[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Lord Fauntleroy i jego matka są teraz w dworku - odparł prawnik. - Podróż znieśli
znakomicie i oboje czują się świetnie.
Hrabia zamruczał coś ze zniecierpliwieniem i niespokojnie machnął ręką.
- Miło mi to słyszeć - powiedział gwałtownie. - Jak dotąd więc wszystko układa się po
mojej myśli. Siadaj pan wygodnie i napij się wina. I cóż poza tym?
- Jego lordowska mość zostanie dziś w nocy w dworku z matką. Na zamek
przyprowadzę go jutro.
Hrabia oparł łokieć na poręczy krzesła, podniósł rękę i zasłonił oczy.
-38-
- Cóż - powiedział - mów pan dalej! Wiesz pan, że zakazałem mu pisać cokolwiek o tej
sprawie, nie mam więc pojęcia o tym, co to za dziecko... Co to za jeden? Matka w ogóle
mnie nie obchodzi, ale jaki jest ten mały?
Pan Havisham nalał sobie czerwonego wina, wypił łyk i usiadł z kieliszkiem w dłoni.
- Dość trudno powiedzieć cokolwiek o charakterze siedmioletniego dziecka - powiedział
ostrożnie.
Hrabia miał tu bardzo silne uprzedzenia. Rzucił prawnikowi szybkie spojrzenie i
powiedział obcesowo:
- To pewnie mały tępak, co? Mały tłumok! Zapewne typowy, irytujący Amerykanin?
- Nie wydaje mi się, by Ameryka jakoś specjalnie mu zaszkodziła, milordzie -
odpowiedział pan Havisham we właściwy sobie chłodny, acz roztropny sposób. - Niezbyt
dobrze znam się na dzieciach, ale mały lord wydał mi się bardzo rozsądny...
Zawsze wypowiadał się beznamiętnym, powściągliwym tonem, ale tym razem chciał być
ostrożny bardziej niż zazwyczaj. Uznał, że będzie lepiej, jeśli hrabia sam osądzi
charakter wnuka po pierwszej rozmowie.
- Powiedzże pan, czy zdrowy i rosły? - zapytał starzec.
- Wszystko wskazuje na to, że jest bardzo zdrowy i chyba też dobrze rozwinięty
fizycznie, jak na swój wiek - odpowiedział pan Havisham.
- A czy trzyma dobrą postawę i jakoś w miarę się prezentuje? - dopytywał się hrabia.
Pan Havisham uśmiechnął się prawie niedostrzegalnie. Przed oczyma stanął mu obraz z
dworku, urocza, wdzięczna postać chłopczyka, leżącego beztrosko na tygrysiej skórze,
jasne, lekko zwichrzone włosy i radosna, zaróżowiona buzia...
30
- To naprawdę przystojny malec, by tak rzecz ubrać w słowa, milordzie. Choć być może
nie jestem w tym przypadku najlepszym sędzią. Jestem jednak prawie pewien, że od
razu dostrzeże pan hrabia, jak bardzo różni się od większości angielskich dzieci.
- Och, co do tego nie mam wątpliwości - syknął hrabia, którego znowu złapał atak bólu.
- Wiem, jak koszmarne bywają amerykańskie małe bąki!
- W tym przypadku jest jednak inaczej - powiedział pan Havisham. - Choć doprawdy
niełatwo mi wyjaśnić, na czym polega różnica. Może na tym, że częściej przebywał w
towarzystwie dorosłych niż dzieci, jest więc inny pewnie dlatego, że ma cechy dziecka i
jednocześnie zupełnie dorosłego człowieka.
- Amerykański baran! - skwitował hrabia. - Już ja wiem, na czym rzecz polega, nazywają
to postępem i wolnością. Prostackie, bezczelne, okropne maniery i tyle, wiesz pan!
-39-
Pan Havisham upił jeszcze trochę portu. Rzadko zdarzało się, by spierał się ze swym
dostojnym pracodawcą, a nigdy nie pozwoliłby sobie na to, wiedząc, że hrabiemu dolega
jego szlachetna noga. W takich razach zawsze lepiej było go zostawić w spokoju. Przez
parę chwil zapanowała więc cisza. Wreszcie prawnik odważył się ją przerwać:
- Mam jeszcze przekazać wiadomość od pani Errol, milordzie...
- A ja nie mam zamiaru słuchać żadnych wiadomości od tej osoby! -ryknął jego
lordowska mość. - Im mniej o niej słyszę, tym lepiej!
- To jednak dość poważna sprawa - wyjaśnił prawnik. - Ona nie zgadza się przyjąć od
pana pensji przeznaczonej na utrzymanie, milordzie...
Hrabia był wyraznie wstrząśnięty tą wiadomością.
- A cóż to ma znaczyć? - wrzasnął. - O cóż to jej chodzi? Pan Havisham powtórzył słowa
matki Cedryka.
- Mówi, że nie będzie to konieczne, skoro zaś stosunki między nią a panem, milordzie,
są niezbyt przyjazne, to...
- Wcale nie są przyjazne! - ryknął rozsierdzony hrabia. - I to ja mam prawo mówić, jak są
nieprzyjazne! Na samą myśl o niej robi mi się niedobrze! Zachłanna, wrzaskliwa
Amerykanka! W życiu nie chcę jej oglądać!
- Milordzie - powiedział pan Havisham - trudno byłoby nazwać ją osobą zachłanną. Pani
Errol naprawdę niczego nie żąda. Nie godzi się nawet przyjąć pieniędzy, które jej pan
zaproponował...
- Pewnie! Pewnie! Już ona wie, jak wywrzeć na mnie dobre wrażenie! -wykrzyknął jego
dostojność. - Chciałaby się przypodobać, bo myśli, że w ten sposób mogłaby nawiązać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]