[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Rozumiem - odparł zmęczonym głosem - że jesteś tylko dziennikarką starającą się ze
wszystkich sił utrzymać pozycję i zdobyć nazwisko, przez co gotowa jesteś wykorzystać taką
okazję. Nie chcę być odpowiedzialny za nagłe zakończenie tak obiecującej kariery.
Zdecydowanie odmawiani.
Posunięta nieco w leciech dziennikarka wycedziła kilka słów nie przystojących ani
damie, ani nawet dżentelmenowi, przynajmniej w rozmowie prowadzonej za pośrednictwem
ogólnodostępnej sieci.
- Zanim uduszę cię tym twoim superwłóknem, Van, możesz mi jeszcze powiedzieć,
czemu właściwie nie?
- Gdyby coś poszło nie tak, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
- Daruj sobie te krokodyle łzy. Oczywiście, mój wypadek byłby prawdziwą tragedią,
głównie zresztą dla twojego projektu. Ale ruszę dopiero po ukończeniu wszystkich
koniecznych testów, gdy rzecz będzie w stu procentach bezpieczna.
- Nadal nazbyt wygląda mi to na kaskaderkę. - Ludzie z epoki wiktoriańskiej, czy
elżbietańskiej, nie pamiętam, mówili w takich razach: dobra, i co z tego?
- Słuchaj Maxine, właśnie podali, że Nowa Zelandia zatonęła, mogą potrzebować cię
w studiu. Ale dziękuję za szczodrą propozycję.
- Doktorze Vannevarze Morgan. Wiem dokładnie, czemu mi pan odmawia. To pan
chce być tym pierwszym.
- Jak mówili za królowej Wiktorii: i co z tego?
- Touche. Ale ostrzegam cię, Van, gdy tylko uruchomicie pierwszego pająka, znów się
odezwę.
Morgan pokręcił głową.
- Przykro mi, Maxine. W żadnym razie...
35
Gwiezdny Szybowiec osiemdziesiąt lat pózniej
Wyjątek z pozycji Bóg i Gwiezdny Ostrów
(Mandala Press, Moskwa, 2149)
Dokładnie osiemdziesiąt lat temu automatyczny próbnik międzygwiezdny znany jako
Gwiezdny Szybowiec wniknął do Systemu Słonecznego i nawiązał krótki acz historyczny
kontakt z rasą ludzką. Po raz pierwszy utwierdziliśmy się w tym, co zawsze podejrzewaliśmy:
nie jesteśmy jedyną inteligentną rasą we wszechświecie, są wśród gwiazd cywilizacje i
starsze, i zapewne o wiele mądrzejsze od nas.
Po tym spotkaniu nic nie mogło zostać takim samym. A jednak, paradoksalnie,
niewiele się zmieniło, ludzie nadal tak samo zajmują się swoimi sprawami, jak zawsze od
wieków. Jak często nachodzi nas refleksja, że mieszkańcy Gwiezdnego Ostrowia wiedzą już od
dwudziestu ośmiu lat o naszym istnieniu i że prawie na pewno przez przestrzeń biegnie już
adresowany do nas sygnał, który odbierzemy za niecałe dwadzieścia cztery lata? A może
nawet, jak sugerują niektórzy, oni sami osobiście lecą już do nas?
Człowiek posiada niezwykłą zdolność (szczęśliwie ją posiada) przywykania do
najdziwniejszych nawet możliwych perspektyw przyszłości. Rzymski rolnik uprawiający swe
poletko u stóp Wezuwiusza nie zwracał uwagi na dymiącą górę. Połowę dwudziestego wieku
przeżyliśmy w cieniu bomby wodorowej, połowę wieku dwudziestego pierwszego w niemiłym
towarzystwie wirusa golgoty. Nauczyliśmy się trwać w obliczu ciągłego zagrożenia lub też
nadziei. Na przykład nadziei na kontakt z Gwiezdnym Ostrowem. Szybowiec przekazal nam
obrazy z wielu dziwnych światów, pokazał wiele ras, nie ujawnił jednak niemal niczego na
temat zaawansowanej technologii, tym samym jego wpływ na techniczny aspekt naszego życia
był minimalny. Czy uczynił tak przypadkiem, czy też była to świadoma decyzja? Wciąż
pojawia się wiele pytań, które chcielibyśmy zadać Gwiezdnemu Szybowcowi, ale pojawiają
się one za pózno. Albo za wcześnie.
Z drugiej strony, chętnie podejmował dysputy na tematy filozoficzne i teologiczne,
przez co wywarł spore piętno na rozwoju tych dziedzin. Wprawdzie nigdy nie powiedział tego
wprostjednak to jemu zawdzięczamy znany powszechnie aforyzm: Wiara w Boga jest
wynikiem sposobu rozmnażania się ssaków .
Ale czy to prawda? W ciągu dalszym dzieła wykażę, że tak naprawdę cala ta kwestia
ma się nijak do pytania o istnienie Boga...
Swami Krisnamurthi (doktor Choam Goldberg)
36
Okrutne niebo
Taśma była o wiele lepiej widoczna w nocy, niż za dnia. Po zachodzie słońca, kiedy
zapalały się na niej światła ostrzegawcze, przypominała cienką świetlistą wstęgę, wznoszącą
się ku nieskończoności i niknącą w jakimś punkcie nieba na tle rozmigotanych gwiazd.
Już teraz można ją było uznać za największe dziwo tego świata. Aż do chwili, gdy
Morgan pojawił się na miejscu osobiście i zaostrzył znacznie rygory, na teren budowy
docierały niezliczone rzesze pielgrzymów (jak ktoś ich ironicznie ochrzcił) składających
hołd ostatniemu cudowi Zwiętej Góry.
Wszyscy goście zachowywali się w ten sam sposób. Najpierw podchodzili, aby
dotknąć nieśmiało szerokiej napięć centymetrów taśmy, z osobliwym szacunkiem traktując
materię opuszkami palców. Potem próbowali przyciskać uszy do gładkiej i chłodnej wstęgi,
jakby mieli nadzieję usłyszeć muzykę sfer niebieskich. Niektórzy nawet twierdzili, że
dobiegło ich jakieś głębokie, basowe buczenie na skraju słyszalnego pasma, ale wszystko to
były złudzenia. Nawet najwyższe częstotliwości drgań superdłu-gjej wstęgi pozostawały
daleko poniżej skali możliwości ludzkiego ucha. Inni jeszcze odchodzili, kręcąc głowami i
powtarzając: Nigdy mnie nie zmusicie, bym pojechałpo czymś takim! Jednak historia
pamiętała wielu podobnych ludzi, to samo powiadających o rakietach i wahadłowcach, a
wcześniej o aeroplanach, samochodach, pociągach z parową lokomotywą... Takim sceptykom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]