy
śmietniku i zaczął wydawać żałosne jęki, zdolne wzruszyć najbardziej kamienne serca.
Umilkł dopiero, gdy zobaczył, że dwu strażników i lekarz skręcają w jego stronę.
Przymknął oczy. Gardło pomału przestawało go palić, zdjęła go przyjemna senność.
306
No, to mamy chyba kolejną ofiarę Brzusia i Aleksa rzekł lekarz pochylając
się nad detektywem.
Myśli pan, że był w robocie znieczulacz? zapytał strażnik z wąsikiem jak
Chaplin.
Tak jest. Nie ma wątpliwości orzekł po krótkim badaniu eskulap. Oddech
płytki, tętno dziwaczne, czuć miętą i spirytusem. Odciągnął Kwassowi powiekę i zaj-
rzał mu do oka. Ciężkie zatrucie. Załatwili człowieka znieczulaczem!
Złośliwe dranie!
Z tymi z chirurgii plastycznej zawsze są kłopoty. Chcą zmienić twarz, a nie mają
za grosz cierpliwości. Zrywają sobie bandaże, infekują sobie mordy, a potem uciekają
z oddziału, bo się boją zastrzyków i rozrabiają z nudów. Zupełnie jak dzieci. Pan jest tu
nowy. . . No to napatrzy się pan jeszcze!
I czemu taki element przyjmuje się na oddział? dziwił się strażnik z wąsikiem.
Lekarz wzruszył ramionami.
Bo taki gangster to dochodowy i mało wymagający pacjent. Za przeróbkę twarzy
zapłaci najwyższe honorarium bez skrzywienia buzi, nawet jak mu sknocą facjatę, nie
307
robi hecy jak inni, nie handryczy się o krzywy nos, nie zależy mu, żeby stawać do
konkursu piękności. Niech zrobią mu twarz byle jak. %7łeby tylko rodzona matka go nie
poznała. . . To mu wystarczy.
Wróciło trzech strażników z psami. Dwu z nich prowadziło złapanych opryszków,
trzeci niósł odebraną im dyplomatkę.
No i po co tyle szumu, doktorku zasapał uśmiechnięty jak gdyby nigdy nic
Brzuś żeśmy poczęstowali tego pana nalewką? %7łeśmy chcieli go trochę postraszyć?
My tylko tak, na niby, dla sportu i rozrywki. . . Zabawić się trochę nie wolno?
Regulamin zabrania wam, ochlapusy, opuszczania sanatorium, gdy wam robi-
my przeszczepy i operacje plastyczne! rzekł surowo lekarz. %7ładnego alkoholu!. . .
żadnych wycieczek do baru, żadnych zabaw z klientami pralni. Ile razy mam wam po-
wtarzać?! Zabrać ich i potrącić im z kaucji kolejne dwa melony!
Tak jest doktorze strażnicy z psami odprowadzili protestujących opryszków
do sanatorium.
A co z nim? starszy strażnik wskazał na leżącego Kwassa.
308
Wezcie go do sanatorium, a potem sprawdzcie, czy figuruje w naszej kartotece
i czy ma akceptację. Nazwisko: Krasnobródka, imię Agapit. Zanotujcie.
ROZDZIAA IX
GDZIE SI OBUDZIA MAREK " DETEKTYW KWASS ODDAJE BRU-
DASY DO PRANIA " ZDEMASKOWANIE
Obudziłeś się nareszcie rzekł do Marka człowiek w zielonym kitlu, zapewne
lekarz. Miał wesołe siwe oczy, złote okulary i sympatyczną gładko wygoloną twarz.
Brawo! Dzielny chłopak!
Gdzie ja jestem?! przestraszony Marek usiadł na łóżku. Czy to szpital? Co
ja tu robię?
310
Miałeś małą przygodę, ale już wszystko dobrze uśmiechnął się doktor.
Miło cię widzieć u nas, Marku!
Pan mnie zna?
Widziałem twoje zdjęcie w gazetach. Aatwo było zapamiętać.
Z powodu piegów?
Doktor i cała asysta roześmiali się głośno.
Jak się czujesz? spoważniał doktor, gdy śmiech ustał.
Okropnie łupie mnie w głowie. Co mi się stało?
Spadłeś z konia i trochę się potłukłeś.
Ja?! Z konia?! zdziwił się Marek.
Nie pamiętasz? No cóż, to się zdarza w takich wypadkach. Zanik pamięci po
urazie głowy, miejmy nadzieję, że ci to przejdzie wyjaśnił doktor. Naprawdę nic
nie pamiętasz? dopytywał ciekawie.
Nic.
A co pamiętasz?
No. . . parę innych rzeczy.
311
Na przykład?
Las. Jezdziłem konno po lesie z jednym chłopcem, on się nazywa Szarada. Spo-
tkałem dużo grzybiarzy. Oni mnie chcieli zastrzelić. . .
Grzybiarze zastrzelić? doktor i jego asysta znów roześmiali się rozbawieni.
To już tylko twoja bujna wyobraznia doktor poklepał Marka po ramieniu.
Marek zakłopotany przetarł sobie rozpalone czoło. Czy to możliwe, żeby mu się to
wszystko tylko zdawało?
Ale ten koń. . . wymamrotał.
Ten koń był prawdziwy skinął głową doktor. On nazywa się Ramzes, praw-
da?
Tak, wynająłem go w leśniczówce.
No, właśnie. I tu zaczyna się kłopot. Koń zaginął. Obawiam się, że możesz mieć
duże nieprzyjemności. Czy wiesz, ile kosztuje taki koń?
To nie moja wina wykrztusił przerażony Marek. Ten koń to był osioł. . . to
znaczy. . . raczej jak mustang nieujeżdżony, on stawał dęba, on mnie zrzucił!
Markowi łzy stanęły w oczach.
312
No, no, uszy do góry pocieszył go doktor na razie jesteś tu bezpieczny.
Nikomu nie powiemy, że tu jesteś. Nie płacz. Wszystko się dobrze ułoży. Pomyślimy
spokojnie i na pewno znajdziemy jakieś wyjście z sytuacji, wytrzyj ślepka! podał
Markowi dużą lekarską chusteczkę. Zaufaj nam, znajdujesz się w dobrych rękach
i za parę dni wrócisz zdrowy do domu.
Ja chcę już teraz! chlipnął Marek.
Nie możemy cię puścić w takim stanie. Masz wstrząs mózgu i musisz trochę
poleżeć, ale zaraz zadzwonimy do twojej mamy, uspokoimy ją, że się znalazłeś i że
jesteś pod naszą opieką. Na pewno przyjedzie cię odwiedzić.
Ja sam zadzwonię!
O, nie! zaprotestował doktor nie wolno ci jeszcze wstawać! W żadnym
wypadku nie pozwalam!
Nic mi nie będzie Marek chciał zerwać się z łóżka, ale pielęgniarki przytrzy-
mały go mocno.
Bądz grzeczny rzekł surowo doktor. Każdy ruch może ci zaszkodzić; jesteś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]