[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szybko oddycha.
- Są jeszcze inne sposoby.
- Nie. Nie jesteśmy licealistami. Odchrząknął i przysunął
się do niej bliżej.
- Nie chcę się przechwalać, ale zapewniam, że to ci nie
przypomni liceum.
Westchnęła.
- Będę się czuła jeszcze gorzej niż teraz.
- Albo o wiele lepiej.
- Wątpię - szepnęła.
Rusty miała rację. Powinni ochłonąć. Położył się i
wyobraził sobie, że ona zrobiła to samo. Wsłuchany w jej
oddech zaczaj się zastanawiać, dlaczego nie mieliby mieć
romansu.
Im dłużej rozważał ewentualne przeszkody, tym mniej
wydawały mu się ważne.
- Rusty, tak się zastanawiam.
- Nie zastanawiaj się.
- My coś czujemy do siebie.
- Pożądanie.
- Coś więcej i ty o tym wiesz. Milczała przez chwilę, po
czym powiedziała;
- Nie może być między nami niczego więcej, bo ja nie
opuszczę babci. Wszyscy ją opuścili. Ona żyła dla mnie i
zamierzam z nią pozostać. Po świętach pojadę do Chicago, ty
do Dallas i jak wrócimy do pracy, to już pierwszego dnia
będziemy sobie wdzięczni, że nie zrobiliśmy jakiegoś
głupstwa. Na dobrą sprawę teraz, gdy straciłam komputer,
powinnam wyjechać, jak tylko się stąd wydostaniemy.
Trent nie odpowiedział. Bez względu na zniszczony
komputer ona i tak nie chciałaby oddać prezentacji projektu w
ręce swej asystentki. On też wróci do Dallas przed świętami,
żeby spotkać się z właścicielem przedsiębiorstwa
budowlanego.
Miała rację, ale czuł się okropnie. Zdecydowany odsunąć
od siebie wszystkie zdrożne myśli zapytał:
- Widziałaś ostatnio jakiś dobry film?
Nie miała pojęcia, jak długo rozmawiali. Chyba parę
godzin. W ciągu tego czasu spędzonego w ciemnościach
dowiedziała się, jakie były nadzieje i marzenia Trenta, odkryła
i doceniła jego poczucie humoru, wypomniała mu, że ma
fatalny gust, gdyż podobały mu się zupełnie inne filmy niż jej,
w związku z czym przysięgła, że skreśli jego kandydaturę we
wszystkich możliwych przyszłych wyborach.
Ciemność sprzyjała też zwierzeniu mu swych myśli,
których dotąd nikomu nie wyjawiła.
W ciągu tych godzin broniła się przed miłością do niego,
przed rozważaniem, że w przyszłości mogliby spędzać
podobne wieczory na rozmowach.
Albo na kochaniu się.
W ciemnościach przepływało między nimi pożądanie,
wręcz wyczuwalne. Rusty chciała go dotykać. Kilka razy
wyciągała rękę, żeby znalazła się w zasięgu ciepła jego ciała.
Cofała ją, zanim on mógł się zorientować, co robi.
Przypomnieli sobie o torbach z chrupkami i napojach,
więc zjedli dietetyczną kolację, rozsypując dookoła okruchy.
Potem Rusty wymyślała hasła reklamujące projektowane
przez Trenta miasteczko, on zaś przedstawił jej założenia
finansowe jej własnej agencji reklamowej.
Posiadanie takiej agencji było skrytym marzeniem Rusty,
lecz dopiero po rozmowie z Trentem przestało pozostawać
wyłącznie w sferze fantazji. Może sprawy finansowe mogłaby
wykorzystać jako pretekst i zatelefonować do niego po
świętach? I co dalej? Ona z babcią w Chicago, a on w Dallas.
Nigdy im się nie uda być ze sobą. Pomasowała skronie.
- Ból głowy wrócił?
- Tak jakby. Skąd wiesz?
- Słyszałem, jak pocierasz skronie.
- Nie wiem, ile czasu już minęło, ale proszki Harveya
chyba przestały działać.
- Mam aspirynę w teczce. Rozpocząć akcję zwiadowczą?
- Tak jest, żołnierzu.
Ze śmiechem zszedł z tapczanu, w ciszy głośno
zabrzmiały jego kroki. Rusty była ciekawa, jak sobie radzi w
ciemnościach.
- Gdzie teraz jesteś?
- Idę w kierunku okna. Tam odsunęliśmy stół, a teczkę
postawiłem obok.
Rusty usłyszała przesuwanie krzeseł.
- Mam. Ona też jest cała w tym czymś oślizgłym - rzekł,
ścierając coś ze skórzanej powierzchni.
- Czy aspiryna to jedyne pigułki, jakie tam masz?
Wolałabym wiedzieć, co połykam.
- Są jakieś proszki przeciw uczuleniom, ale w
celofanowym opakowaniu. O, jest kosmetyczka. - Odsunął
zamek błyskawiczny. - Alusal w tubce, dezodorant do ust,
pasta do zębów, krem do golenia...
- Ale zapasy.
- Mówiłem ci, to mój zestaw pierwszej pomocy. O,
buteleczka z aspiryną. Gdzie twoja ręka?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]