[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Gdzie jest Pat? - dyszał Cliff. W ciszy, która zapanowała w pokoju, jego słowa zabrzmiały niczym uderzenie biczem. - Dalej,
niech mi ktoś odpowie. Gdzie ona jest?
- Została odwieziona do Lianbedr - odpowiedział Wildman. - Była w szoku.
- Nic dziwnego.
W pokoju znajdowało się siedmiu lub ośmiu mężczyzn. W większości byli to wysocy rangą przedstawiciele sił zbrojnych.
Wszyscy stali nieruchomo i wpatrywali się, nie wierząc, że mają przed sobą profesora Cliffa Davenporta - żywego.
- Myślę, że najlepiej będzie, jak każdy z nas
122
opowie swoją historię - powiedział Grisedale, zamykając drzwi. - Oczywiście, sprawy mają się teraz inaczej, niż początkowo
sądziliśmy. Pół godziny pózniej Grisedale wstał.
- To szczególne - skomentował. - Nadzwyczaj szczególne. Oczywiście, kiedy wysłaliśmy Williamsa i zobaczyliśmy, co mu się
stało, pomyśleliśmy, że do ciebie też się dobrały, Cliff. Naturalnie, nie mogłeś widzieć krwi Staną, bo miałeś wyłączoną latarkę.
Ale teraz już na pewno zniszczymy te bestie bez problemów. Kontrolowana eksplozja nuklearna w pieczarach. Obawiam się,
że będę cię musiał poprosić, abyś jeszcze raz zanurkował i pokazał naszym ludziom to miejsce.
- Bomba nuklearna nie będzie konieczna - odpowiedział Cliff. - Wystarczy zegarowa. Jedyne, co trzeba zrobić, to zawalić tunel,
prowadzący do pieczary, w której te potwory się ukrywają. Zostaną w niej pogrzebane na wieki. Sam dałbym sobie z tym radę.
Najlepiej byłoby poczekać do jutra. Dziś w nocy lepiej nie próbować, bo w razie, gdyby ich nie było w grocie, moglibyśmy je
niechcący wypuścić na szerokie wody. Jeśli nie miałyby dokąd powrócić, Bóg jeden wie, co mogłyby uczynić.
- To brzmi sensownie - powiedział Grisedale, odwracając się do pozostałych, którzy wyrazili swą aprobatę kiwnięciami głowy.
123
- A więc - Grisedale odwrócił się do Cliffa - odwiozę cię swoim samochodem do Lianbedr, abyś mógł uspokoić nerwy pani
Benson. Jutro chciałbym zacząć wcześnie rano. Im szybciej wysadzimy te potwory z piekła rodem, tym bardziej będę
zadowolony!
Pat Benson szlochała cichutko na łóżku, gdy Cliff wszedł do jej pokoju. W pierwszej chwili nie okazała zdziwienia, uważając to
za część snu o mężczyznie, którego kochała. Dopiero, gdy usiadł obok i dotknął jej, zerwała się.
- Cliff! - krzyknęła. - Myślałam... ty...
- Nie, nie jestem duchem - uścisnął jej rękę i pocałował ją - jestem z krwi i kości, i nie przydarzyło mi się nic strasznego.
Przywarła do niego kurczowo, jakby się obawiała, że zaraz zniknie, niczym jakiś, morski duch, który został zesłany, aby ją
dręczyć.
- Co, co się stało?- łkała. Opowiedział jej całą mrożącą krew w żyłach historię.
- Och, Cliff - zaszlochała, obejmując go ramionami. - Nie wybieraj się już pod wodę, proszę. Niech oni założą bombę.
Wystarczająco dużo zrobiłeś do tej pory.
-Nie odnalezliby groty - wyjaśnił. - A zresztą, tym razem to już nie będzie niebezpieczne. Muszę jedynie zostawić bombę
zegarową w tunelu i uciec. Zostanie nastawiona na godzinę.
124
- Czy to naprawdę będzie już koniec?
- Absolutny koniec - zapewnił ją. - Wielkie kraby znikną na zawsze!
Jego ręce poczęły delikatnie odpinać sprzączki i zamki błyskawiczne. Razem wśliznęli się do ciepłego, pachnącego łóżka.
Teraz liczyła się tylko terazniejszość. Zapomnieli o tym, co już przeszli, i o tym, co czekało ich nazajutrz.
Jeszcze tylko jeden dzień. Tylko on dzielił ich od szczęśliwego życia razem. Dla krabów wybiła ostatnia godzina.
Rozdział jedenasty
Nad zatoką wisiała mgła, gdy kanonierka wypływała z Barmouth. Tym razem nie trzeba było zabierać ani motorówki ani
ślizgacza. Zadanie było proste. Cliff Davenport zanurkuje i zamocuje bombę. Będą z powrotem zanim jeszcze wybuchnie.
Przypominać to miało strzelanie do uśpionego królika.
Pat Benson została w Lianbedr u pani Jones. Po raz pierwszy jej naciski, aby towarzyszyć profesorowi, nie przyniosły efektu.
- To nie ma sensu - usłyszała. - Będę z powrotem jeszcze przed obiadem.
Gdy zarzucono kotwicę, Cliff zaczął przebierać się w strój płetwonurka.
- Jesteś pewny, że nie chcesz, ażebym posłał z tobą Wildmana? - zapytał Grisedale po raz któryś z rzędu.
- Tak - odpowiedział Cliff. - Nie ma sensu stwarzać zagrożenia dla dwóch. Faktyczne ryzyko jest niewielkie. Kraby powinny
spać, choć nigdy nic nie wiadomo.
Odległe pasmo górskie skryło się za grubą zasłoną mgły. Było dżdżyście. Cliff miał dreszcze.
127
Odrobina słońca z pewnością poprawiłaby ogólny nastrój.
Zanurzył się w wodzie. Miał przywiązany do pasa okrągły przedmiot, mniej więcej dwukrotnie większy od bomby Millsa. Do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl