[ Pobierz całość w formacie PDF ]
li zdjęcie zamieniło się w film akcji, gdyż do przodu przedarł się se-
nior rodu. Włodek dostrzegł, że zdesperowany mężczyzna trzyma
w ręku jakieś żelastwo.
Zabiję to diabelskie nasienie! ryknął tak donośnie, że z sąsied-
niego ogrodu zerwała się chmara gołębi.
Włodek jeszcze przez moment stał nieruchomo, zastanawiając
się, co ma robić, ale gdy żelastwo zaczęło się zbliżać w stronę ko-
mórki, zapomniał o wszelkiej galanterii i rzucił się do ucieczki po
dachach chlewików.
Zabiję, zabiję! ryczał Formela, ale niewiele mógł zrobić, gdyż
chłopak był od niego o wiele szybszy.
Pędząc po dachach, Włodek pocieszał się jedynie tym, że pościg
odwróci uwagę Formeli od Krysi.
W końcu dotarł do dość niskiej komórki. Zeskoczył z niej na zie-
miÄ™ i nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™ za siebie, prysnÄ…Å‚ w ulice dzielnicy.
Biegł jeszcze przez jakieś dziesięć minut, dopóki nie zorientował
się, że nikt go nie goni. Zatrzymał się wówczas i ciężko dysząc, oparł
o narożnik najbliższego budynku. Myśli krążyły mu chaotycznie po
głowie. Próbował wyciszyć oddech. Potwornie chciało mu się pić!
W tym momencie usłyszał bicie dzwonów.
Co? Bicie dzwonów? Włodek odwrócił głowę w stronę wieży ko-
ścielnej i spojrzał na znajdujący się na niej zegar. Była dwunasta!
Osiemnastego sierpnia! Za czterdzieści minut wypłynie z portu sta-
tek do Anglii! Zupełnie o tym zapomniał.
37
Poczuł, że z przerażenia krew przestaje mu krążyć w żyłach. Przez
ułamek sekundy stał jak sparaliżowany, po czym rzucił się w kierun-
ku domu. To niemożliwe, żeby go zostawiły! Ale już po chwili prze-
konał się, że rzeczywiście tak się stało.
Helen i Laury nie było już w domu. Willa Hallmannów została
zamknięta na cztery spusty. Był zupełnie sam!
Włodek w panice sięgnął do rynny przy drzwiach wejściowych.
Z ulgą wymacał zapasowy klucz. Czym prędzej otworzył drzwi. Na
samym środku przedpokoju leżał jego plecak, a na stole garść gulde-
nów. To powinno wystarczyć na przejazd do portu przemknęło
mu przez myśl. Pochwycił pośpiesznie plecak i pieniądze, zatrzasnął
drzwi i popędził ulicą, szukając transportu. Na postoju stało dwóch
mężczyzn, lecz, jak na złość, nie było żadnej taksówki, a do odpły-
nięcia statku zostały już tylko trzydzieści dwie minuty. Na błaganie
Włodka o przepuszczenie w kolejce jeden z mężczyzn zareagował
machnięciem ręki.
Może pan pojechać pierwszy, ale i tak szybko się pan stąd nie
ruszy powiedział złowieszczym tonem.
Dlaczego? spytał Włodek.
Bo dzisiaj Forster odbiera defiladÄ™ jednostki SS na DÅ‚ugim Targu.
I to razem z szefem policji. Wielka gala dodał drugi mężczyzna.
Wreszcie zapanuje tu porządek podsumował pierwszy i zaczął
wymieniać, kto, jego zdaniem, zostanie poddany nowym rygorom, ale
Włodek go już nie słuchał. Jak na złamanie karku biegł w stronę tram-
waju, choć wiedział, że nie dojedzie nim na czas. W głowie dokonywał
błyskawicznej kalkulacji, jak najszybciej dotrzeć do Neufahrwasser.
Droga od głównego miasta jest zapewne zablokowana przez defiladę
myślał gorączkowo. Muszę więc dostać się na Ostseestrasse.
W desperacji wybiegł na środek ulicy, starając się zatrzymać ja-
kiś samochód.
Zmierci szukasz, chłopcze! rzucił do niego wściekły szofer.
Muszę jechać do portu! wydusił z siebie Włodek. Rozdzie-
liłem się z rodziną. Spojrzał błagalnie na pasażera czarnego bmw.
Okołoczterdziestoletni dystyngowany mężczyzna w ciemnym gar-
niturze po chwili wahania zaprosił go do środka.
Proszę wsiadać powiedział po polsku.
38
Włodek usłuchał w jednej chwili, a mężczyzna uśmiechnął się
lekko, tak jakby go ucieszyło, że został zrozumiany.
Podwieziemy pana oznajmił. Kiedy zmachany Włodek re-
lacjonował historię swego wyjazdu, oczywiście pomijając wszystkie
szczegóły związane z Krysią, twarz mężczyzny stawała się coraz bar-
dziej pogodna.
Niepotrzebnie uciekacie, wojny nie będzie stwierdził. Po-
lacy sÄ… bezpieczni.
Macocha jest AngielkÄ… przyznaÅ‚ WÅ‚odek, kiedy mijali Brösen.
A ojciec już nie żyje. Był chirurgiem. Hallmann dodał, uświa-
domiwszy sobie, że popełnił nietakt, nie przedstawiając się swemu
wybawicielowi.
Edward Hallmann? zdumiony mężczyzna uniósł brwi, ale
nie powiedział swego nazwiska. Operował moją kuzynkę. Była
nim zachwycona. Chyba go nawet spotkałem na jakimś przyjęciu.
Uśmiechnął się pod wąsem. Cieszę się, że mogłem pomóc jego sy-
nowi. Już za chwilę będziemy na miejscu zauważył, gdy pojawiły
siÄ™ pierwsze zabudowania portowe.
Wprawdzie jechaÅ‚em do kurhausu w Brösen na spotkanie, ale
miło mi było pomóc synowi tak wybitnego człowieka. Uścisnął
rękę Włodka, dalej nie ujawniając swej tożsamości.
Do portu wybieram się dopiero za tydzień. Przypływa niemiec-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]