[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o nim myślała. Wieczorami widziała, jak Gianni wyjeżdża swoim szybkim ferrari w
stronę miasta. Kiedy po raz pierwszy usłyszała głośny dzwięk silnika, z wrażenia upu-
ściła talerz z jedzeniem. Hałas był taki, jakby to był nalot bombowców. Wkrótce przy-
wykła do hałasu, ale nie mogła się pogodzić z myślą, że Gianni wraca nad ranem z
miejsc, o których nic nie wiedziała. Poza tym warkot silnika zawsze ją budził i potem nie
mogła zasnąć. Szła do okna i obserwowała, jak Gianni podjeżdża pod pałac, wychodzi z
samochodu i znika w drzwiach. Za każdym razem bała się, że u jego boku zobaczy jakąś
kobietę. Jednak ani razu jej obawy się nie ziściły. Zawsze wracał do domu sam.
Meg czuła, że powinna się cieszyć, ponieważ Gianni zawsze nocował w domu, ale
niepokoiło ją, że za każdym razem, gdy wchodził do pałacu, oglądał się za siebie i zerkał
w okna jej domu. Na szczęście zawsze stała ukryta za zasłoną. Najwyrazniej o niej my-
ślał, jednak ani razu nie nawiązał w rozmowie do swych nocnych powrotów. Nie mogła
zrozumieć, dlaczego po prostu nie przyjdzie i nie powie, co go gnębi.
Przez kilka następnych dni Meg cierpiała w milczeniu. Doglądała prac wykończe-
niowych w oranżerii, a to nie wymagało kontaktów z hrabią. Dopiero w przeddzień
otwarcia oranżerii, gdy sadziła ostatnią orchideę, zadzwoniła komórka.
R
L
T
- Panno Imsey, hrabia chce się z panią widzieć - usłyszała głos asystentki
Gianniego.
- Kiedy?
W słuchawce zaległa cisza. Najwyrazniej Meg była pierwszą osobą, która ośmieliła
się zasugerować, że hrabia może poczekać.
- Natychmiast - padła ostra odpowiedz.
Meg rzuciła wszystko i pobiegła do pałacu.
Wchodząc do środka, pospiesznie oczyściła spodnie z resztek kory, która przykle-
iła jej się do kolan. Gdy wpadła zdyszana do biura, zaległa cisza i oczy wszystkich skie-
rowały się na jej skromną osobę. Piękna sekretarka bez słowa podeszła do niej i zmiotła z
ziemi resztki kory. Obok pojawiła się druga dziewczyna i trzymając w ręku rolkę plas-
tikowej folii, zaprowadziła Meg pod drzwi z napisem Wstęp surowo wzbroniony".
Zapukała.
- Proszę wejść! - rozległ się głos Gianniego.
Meg czuła, że jej zdenerwowanie sięga zenitu.
Gdy weszły do gabinetu, sekretarka z gracją rozpostarła folię na wypolerowanym
parkiecie.
- Nie zasługuję na czerwony dywan? - spytała Meg, próbując zażartować.
- Nie, tylko na folię ochronną - rzuciła oschle kobieta.
Meg posłusznie stanęła na folii. Gianni siedział przy masywnym biurku, skoncen-
trowany na pracy. Meg zerknęła przez ramię na sekretarkę, ale ta szybko zniknęła za
drzwiami. Nieśmiało zrobiła kilka kroków w stronę biurka, po czym stanęła w miejscu,
gdzie kończyła się folia. Splotła ręce i czekała. W napięciu patrzyła, jak Gianni notuje
coś na kartce papieru. Spojrzała przez okno na latające wysoko jaskółki. Wpadające do
wnętrza promienie słońca oświetlały unoszące się w powietrzu drobinki kurzu.
Meg zrobiło się gorąco. Gdzieś za oknem zaszczekał pies. Gianni wyprostował no-
gi pod biurkiem i dalej pisał.
- Przepraszam, że podglądałam cię, kiedy wracałeś w nocy do domu, ale twój sa-
mochód jest tak głośny, że za każdym razem się budziłam. - Meg nie wytrzymała prze-
dłużającej się ciszy. - Zaczęłam się budzić regularnie o tej samej porze. Chciałam
R
L
T
sprawdzić, czy wszystko w porządku, a ty akurat zawsze w tym samym czasie patrzyłeś
w moje okna i dlatego...
Gianni przestał pisać, podniósł głowę i spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- To ciekawe... bardzo ciekawe - powiedział, po czym odłożył pióro. - Nie miałem
o tym pojęcia - dodał, splatając przed sobą ręce.
Megan wstrzymała oddech.
- Wezwałem cię w innej sprawie. Chciałem się dowiedzieć, jak ci się u nas miesz-
ka. Tylko tyle. Może chcesz drugi raz wejść, żebyśmy mogli zacząć tę rozmowę od no-
wa?
Meg zerknęła przez ramię na masywne drzwi. Wiedziała, że sekretarki Gianniego
tylko czekają, by ją upokorzyć pełnymi pogardy spojrzeniami.
- A muszę?
Gianni roześmiał się.
- Oczywiście, że nie. - Spojrzał na nią z rozbawieniem, zupełnie jak za pierwszym
razem, gdy się spotkali na wystawie kwiatów w Chelsea.
Meg odetchnęła z ulgą i odwzajemniła jego uśmiech.
- Zdenerwowałam się. Kazałeś mi rzucić wszystko i przybiec tu bez możliwości
przebrania się i umalowania. I to wszystko na oczach twoich pięknych sekretarek.
- Wyglądasz bardzo dobrze - zauważył Gianni, mierząc ją wzrokiem.
- Twoje sekretarki patrzyły na mnie z taką pogardą. Widzisz, że kazały mi stanąć
na folii, żeby nie zabrudzić podłogi.
- Nie bierz tego do siebie. Zawsze tak robią, gdy przychodzi ktoś z ogrodu, winni-
cy albo z plantacji oliwek. Gdyby nie dbały o porządek, moje biuro wyglądałoby jak
stajnia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]