[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stylu japońskim, z ogródkiem. Wiem, że by się jej spodobał. Dzieci mówiły po angielsku
lepiej od niej. Nie mogła się nauczyć. - Odwrócił wzrok.
- To... - Elaine dotknęła ucha, bolało po tym, jak Natalia powtórnie je przekłuła. - A
jednak ci zazdroszczę.
- Tego, że straciłem rodzinę?
- %7łe ja w ogóle miałeś - powiedziała cicho. - Teraz rozumiem: nierozważny, młody
człowiek to po prostu maska.
- W pewnym sensie, Elaine. Ale nie ma powodów, by być ostrożnym.
Wyciągnęła rękę i dotknęła jego ramienia. Nie odsunął się.
Rourke przeszedł przez szklane drzwi. Na wprost wejścia wisiało malowidło
przedstawiające wodza w morzu płomieni. W ręku trzymał czerwono-czarną flagę
nazistowską.
Sklepienie było wysokie. Z sufitu zwisały metalowe rzezby, umieszczone na różnym
poziomie. Sam sufit był lustrzany.
Pod ścianą, w pobliżu malowidła stało wysokie biurko. Gdyby ktoś spróbował przy
nim usiąść, całkowicie by go przesłoniło. Dwaj umundurowani mężczyzni, pozornie bez broni
(chociaż John nie dał się zwieść pozorom), stali za biurkiem. Rozmawiali z ubogo ubranym
staniszkiem. Natalia weszła pierwsza. Za nią Sarah, która zdawała się czegoś szukać w to-
rebce. Prawą rękę Natalia chowała za udem. Pani Mann przyłączyła się do nich i zaczęły
cicho rozmawiać.
Rourke uśmiechnął się. Był na tyle blisko, by słyszeć rozmowę wartowników z
przebranym Mannem.
- Ja do pana Goethlera. Muszę zobaczyć się z przełożonym Jugendu.
- Goethler nie przyjmuje każdego. Musi pan starać się oficjalnymi kanałami. Dam
panu numer telefonu. Proszę zadzwonić jutro.
- Ale przeszedłem taki szmat drogi. To bardzo ważne. Natalia uniosła pistolet z
tłumikiem. Odezwała się po niemiecku, bez śladu obcego akcentu:
- Nie jest pan grzeczny dla starszych.
Strażnik spojrzał w jej stronę. Kula trafiła go między oczy. Upadł. Natalia nieznacznie
przesunęła pistolet w lewo, oddając dwa strzały. Drugi strażnik dostał w szyję i lewe oko.
John był już przy biurku, gdy mężczyzna padał. Zdążył założyć słoneczne okulary.
Upuścił aktówkę i podtrzymał ciało. Pani Mann - blada jak ściana - i Sarah zaciągnęły
je za biurko.
Wolfgang Mann rozwinął paczkę. Wyjął podobny do walthera, służbowy pistolet.
Zapasowe magazynki wsunął do kieszeni. Papier wepchnął pod biurko.
Sarah trzymała trappera kaliber 0,45. Natalia ładowała magazynki PPK/S.
Rourke wyjął z aktówki pas z nabojami, kaburę i nóż. Sięgnął do chlebaka po
zapasowe magazynki i urządzenie do szybkiego ładowania pythona. Przewiesił go przez
ramię. Wreszcie wyjął dwa scoremastery i włożył je do przednich kabur pasa.
Spojrzał na Sarah. W obu rękach trzymała pistolety.
Natalia wyglądała śmiesznie z podwójną kaburą  Safari-land na biodrach. Nie
pasowała do jej eleganckiej sukienki i szpilek.
Pani Mann miała pistolet podobny do pistoletu męża.
- Którędy? - zapytał John, wyciągając z rękawa stinga i mocując go przy pasie.
- Cofniemy się tym korytarzem. Pózniej schody lub winda do piwnicy. Na pewno tam
trzymają Helenę - powiedział Mann.
John skinął głową i puścił się biegiem. Zerknął na tarczę rolexa. Zmiana warty
przewidziana była za godzinę. Ale mógł nadejść ktokolwiek i odkryć zwłoki strażników.
Minął windy i zwolnił.
- Natalia, sprawdz, czy nie mają alarmu. Pospiesz się. Biegnąc niezgrabnie w
pantofelkach i obcisłej sukience, przemknęła obok niego. Przykucnęła przy drzwiach. Spróbo-
wała delikatnie obrócić klamkę.
- Nie jestem pewna, ale chyba nie.
Rourke kiwnął głową. Natalia odsunęła się. Wyciągnął detonika. Odsunął rygiel,
zostawiając łańcuch. Przekręcił klamkę. Nie słyszał żadnego dzwięku, co jednak niczego nie
dowodziło. Bezgłośne alarmy na pewno nie stanowiły tu nowości. Przeszedł przez drzwi,
uprzednio zlustrowawszy framugę w poszukiwaniu fotokomórki. Popatrzył w górę - kamera.
Przesuwała się wraz z nim.
- Oto i tajemnica - warknął.
Wycelował w jej kierunku i nacisnął spust. Soczewka rozprysła się na wszystkie
strony.
Biegnąc w kierunku schodów prowadzących do piwnicy, obejrzał się tylko raz.
Przeszli już wszyscy. Drzwi zatrzasnęły się z głuchym hukiem.
Dopiero teraz, biegnąc w dół z odbezpieczonym detonikiem, usłyszał wycie alarmu.
ROZDZIAA XXXI
Helena Strum krzyczała.
- Nikt pani nie usłyszy. Te ściany są dzwiękoszczelne, pani Sturm.
- Nic nie wiem - wydusiła, szarpiąc pasy, którymi przymocowano jej nadgarstki i
stopy do stalowego stołu operacyjnego.
Zciany, podłoga i sufit były wykonane z tego samego materiału.
Nie widziała swych nóg, przesłaniał jej wzdęty brzuch. O ukryte w nim życie
obawiała się najbardziej.
- Cokolwiek Manfred panu powiedział, panie Goethler, to kłamstwo. Przysięgam. Nie
zrobiłam nic złego.
Usiłowała uchylić głowę, ale ręka ją dosięgła. Kobieta krzyknęła. Azy strumieniem
spływały jej po twarzy. Czuła sól w ustach.
- Kłamiesz. - Nie...
Bito ją. Uderzenia spadały jedno po drugim. Obróciła twarz w kierunku drzwi, modląc
się w duchu. Otworzyły się. Poczuła skurcz serca. Na próżno. W drzwiach ukazała się twarz
wodza.
- Wyjeżdżam natychmiast, panie Goethler. Potwierdziły się moje podejrzenia. Piąta
kolumna działa. Grupa uzbrojonych ludzi wtargnęła do budynku. Nie dotrą poniżej pier-
wszego poziomu, nie ma obawy. Ale muszę wyjechać. Widziałem przesłuchanie. Nie idzie
panu najlepiej.
- Mein fuhrer, ja...
- Pozwolę sobie coś zaproponować - powiedział. Obserwowała jego ciemne oczy.
Nozdrza mu drgały nad śmiesznym wąsikiem. Położył rękę na jej brzuchu. Wzdrygnęła się,
czując jego dotyk. - Kopią, nieprawdaż? Blizniaki? - zapytał. Helena bała się go
sprowokować. Wolała nie odpowiadać. - Umiemy zmusić panią do mówienia. W pokoju obok
mamy pani trzech synów i możemy zrobić z nimi, co nam się podoba. Zaczniemy od
najmłodszego? Jak on się nazywa? Willi? Ale jeden mógłby nie wystarczyć, żeby zaczęła
pani mówić. Nasz lojalny Manfred opowiedział nam o pani roli w tej konspiracji. Znam le-
pszą drogę. - Przesunął rękę na jej uda. Szarpnął spódnicę, podciągając ją do góry.
- Co pan robi, mein fuhrer?! - krzyknęła.
- Niech się pan dobierze do nie narodzonych, herr Goethler - ciągnął głosem
wyzbytym emocji. - Nasz chirurg przygotuje się do penetracji macicy. - Pochylił się nad nią.
Poczuła jego oddech, kwaśny i odrażający. - Jeżeli to blizniaki, zadowolimy się być może
deformacją jednego z nich. Wybór należy do pani.
Wyszczerzył w uśmiechu żółte zęby. Helena zamknęła oczy. Dłużej nie mogła na
niego patrzeć.
John Rourke skrył się za rogiem i strzelał z detoników do grupy esesmanów,
widocznej na końcu korytarza, poniżej klatki schodowej.
- Musimy się wycofać! - krzyknął Mann. - Jeśli wyślą żołnierzy schodami, będziemy
odcięci.
- Nie. Pamiętaj, że mają Helenę Sturm.
Włożył nowe magazynki, puste schował do chlebaka. Wyciągnął pythona.
Natalia ostrzeliwała skrzydło budynku zza framugi drzwi. Seria z automatycznego
pistoletu przeleciała po drzwiach, obsypując twarz Natalii chmurą białych odprysków.
Odsunęła się.
Sarah wzięła pistolet z rąk pani Mann.
- Wezmę go. Strzela seriami? Odpowiedział jej pułkownik:
- Wyrzuca po dwa, trzy pociski. Ale jest tylko osiemnaście naboi.
- Ile ma pan zapasowych? - zapytała. John uśmiechnął się.
- Jedna lub dwie osoby zostaną tutaj - powiedział - i będą osłaniać pozostałych, którzy
przebiegną przez korytarz. Wówczas oni będą nas osłaniać z pistoletu maszynowego.
- Ja zostanę. Bieganie w spódnicy i szpilkach to nie moja specjalność - oświadczyła
Sarah.
Z framugi poleciały nowe odpryski. John spojrzał na żonę.
- Ja i Sarah zostaniemy tutaj. Wy przebiegniecie na drugą stronę. Wolfgang, ty i pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl