[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zale\y, jak na to patrzeć.
 Darujmy sobie dyskusję. I tak wiesz swoje.
 Tak jak i ty. Ciekawe, czyje będzie na wierzchu.
 Nasze mał\eństwo potrwa zbyt krótko, by dało się to stwierdzić  odparł.
Czuł na twarzy jej ciepły oddech. To było jak magia. Wziął się w garść.  I
skończmy ju\ te gierki, panno Winters.
 Skoro mamy się pobrać, to mo\e mówmy sobie po imieniu?
Jak zafascynowany patrzył na jej twarz, ogniki migoczące w oczach.
Czarodziejka! Podniósł rękę, by odgarnąć jej z czoła pasemko włosów...
Opamiętał się w ostatniej chwili. Jak mógł tak dać się opętać?
 Niech będzie, Mery l rzekł.
 Zabrzmiało to jeszcze bardziej oficjalnie ni\  panno Winters  zauwa\yła
zgryzliwie.
 W interesach zawsze jestem bardzo oficjalny. Przekonałem się, \e na tym
najlepiej się wychodzi.
Nie miał zamiaru kończyć uśmiechem tej wypowiedzi, lecz promienna twarz
Merył wybiła go z rytmu. Uśmiechnął się szeroko. Powagę zachowa na inny raz.
Od progu rozległ się hałas. Oboje odwrócili głowy. W drzwiach stała Sarah. Jej
mina nie wró\yła nic dobrego.
 Zobaczymy się pózniej  cicho rzekła Meryl i pośpiesznie wymknęła się na
korytarz.
Sarah podeszła do Jaryisa i popatrzyła na niego surowo.
 Powiedz, \e to nieprawda. Nie wierzę, \e się zgodziłeś. Starał się nie pokazać
po sobie zmieszania. Sarah chciała jak najlepiej, ale \ycie jest, jakie jest.
 Czy to znaczy, \e wszyscy ju\ wiedzą?  zapytał  Powiedz, czy mam inne
wyjście? Mogę równie\ ogłosić bankructwo, co oznacza koniec nie tylko dla
mnie, lecz dla wszystkich. Pojawiła się szansa, by tak się nie stało. Trzeba z niej
skorzystać.
 Ale za jaką cenę...
 To będzie mał\eństwo na papierze. Ka\de z nas dostanie to, na czym mu
zale\y. Gdy emocje opadną i sprawa przycichnie, po cichu załatwimy rozwód i
więcej się nie zobaczymy.
 Ona ci to tak przedstawiła, prawda?
 Sarah, o co ci chodzi? Meryl nie widzi we mnie mę\czyzny, nie interesuję
jej...
Przypomniał sobie jej figlarny uśmieszek, gdy proponowała zakład. Odepchnął
to wspomnienie.
 Mo\e nie interesujesz jej na dłu\szą metę, ale dobrze wiem, jaka ona jest.
Wystarczyło popatrzeć na jej wejście. Pewna siebie, bez śladu wahania.
Przekonana o sile swoich pieniędzy...
 To nie jest do końca tak  odparł, zapomniawszy, \e sam jeszcze niedawno
tak myślał.
 Jaryis, przejrzyj wreszcie na oczy. Dla tej dziewczyny liczy się jedynie to,
czego sama chce. Ka\dy musi spełniać jej zachcianki. Przypomnij sobie, w jaki
sposób tu przyjechała. Bez uprzedzenia, nie zastanawiając się, czy mo\e jej
przyjazd komuś nie będzie na rękę. Nie mówiąc ju\ o ryzyku.
 To prawda  przyznał  Ona niczego się nie boi. Tam tej nocy prawie
utonęła. To dla ka\dego byłoby cię\kie prze \ycie. Wylądowała w nieznanym
miejscu, sama, bez ubrania, a traktowała mnie tak, jakby stała za nią armia
gotowa na rozkazy.
 Jak to bez ubrania?
Ju\ miał na końcu języka opowieść o scenie przed kominkiem, jednak się
opamiętał. Sarah niespecjalnie by to rozbawiło...
 Była przemoczona, musiała przebrać się w po\yczone rzeczy  powiedział
wymijająco Sarah, rozchmurz się i ciesz się, \e moje problemy wreszcie się
skończą.
 Twoje problemy dopiero się zaczną. Szkoda, \e tego nie widzisz. Myślisz, \e
ona da ci spokój i zaraz stąd zniknie? Nie od razu, bo najpierw zrobi \ ciebie
posłusznego pieska.
 To się nigdy nie stanie. I ona dobrze o tym wie.
 Ale się z tym najwyrazniej nie godzi. Nie spocznie, póki nie podporządkuje
sobie ka\dego, na kogo zagięła parol. Nie widzisz tego? Kupi cię i sprzeda.
Wtedy będzie zadowolona.
Jaryis spochmurniał.
 Jeśli sądzisz, \e do tego dopuszczę, to przykro mi, \e mnie tak nisko cenisz.
 Ujął ją za ramiona.  Sarah, nie martw się. Więcej wiary. Wiem, do czego
zmierzam.
 Oczywiście  Uśmiechnęła się z przymusem.  Niech dr\ą najezdzcy.
 Tak, właśnie tak. Sarah, zawsze będziemy przyjaciółmi. Wiem, \e mogę na
ciebie liczyć.
 Teraz i zawsze.
Uścisnął ją serdecznie, po bratersku. Nie zdawał sobie sprawy, \e dla niej mo\e
to znaczyć coś więcej. Podobnie jak nie zauwa\ył przechodzącej korytarzem
Meryl, która pośpiesznie odwróciła oczy. Za to Sarah widziała wszystko.
Larry zjawił się dwie godziny pózniej. Miał twarz jak chmura gradowa.
 Powinienem się tego spodziewać!  wybuchnął od progu.
 Jasne  potwierdziła Meryl  Przecie\ mnie znasz.
- Dlatego straciłem nadzieję, \e się zmienisz. Zagroziłaś, \e znajdziesz łowcę
posagów i dotrzymałaś słowa.
 Larry  zaczęła ostrzegawczo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl