[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tusz przybrał kolor czerwony.
- Moim zdaniem - wtrącił Flynt - ceremonia zaślubin nie powinna
się odbyć nigdzie indziej. W końcu od tego się wszystko zaczęło. Nie
całkiem, pomyślał Luke. Zaczęło się przed wieloma laty od nieśmiałej,
niezdarnej nastolatki, która przeistoczyła się w piękną młodą kobietę, i
dumnego, upartego Teksańczyka, który przyjazń oraz lojalność stawiał
wyżej od własnych pragnień.
Luke patrzył przed siebie; nie odwracał głowy, nie starał się na siłę
dojrzeć zamazanych twarzy, które z każdym dniem stawały się coraz
bardziej wyrazne. Wiedział, że obok stoi jego przyjaciel i świadek,
człowiek, z którym tak wiele łączyło go w przeszłości.
Od tamtego dnia, gdy uwolnili świat od Franka Del Brio, Ricky z
Lukiem stali się, jak dawniej, niemal nierozłączni. Według patologa, nie
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
sposób było precyzyjnie określić, od której kuli zmarł Del Brio: tej, która
przeszyła mu serce, czy tej, która trafiła go w głowę.
Ricky'emu i Luke'owi nie robiło to różnicy. Ważne było, że Del Brio
nie żyje i nikomu już nie zagraża. Haley z Leną były bezpieczne.
Dowództwo FBI dotrzymało słowa: za pomoc, jaką udzieliła im Haley, jej
brat i ojciec zostali zwolnieni od odpowiedzialności karnej. Dzięki temu
Piątka Wspaniałych znów mogła wystąpić w komplecie.
Luke westchnął zadowolony. Do szczęścia brakowało mu tylko
Haley u boku. Po chwili usłyszał poruszenie wśród gości, ściszone głosy
oraz.... pierwsze cudowne dzwięki dostojnego marsza Mendelssohna.
- Zaczynamy - szepnął mu do ucha Ricky. - Jesteś gotów?
- Pilnuj obrączek.
Lekki szelest jedwabiu oznaczał nadejście pierwszej druhny. Kilka
miesięcy temu Ginger Walton Turner prosiła Daisy Parker, aby została
druhną na jej ślubie. Z bólem serca Haley odmówiła przyjaciółce: bała się
zdemaskowania. Dziś obie mogły cieszyć się swoim szczęściem.
Parę metrów za Ginger, po zasłanym płatkami dywanie, szły
pozostałe trzy druhny: Ellen Harrison, Josie Carson i Marisa Murdoch.
Kiedy wszystkie cztery zajęły swoje miejsca, organistka z nową siłą
uderzyła w klawisze, zwiększając natężenie dzwięku. Muzyka wypełniła
powietrze. Wystraszone dziecko zaczęło płakać. Natychmiast nad
maleństwem pochyliło się pięciu rosłych mężczyzn. Chwilę pózniej
czterech się wyprostowało.
Luke wyprostował się ostatni. Z córką na ręku oczekiwał ukochanej.
Haley szła wolno, dostosowując krok do kroku swojego ojca. Johnny
Mercado, który zaledwie przed paroma dniami opuścił szpital, poruszał
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
się z trudem. Ojciec z córką, przejęci uroczystością, nie słyszeli okrzyków
zachwytu i zdziwienia, które rozległy się na ich widok.
- Och! Tylko spójrzcie! Jest w czerwieni!
W dodatku nie była to stonowana wiśnia, lecz ostry, jaskrawy
szkarłat. Szkarłatna suknia ślubna. Szkarłatne buty. Karminowe róże we
włosach. Haley specjalnie wybrała ten kolor, aby Luke widział ją na tle
jasnego tła - białych krzeseł i rozwieszonej wokół białej sieci.
Nie sądził, że mógłby ją kochać bardziej, niż kochał,ale na widok
zbliżającej się zamazanej postaci w czerwieni serce o mało nie pękło mu z
miłości. Postąpiwszy krok do przodu, przejął Haley od Johnny'ego
Mercado.
- Nawet na pół godziny nie mogłeś małej zostawić w foteliku? -
spytała ze śmiechem dziewczyna.
- Nie mogłem. - Podsadziwszy Lenę wyżej, podprowadził obie swe
panie do łuku. - W podróż poślubną też ją zabiorę.
- A propos podróży poślubnej - szepnęła Haley, nie zważając na
muzykę. - Dokąd pojedziemy?
- Dokąd zechcesz. Na Karaiby. Na Hawaje. Do Europy. Wybór
należy do ciebie.
- Wiesz, chciałabym do Londynu. Opuściłam Anglię w takim
pośpiechu, że nawet nie pożegnałam się z przyjaciółmi.
Marsz weselny ucichł. Pastor zbliżył się do młodych. Ledwo zdążył
otworzyć usta i powiedzieć:  Zebraliśmy się...", kiedy Luke przerwał mu
w pół słowa.
- Chwileczkę, dobrze?
Pastor zerknął niepewnie na świadka, ale ten pokręcił głową. Goście
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
wymienili między sobą równie zdziwione spojrzenia. Nie bacząc na nich,
Luke uśmiechnął się czule do damy w czerwieni.
- Kotku - możemy jechać w jedno miejsce, możemy w dziesięć.
Gdzie zechcesz, kiedy, zechcesz i na jak długo zechcesz. Bylebyśmy
kiedyś wrócili do Teksasu.
Patrząc, jak panna młoda zarzuca ręce na szyję pana młodego,
goście ponownie zaczęli szeptać i wzdychać.
- Oczywiście, Luke. Tu jest nasz dom. Teraz i na zawsze.
Zbliżył usta do jej warg. Zanim do nich przywarł, usłyszał
roześmiany głos pastora:
- Pocałunek, synu, zwykle następuje po przysiędze małżeńskiej.
- Nie tym razem, ojcze.
Luke wolną ręką objął w pasie kobietę swego życia ubraną w barwy
miłości. Gaworząc wesoło, Lena poklepała go po policzku.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl