[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lat temu usiłował pan popełnić samobójstwo w łodzi i ponownie spróbował pan
w kopalni, mniej niż rok temu?
— Wolnego! — przerwał jej Paul. Spojrzała na niego uprzejmie i pytająco.
— Sądzi pani, że sam zaaranżowałem te wypadki, bo chciałem się zabić?
— A nie powinnam tak myśleć?
— Jasne, że nie.
— Dlaczego?
— No bo. . . — i nagle Paul zrozumiał wszystko. Pojął też, że ona niczego
nie dostrzega. Patrzył na nią i na jego oczach dr Williams jakby się postarzała
i zapadła w samą siebie. Wstał z fotela. — To nie ma znaczenia — powiedział.
— Paul, powinien pan to przemyśleć.
— Nie omieszkam. Przemyślę wszystko.
— To dobrze — nie wstała ze swego miejsca i wbrew brzmiącej w jej gło-
sie pewności siebie, nie była już tak spokojna, jak na początku tej rozmowy. —
Termin następnej wizyty uzgodni pan z recepcjonistką.
— Dziękuję — odparł. — Żegnam.
— Miłego popołudnia, panie Formain.
Wyszedł z gabinetu. W poczekalni recepcjonistka podniosła nań spojrzenie
znad segregatora.
— Panie Formain? — pochyliła się nad aktami. — Czy chce pan umówić się
na następną wizytę już teraz?
— Nie — odparł Paul. — Raczej nie.
Kilka pięter, dzielących biuro dr Williams od parteru, pokonał pieszo. Na par-
terze znalazł publiczną rozmównicę. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
Czuł się jak nowo narodzony. Przesuwając palcami po klawiaturze zażądał listy
mieszkających w okolicy członków Gildii Orędowników. Ekran rozświetlił się
nazwiskami.
Walter Blunt, Wielki Mistrz (brak numeru telefonu)
Jason Warren, Nekromanta, Sekretarz Gildii Orędowników, numer te-
lefonu 66 433 35246
Kantela Maki (brak numeru telefonu)
Morton Brown, 66 433 67420
Warra, Mag, 64 256 89235
(lista powyższa, zgodnie z życzeniem abonenta, zawiera tylko nazwi-
ska starszyzny Gildii)
25
Paul wybrał numer 66 433 35246. Ekran zabłysł bielą, upłynęło jednak pół
minuty, zanim pojawiła się na nim twarz jednego z ludzi, których Paul oglądał
na ekranie telewizora rok temu w kopalni. Była to twarz tego młodego, chudego
bruneta o głęboko osadzonych, patrzących uporczywie oczach.
— Nazywam się Paul Formain — oznajmił Paul. — Chciałbym mówić z Ja-
sonem Warrenem.
— To ja. O co chodzi?
— Właśnie przeczytałem książkę Waltera Blunta, gdzie napisano, że Siły Al-
ternatywne mogą spowodować odrost utraconych części ciała — Paul przesunął
się tak, aby rozmówca mógł zobaczyć jego pusty, lewy rękaw.
— Pojmuję — Warren celował w niego swymi nieruchomymi oczami. — I cóż
dalej?
— Chciałbym pomówić o tym z panem.
— Sądzę, że dałoby się to załatwić. Kiedy chciałby pan do mnie zajrzeć?
— Teraz — wypalił Paul.
Ciemne brwi na ekranie drgnęły nieznacznie.
— Teraz?
— Liczyłem na to — nie ustępował Paul.
— Doprawdy?
Paul czekał bez słowa.
— No dobrze, w takim razie niech pan przyjeżdża. — Ekran zgasł nagle, ale
Paul widział na nim jeszcze przez chwilę pozostałość obrazu — ciemną twarz,
która wpatrywała się weń ze szczególną uwagą i napięciem. Wstał i westchnął
z ulgą. Wyszedł nie myśląc już o tej sekundzie objawienia, którego doznał w ga-
binecie Elizabeth Williams. Wtedy właśnie nieoczekiwanie pojął, że jej praktyka
i wykształcenie, w jego przypadku, uniemożliwiały dotarcie do istoty rzeczy. Ona
niczego nie rozumiała. Prawda ta poraziła go niczym eksplozja. Dr Williams by-
ła jak ktoś, kto usiłuje zmierzyć prędkość światła za pomocą zwykłego stopera,
dlatego że ufa temu narzędziu. A jeśli ona nie ustrzegła się tego błędu, to pewnie
i psychiatra w San Diego, do którego udał się po wypadku z łodzią, popełnił tę
samą pomyłkę.
Paul przystąpił do działania bez chwili namysłu, ale instynkt mówił mu, że się
nie myli. Do tej pory szukał pomocy opierając się na żałosnej i zniekształcającej
rzeczywisty obraz świata wierze w skuteczność ręcznych stoperów. Gdzieś tam,
przekonywał sam siebie, musi być głębsza wiedza. Ulgę przynosił mu fakt, iż
wyrusza na poszukiwania pozbywszy się uprzedzeń i z rozbudzonym umysłem.
Rozdział 5
Gdy Paul przekroczył drzwi apartamentu Jasona Warrena, ujrzał, że w po-
mieszczeniu tym, przypominającym połączenie salonu i biura, byli już inni ludzie.
Niewielka grupka wyłaniała się właśnie z pokoju w głębi. Paul dostrzegł ich
tylko przelotnie. Jedną z tych osób rozpoznał ze zdumieniem. Była nią dziewczy-
na, którą widział w bibliotece. Obok szedł bezbarwny gość w średnim wieku, roz-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]