[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział 39
Do budowy wozu mieszkalnego, który wynajęła Irene, wykorzystano podwozie
macka z 1961 roku; albo przechowywano je przez te wszystkie lata w naftalinie, albo
niegdyś produkowano znacznie solidniejsze ciężarówki niż obecnie. Wnętrze było tak
zaprojektowane, że w wozie znajdowały się dwa pomieszczenia sypialne, jadalnia
połączona z salonikiem, kuchnia, toaleta i prysznic. Z przodu, w szoferce, oprócz fotela
kierowcy mieściła się szeroka, wygodna prycza. Co pięć godzin Charley zmieniał na dwie
godziny Hydraulika za kierownicą. Kiedy nie prowadził, Hydraulik spał na pryczy, nad
którą w ciągu dwóch dni zdążył porozwieszać pełno zdjęć nagich dziewczyn
powycinanych z różnych pism. Hydraulik był jedynym w tym gronie miłośnikiem prasy,
lecz nie dzienników. Pozostali też ich nie kupowali, gdyż uważali, że jeśli chodzi o sprawy
dotyczące porwania, sami najlepiej wiedzą, co się dzieje; inne zaś ich nie interesowały.
Radia ani telewizora nie mieli.
Trochę zresztą orientowali się w tym, co słychać na świecie, bo Irene zwykle
patrzyła na nagłówki gazet, gdy robiła zakupy w miejscowościach, przez które
przejeżdżali. Nie robiła ich często, gdyż zdaniem Charleya było to ryzykowne.
- Działem warzywnym zawsze kieruje jakiś Włoch - powiedział. - Jeszcze cię
rozpozna i powie swojemu bratu czy kuzynowi, który pracuje dla Prizzich. Nie zapominaj,
że Don Corrado ma bardzo długie ręce.
Irene kupiła gazetę, gdy wpadł jej w oko nagłówek o pożarze Palermo Gardens.
Charley i Hydraulik prawie się popłakali, czytając listę osób, które zginęły w płomieniach.
Wszystkich znali od dziecka.
- Co za okropna katastrofa! - rozpaczał Melvini. - Boże święty! Mary Gingarola! O
małośmy się nie pobrali!
Cisnął gazetę w kąt i odwrócił się plecami. Charley również był tak przygnębiony, że
przestudiował listę nazwisk, ale nie miał ochoty czytać całego artykułu. Dlatego też nie
dowiedział się, że istniało podejrzenie, iż budynek został podpalony. Wkrótce ruszyli na
koniec Long Island, więc wiadomość o śmierci Vincenta w ogóle ich ominęła.
Irene i Charley robili zakupy, gotowali i dbali o czystość. Filargi siedział pod kluczem
w przedniej sypialni. Charley zamocował na jej oknie solidną okiennicę, którą zamykał,
gdy się zatrzymywali, ale w czasie jazdy - czyli przez większość czasu pozostawała
otwarta.
Mieli stałą trasę między Riverhead a Montauk: jechali południowym brzegiem do
Montauk Point, na samym końcu. Long Island, po czym wracali przez Sag Harbor, brali
prom z Shelter Island do Greenport, i jechali wzdłuż brzegu północnego. Starali się
154
omijać główne szosy. Nocowali na polach kempingowych, gdzie mogli podłączyć się do
wody i elektryczności. Czwartego dnia - a drugiego od doręczenia listu Charleya Prizzim
Irene wsiadła w ranny pociąg w Riverhead, wysiadła na Penn Station i pojechała
taksówką na Pięćdziesiątą Szóstą Ulicę: sztandar Nowojorskiego Klubu Sportowego
powiewał na trzydziestym drugim piętrze. Ujrzawszy to, wysłała przez posłańca drugi list
do Eda Prizziego.
Treść listu była prosta: Angelo Partanna miał o oznaczonej godzinie wsiąść do
czwartego wagonu pociągu jadącego na Long Island, wysiąść na Jamaica Station i
czekać na peronie, aż ktoś do niego podejdzie. Charley wiedział, że nie ma mowy, aby
Prizzi kazali policji otoczyć stację; ponieważ w grę wchodziło siedemdziesiąt milionów
dolarów, miał całkowitą pewność, że nie będą próbować tego rodzaju numerów, ale na
wszelki wypadek wybrał Jamaica Station, albowiem tam o podanej przez niego porze na
peronie zawsze panował tłok, gdyż przesiadali się pasażerowie trzech pociągów, które
przyjeżdżały równocześnie; w tłoku zaś łatwiej będzie mu zgubić ogon, gdyby ktokolwiek
śledził papę.
Przeprowadził ojca przez dwa pociągi, trzy perony, i skierował w dół po schodach
podziemnego przejścia prowadzącego na ulicę, zwykle zamykanego na noc. Teraz sam
zamknął je na kłódkę, żeby uniemożliwić ewentualny pościg, po czym wsiedli do
czekającej przy krawężniku furgonetki i oddalili się bez przeszkód, bo też od początku
nikt nie zamierzał im przeszkadzać.
- Co słychać, papo?
- Mam dla ciebie parę niespodzianek, Charley. Powiedzieć ci teraz, czy jak
dojedziemy?
- Teraz.
- Ludzie Bocci kropnęli Vincenta.
Co? CO?!
- Rozwalili go na ulicy.
- A dlaczego? Za co?
- Pretekstu dostarczył im sam Vincent, obrażając Boccę na zebraniu szefów rodzin
w sprawie tego zabójstwa żony kapitana policji, wiec mówi się, że Bocca działał w
obronie swojego honoru. Ale prawdziwa przyczyna jest furia glin, które szaleją, by dostać
w swoje ręce zabójcę tej kobiety. Właśnie dlatego zwołano zebranie.
- Nie rozumiem, papo.
- Słuchaj: Bocca kazał kropnąć Vincenta, aby pokazać nam, że dopóki nie wydamy
policji zabójcy, będą rozwalać po kolei nas wszystkich, bo gliny tak ich naciskają, że nie
mają wyboru; ponieważ prostytucje jest najłatwiej ukrócić, gliny właśnie Boccom
najmocniej przykręcają śrubę.
- Banda kutasów! - zezłościł się Charley. Jechali wolno, kierując się na południe. -
Czy nie rozumieją, że wydanie zabójcy oznacza przyznanie się do winy, czy po prostu
gówno ich to obchodzi? - spytał po chwili.
- Charley, każda z rodzin wie, co oznacza wydanie zabójcy. Gdybyśmy dali glinom
Irene, mogłaby im opowiedzieć wszystko o porwaniu Filargiego. A gdyby zaparła się i nic
155
nie mówiła, bo gliny nie maja przeciwko niej żadnych dowodów, to przecież Filargi
rozpozna ją, kiedy tylko go puścimy, a musimy puścić, gdyż inaczej Prizzi nie zarobią
siedemdziesięciu milionów.
- I tego właśnie chce Bocca? %7łeby Prizzi wydali zabójcę, a polem bez względu na
to, co się zdarzy, dostali w dupę?
- Jeśli wydamy Irene, gliny będą wiedziały, że to Bocca tak im się przysłużył i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]