[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nagle Marta powstała i zwróciła się ku Piotrowi.
- Piotrze, daruj - odezwała się głosem niskim i ciepłym, jakiego z dawna już u niej nie
słyszałem - daruj, ja może... byłam niesprawiedliwa... daruj, ale ja... widzisz, nie mogłam, nie
mogę... %7łal mi, żeś miał przeze mnie... takie życie...
Wyciągnęła ku niemu rękę.
Piotr powstał również, popatrzył na nią, potem na dłoń wyciągniętą, znów na twarz jej i
nagle wybuchnął strasznym, spazmatycznym śmiechem.
- Cha, cha, cha! to dobre, tak jednym słowem, za tyle lat! cha! cha! cha! chcesz swobo-
dy? dobra myśl! może nowego wyboru? cha! cha! cha!  Piotrze, daruj! Nie jestem już twoją
żoną!
Zmiał się jak opętany i wykrzykiwał różne niezrozumiałe słowa. Potem nagle urwał, od-
wrócił się i odszedł ku domowi.
Marta stała przez chwilę zmieszana, z wyrazem wstrętu i upokorzenia na twarzy, aż
wreszcie i jej nerwy odmówiły posłuszeństwa i wybuchnęła głośnym, nieutulonym płaczem -
po raz pierwszy od owej burzy, kiedy została żoną Piotra.
Odszedłem w milczeniu, jeszcze więcej przygnębiony niż zwykle.
Długą, czternastodniową noc przepędziliśmy prawie nie mówiąc do siebie. Na drugi
dzień na pozór wszystko wróciło do dawnego trybu. Wzięliśmy się zaraz z rana do zwykłych
dziennych zajęć, rozmawialiśmy nawet po staremu, nie wspominając o  rozwodzie , który od
owego wieczora stał się istotnie rzeczą dokonaną. Stosunek dotychczasowy między Martą a
Piotrem był tego rodzaju, że zerwanie go odczuliśmy wszyscy raczej jako ulgę. Spostrzegłem
zwłaszcza korzystną zmianę w usposobieniu Marty. Nie powiem, żeby była weselsza ale
przynajmniej nie znać było na niej dawnego przymusu; rozmawiała z nami swobodniej, nawet
dla Piotra była lepsza, choć tak brutalnie odtrącił jedyne serdeczne wyrazy, z jakimi się do
niego zwróciła.
A co się z nim działo? To snadz na zawsze pozostanie dla mnie zagadką.
Na pozór przyjął wszystko obojętnie i niespodziewany wybuch owego wieczora, kiedy
Marta z nim zerwała, byt jedynym objawem jego skrytych uczuć. A jednak ileż żalu, upoko-
rzenia, boleści musiało się zebrać w namiętnej duszy tego człowieka! I jakiejże siły woli mu-
siał użyć, aby to wszystko stłumić i zamknąć w sobie! Bo on ją kochał mimo wszystko - i
kocha ją do tego czasu; pod tym względem nie mam zgoła wątpliwości.
Pierwszego dnia po zerwaniu przyszedł do mnie około południa, gdym był właśnie po-
wrócił z wycieczki morskiej i wiązałem łódz do pala na wybrzeżu. Przez chwilę kręcił się
niespokojnie, jakby chciał mi coś powiedzieć, lecz nie wiedział, jak zacząć. Potem, jakby
powziąwszy nagłe postanowienie, chwycił mnie za rękę i wyrzekł patrząc mi bystro w oczy:
- Pamiętasz obietnicę daną mi wtedy, gdym ja Martę brał?...
Spojrzałem na niego zdziwiony, nie wiedząc jeszcze, do czego zmierza. On zaś ciągnął
dalej:
- Przyrzekłeś mi wtenczas, że nigdy nie będziesz się starał zdobyć Marty dla siebie, nig-
dy! pamiętasz? Skinąłem głową w milczeniu. Piotr uśmiechnął się gorzko.
- Zresztą, jak chcesz. To jest śmieszne. Jak chcesz.
Tylko pierwej... strzel mi w łeb.
66
Ostatnie słowa wypowiedział głucho, a z taką bolesną namiętnością, że mnie aż dreszcz
przeszedł. Chciałem mu odpowiedzieć, uspokoić go, ale on, nie czekając na to, odwrócił się i
odszedł.
Od tego czasu zaczęły się dla mnie najstraszliwsze walki i męczarnie. Marta w istocie nie
należała już teraz do nikogo, a jednak czułem, że wyciągnąć po nią rękę byłoby zbrodnią po-
dwójną: zbrodnią wobec niej, żądnej już tylko ciszy i żyjącej po zrzuceniu wstrętnego jarzma
li wspomnieniem dawno zmarłego kochanka i troską o jego syna - i wobec Piotra, tak zgnę-
bionego i nieszczęśliwego, że każda krzywda jemu wyrządzona stawała się czymś więcej niż
zbrodnią - była podłością. A przecież zdarzały się chwile i okoliczności, kiedy się wahałem i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl