[ Pobierz całość w formacie PDF ]

deszczem płaszcz. Uśmiechnął się, tym razem jednak jakoś sztucznie,
oficjalnie. Jeszcze raz powiedział  dobranoc" i zniknął w oddali.
- Niech to diabli! - zaklęła Sara, gdy tylko z pasją zatrzasnęła za
sobÄ… drzwi. - Niech to wszyscy diabli!
- Zdjęła płaszcz i cisnęła go byle gdzie. - Niech to wszyscy diabli!
- powtórzyła.
Nagle zdała sobie sprawę, że zna skądś te przekleństwa, które
miotała z zapamiętaniem. Czy nie mówił tak bohater jednego z
przedstawień, jakie widziała w telewizji? Tak, to on w kółko
powtarzał to samo przekleństwo. Aż wreszcie uświadomił sobie, że
nie może żyć bez widoku pewnej kobiety. Widoku, który za wszelką
cenę chciał od siebie odpędzić przekleństwami.
Weszła do kuchni i postawiła czajnik na gaz. Tak, tak właśnie było.
Czy znaczy to, że powoli przyzwyczajała się do widoku Bretta?
Niewątpliwie w jego urodzie łatwo było się rozsmakować. Poza tym
współczuł jej, gdy opowiadała o Jasonie. Odnosiła wrażenie, że,
pomijając Elise, pojawił się oto w jej życiu ktoś, komu mogłaby
zaufać. Ale Elise istniała realnie, nie była fatamorganą. Molly
plotkowała od rana do wieczora, to prawda, ale rzadko kiedy
kłamała.
Sara westchnęła i szmatką przetarła kuchenkę, choć lśniła jak
kryształ. Mogło tak być, jak myślała, ale mogło też być inaczej. Nadal
więc musi mieć się na baczności. Lodowy mur oddzielający ją od
świata nie powinien stopnieć.
Brett musiał sporo przeżyć, pomyślała. I sporo wycierpieć. To
jasne, stracił żonę. Jeśli jednak informatorka matki nie myliła się, nie
odczuł tej straty zbyt boleśnie. W każdym razie nie oznaczała dla
niego życiowej tragedii. Sara wzruszyła ramionami i zdjęła z
kuchenki gwiżdżący przenikliwie czajnik. Na pewno nietrafnie
65
RS
odczytała zachowanie Bretta. Uraziła po prostu jego męską dumę i
tyle.
Ale jeśli nawet było tak, to przecież przez chwilę ufała mu bez
zastrzeżeń. Czyżby myliła się aż tak bardzo? Czyżby współczucie i
zrozumienie, jakie jej okazał, były z jego strony tylko grą?
- Głupia jesteś, Saro Malone - powiedziała głośno. - Powinnaś w
końcu wbić sobie do głowy, że Brett Jackson to mężczyzna szczery i
otwarty. Szczerze i otwarcie chce zaciągnąć cię do łóżka.
Ale gdyby nawet, to co z tego? Wewnętrzny głos znów nie dawał
jej spokoju. Gzy jest w tym coś złego?
- To, że ja już to wszystko przeszłam! - krzyknęła i filiżanką
uderzyła w talerzyk tak mocno, że kawa wylała się aż na podłogę. -
Przeszłam to i nie mam zamiaru pozwolić kolejnemu mężczyznie,
żeby mnie w podobny sposób wykorzystał. Dla kilku godzin
wątpliwej przyjemności? Nie warto...
Zrozpaczona westchnęła cicho i poszła po ścierkę.
Sara przetarła zaspane oczy. Która to godzina? I cóż to za łomoty
dobiegajÄ… z sÄ…siedztwa? DziesiÄ…ta. To nie Å‚omot, ale potworna
kakofonia najróżniejszych dzwięków, wśród których nie brakowało
walenia pięścią w drzwi i podniesionego męskiego głosu. Głosu,
który znała aż nadto dobrze. Brakowało tylko szczekania psów i
odgłosów młotka.
Burknęła pod nosem coś, za co matka dałaby jej porządną burę.
Wyskoczyła z łóżka, szybko wciągnęła na siebie niebieską sukienkę i
wypadła do przedpokoju.
- Nie wiesz, draniu, że jest niedziela? I że jeszcze jest bardzo
wcześnie? - warknęła cicho przez zęby i nacisnęła klamkę.
W drzwiach stał Brett.
- Co ty tu do diabła robisz?
Delikatnie odsunął ją na bok, wszedł do środka i zamknął za sobą
drzwi.
- Wygrywam ci miłosną serenadę - odrzekł spokojnie. - Inaczej
nigdy byś mi nie otworzyła.
66
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
- To nie serenada! - krzyknęła z wściekłością. - To kocia muzyka!
- Najważniejsze, że okazała się skuteczna - wzruszył ramionami. -
Udało mi się wyciągnąć cię z łóżka.
-Myślałam, że chcesz mnie zaciągnąć do łóżka - odpaliła Sara. Gdy
uświadomiła sobie, co właściwie powiedziała, spiekła raka.
- Masz rację - odpowiedział Brett z rozbrajającą szczerością. - Ale
postanowiłem odłożyć tę przyjemność na pózniej. Do twarzy ci w
czerwieni, wiesz? Powinnaś częściej się rumienić.
- Och! - wykrzyknęła Sara. Rumieniec zniknął, gdy tylko złość
znów wzięła górę nad zakłopotaniem. - Och! Naprawdę jesteś
najbardziej aroganckim, samolubnym, odpychającym... - przerwała
nagle. - Postanowiłeś odłożyć tę przyjemność na pózniej? Co to ma
znaczyć?!
- To znaczy, że mógłbym to zrobić w każdej chwili. Nie przewiduję
żadnych trudności. Myślę tylko, że nigdy byś mi tego nie darowała.
W każdym razie nie darowałabyś mi, gdybym zrobił to teraz.
- Czy to ma jakieś znaczenie? - spytała Sara.
- Uhm. Myślę, że ma - uśmiechnął się smutno.
- Dlaczego? - zdziwiła się i popatrzyła na niego zadziornie. - Skoro
miałbyś już to, co chciałeś?
-No tak. Może masz rację. Właściwie nie mam jeszcze na ten temat
wyrobionego zdania, - Brett pokręcił głową, odsunął się od Sary o
krok i oparł o ścianę. - W piątek wystraszyłem cię. I było to bardzo
głupie z mojej strony - dodał z poważną miną. - Zwłaszcza że wiem,
ile musiałaś wycierpieć. Wiem doskonale, co to takiego cierpienie.
Nie powinienem być tak bardzo natarczywy. Należało poczekać, aż
poczujesz się bezpiecznie, jak u siebie w domu, a nie złościć cię.
Przepraszam.
Nie było wcale widać, że jest mu przykro. Sara dałaby wiele, żeby
wiedzieć, czy wszystko, co usłyszała, mówił serio. Musiał coś przed
nią ukrywać. W przeszłości Bretta kryła się nie tylko utrata żony.
67
RS
Obojętnie
- kochanej czy nie kochanej.
- Jesteś cudowna, wiesz - mówił dalej aksamitnym głosem,
którego tak bardzo lubiła słuchać. - Pięknie ci nawet w tych
okropnych rzeczach, które nosisz... Obawiam się, że w tej sytuacji
moja arogancka, samolubna, nieznośna męska żądza musiała wziąć
górę nad ogładą dżentelmena. Tak bardzo chciałem cię pocałować,
że nie mogłem się oprzeć pokusie. - Oczy Bretta zwęziły się nagle. -
Miło ci było, prawda? Równie miło jak mnie. Tak długo, jak długo nie
wymyśliłaś pretekstu, żeby mnie powstrzymać!
Patrzyła na niego zdumiona. W ciągu dosłownie kilkunastu
sekund potrafił złożyć uroczyste przeprosiny, uwieść ją swoim
głosem, aby wreszcie, pół żartem, pół serio, stwierdzić, że to ona
ponosi winę za wszystko. Wpatrywała się w niego bez słowa. Nagle
odwrócił głowę. Gdy popatrzył na nią ponownie, miał już zupełnie
inne oczy.
- I wszystko na darmo - rzekł spokojnie. - A co byś powiedziała,
gdybyśmy zaczęli od początku - zaproponował.
Pewność siebie Bretta rozdrażniła Sarę, a jednocześnie
oczarowała.
- Ja, ja -jąkała się. Zerknęła na Bretta.
Stał oparty o ścianę, nieporuszony, jakby to było jego stałe
miejsce. I te oczy - wpatrzone w nią, oczekujące niecierpliwie na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl