[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie przepraszaj - szepnęła, choć brakowaÅ‚o jej od­
dechu.
RuszyÅ‚ w gÅ‚Ä…b korytarza, nadal niosÄ…c jÄ… w ramio­
nach, jakby ważyła nie więcej niż nowo narodzony
zrebak.
Czyżby się bał, że uważa go za gbura? Nie zapomniał
chyba, że byÅ‚a Å›wiadkiem, z jakÄ… delikatnoÅ›ciÄ… i wyczu­
ciem zajmowaÅ‚ siÄ™ maleÅ„stwem Lady, jak uspokajaÅ‚ zde­
nerwowaną, wyczerpaną klacz. Czy nie zdawał sobie
sprawy, że ukazał jej dzisiaj swoje prawdziwe oblicze?
Nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Grant pchnął
drzwi stopą i wniósł ją do sypialni. Nigdy jeszcze tu nie
była, tylko kilka razy zerknęła do środka przez uchylone
drzwi. Wiedziała, że pokój jest urządzony  po męsku".
Stały tu solidne, ciężkie meble, utrzymane w ciemnych
barwach. Pościel leżała odrzucona na bok łóżka, tak jak
ją zostawił, kiedy zerwał się z posłania, zaalarmowany
szczekaniem Ryzykanta. W nogach łóżka leżała koszula,
a na komodzie zegarek i grzebień. Na nocnym stoliku
staÅ‚o kilka książek, na których widok Mercy siÄ™ uÅ›mie­
chnęła. Zdaniem niektórych Grant  marnował się" na ran-
czu, a przecież nigdy nie przestał pracować nad swoim
bystrym umysłem.
Postawił ją przy łóżku, pozwalając jej zsunąć się po
swoim ciele, jakby chciał ją wyczuć całym sobą. Gdy
zadrżaÅ‚a, oczy mu siÄ™ rozjarzyÅ‚y. Jeszcze nigdy nie wi­
działa w nich takiego ognia.
Jeszcze raz ją pocałował, mocno i zachłannie, jakby
była pierwszym haustem wiosennego powietrza po
mroznej zimie. OparÅ‚a siÄ™ o niego bezwÅ‚adnie, zastana­
wiając się, gdzie się podziała jej siła.
Gdy uÅ‚ożyÅ‚ jÄ… na łóżku, spodziewaÅ‚a siÄ™, że sam znaj­
dzie siÄ™ przy niej, on tymczasem otworzyÅ‚ szufladÄ™ ko­
mody. ZrobiÅ‚ to z o wiele wiÄ™kszym rozmachem, niż by­
ło to konieczne. Przez chwilę szukał czegoś niezdarnie,
przez co nabrała podejrzeń, że jest równie zdenerwowany,
jak ona.
Zledziła jego ruchy i zobaczyła, że położył na nocnym
stoliku niewielkÄ… paczuszkÄ™.
- Boję się, że... pózniej mógłbym o tym zapomnieć.
To proste stwierdzenie, zapowiedz tego, co miaÅ‚o na­
stąpić, sprawiło, że ciało Mercy przeszedł dreszcz. Nagle
Grant znalazÅ‚ siÄ™ przy niej i zaczÄ…Å‚ caÅ‚ować jÄ… tak nie­
cierpliwie, że opuściło ją wszelkie skrępowanie. Zdjął
z niej bluzę, którą tak niedawno wkładała w pośpiechu.
Uniosła ramiona, by mu w tym dopomóc i dopiero po
chwili przypomniaÅ‚a sobie, że nie ma stanika. Grant do­
tykał jej delikatnie, ale czuła każdy jego palec osobno,
jakby zostawiał po sobie rozpalony ślad.
Spojrzała w dół.
Jego opalone, mocne dłonie kontrastowały z białą,
miÄ™kkÄ… skórÄ… jej piersi. Znów zadrżaÅ‚a, a Grant znieru­
chomiał, jakby się bał, że jego dotyk nie jest dla niej
przyjemny. Chciała go poprosić, by nie przestawał, ale
nie mogła wydobyć słowa, więc tylko wygięła się w łuk,
żeby dać mu do zrozumienia, czego chce. Powiedział coś
cicho, ochryple, ale go nie zrozumiała. Po chwili zupełnie
przestało ją to obchodzić, bo całkowicie pochłonęły ją
doznania płynące z jego pieszczot. Przeszył ją gorący
spazm, wywołując na usta cichy krzyk.
Grant, jakby pobudzony jej reakcjÄ…, szybko zdjÄ…Å‚ jej
spodnie i ciepÅ‚e buty. Przez chwilÄ™ po prostu na niÄ… pa­
trzył i gdyby nie widoczne na jego twarzy pożądanie,
czułaby się skrępowana.
- Mercy - wyszeptał. - Kto by pomyślał, że mały
skrzat wyrośnie na taką piękną kobietę?
- Ty mnie siÄ™ zawsze podobaÅ‚eÅ› - wyszeptaÅ‚a, wre­
szcie odzyskując głos.
Zaczerwienił się lekko.
- Nie patrzyłaś na mnie obiektywnie.
- To prawda. I nadal nie patrzÄ™. Nawet w tych gru­
bych, zimowych ciuchach wyglÄ…dasz wspaniale.
Zaśmiał się i szybko zdjął dżinsy. Teraz z kolei Mercy
przyjrzaÅ‚a mu siÄ™ uważnie. WiedziaÅ‚a, że jest dobrze zbu­
dowany, ale widok jego nagiego ciaÅ‚a przeszedÅ‚ jej wszel­
kie oczekiwania. Najwyrazniej jazda konna dobrze wpły-
waÅ‚a na rozwój mięśni. Mercy czuÅ‚a, że trawi jÄ… pożą­
danie, lecz także lekki niepokój. Te obawy musiały
wyraznie odbić siÄ™ na jej twarzy, ponieważ Grant zmar­
szczył czoło.
- Mercy? - zapytał czujnie.
- Ja...
Zacisnął zęby, lecz po chwili spytał łagodnie:
- Chcesz, żebyśmy przestali?
- Nie - odrzekła szybko. - Nie to, tylko... To już
tak dawno... No, wiesz... chodzi mi...
- O co?
- O proporcje... - wydusiła w końcu, czerwieniejąc.
- Aha. - Wyglądało na to, że był bardzo zadowolony,
tylko nie wiedziaÅ‚, czy powinien to okazać. - Czy to zna­
czy... Jesteś... - Urwał i tym razem on się zaczerwienił.
- Zapomniałem o tym, że jesteś taka drobna.
- Wcale nie jestem taka drobna - zaprotestowaÅ‚a od­
ruchowo. - To raczej ty...
Zamilkła, mierząc go wzrokiem od góry do dołu.
Kompletnie zapomniała, co chciała powiedzieć. Patrzyła
na niego i drżała na myśl, że za chwilę będzie się z nim
kochać.
- Pózniej też chcę na ciebie patrzeć tak, jak ty teraz
na mnie patrzysz - oznajmiÅ‚. - ChcÄ™, żebyÅ› mnie do­
tknęła wszędzie, gdzie chcesz. Ja też chcę cię dotykać.
Ale pózniej.
WziÄ…Å‚ jÄ… w objÄ™cia, a ona poddaÅ‚a mu siÄ™ chÄ™tnie. Je­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl