[ Pobierz całość w formacie PDF ]
między wami dzieje, oddziałuje w jakiś sposób na cały per-
sonel. Jednego dnia wszystko jest miło i cacy, a następnego
już zimno jak w trupiarni.
- Pozwól sobie pomóc - zaproponował Travis, omijając
obraźliwą metaforę Grega. - Każdy od czasu do czasu po-
trzebuje pomocy.
Sloan był przekonany, że przyjaciele mają jak najlepsze
intencje. Poza tym Travis ma rację. Można i należy o takich
sprawach rozmawiać. Tyle że Sloan jakoś nie potrafił. Przy-
gniatające poczucie winy zrobiło z niego słabeusza, a do tego
nie przyznałby się za nic w świecie.
- My jakoś nie mieliśmy oporów, żeby powiedzieć ci, co
nas boli, kiedy czuliśmy się zagubieni - przypomniał mu
Greg. - Co z nas za przyjaciele, skoro nie chcesz dzielić się
z nami kłopotami?
- Masz słuszność - przyznał Sloan. Zamyślił się i próbo-
wał rozstrzygnąć, co nadaje się, a co nie, do powiedzenia
kolegom. W końcu rzekł: - Macie też rację, mówiąc, że... że
coś się dzieje między mną a Rachel.
- No to jesteśmy w domu. - Greg wsparł łokieć o brzeg
stołu.
- Rozmawialiśmy nawet z Rachel o tym, co nas łączy.
- Sloan mówił powoli, zastanawiając się cały czas, co od-
kryć, a co pominąć. - Ale... no cóż, raczej nic z tego nie
będzie.
Tak, pomyślał, to powinno wystarczyć. Taka dawka infor-
macji powinna zaspokoić ciekawość przyjaciół i usatysfak-
cjonować ich dobre chęci.
Travis odezwał się na to ledwie dosłyszalnie:
- Skąd taki szybki wniosek?
Skąd, rzeczywiście? - pomyślał Sloan. Nie umiał przy-
znać się do tego, że sumienie dręczy go do tego stopnia,
iż nie pozwala mu wziąć w ramiona upragnionej kobiety,
nie mówiąc już o pocałunku ani, tym bardziej, czymś
więcej.
- Czemu się poddajesz - dziwił się głośno Greg - kiedy
dopiero zacząłeś?
A on chciałby wiedzieć, dlaczego oni tak go naciskają.
- No bo... ponieważ... -jąkał się, zawieszał zdanie, szu-
kał wyjaśnienia. - Ponieważ zdradziłem Rachel pewne fakty
z mojej przeszłości, które... które stawiają mnie w bardzo
niekorzystnym świetle.
- O czym ty mówisz? - Travis ewidentnie nie wierzył ani
jednemu jego słowu. - Co takiego mogłeś powiedzieć, co
rzuciłoby cień na tak idealnego faceta?
- Wypluj to wreszcie - rozkazał Greg bezceremonialnie.
- Nie może być aż tak źle, jak myślisz.
Sloan westchnął.
- Powiedziałem jej, że nie kochałem mojej żony, kiedy
się pobieraliśmy. Że ożeniłem się z Olivią, bo była w ciąży.
W pokoju zapadła cisza. Pierwszy przerwał ją Greg:
- No, no, Sloan, nie miałem pojęcia.
Mijały sekundy, a mężczyźni oswajali się z nowiną.
- To wcale nie stawia cię w złym świetle - stwierdził
wreszcie Travis. - Przeciwnie, z punktu widzenia kobiety
twój postępek był niezwykle honorowy.
- Ale też głupi i naiwny - zażartował Greg.
Pozostali dwaj nie zaśmiali się jednak, toteż Greg się
zmitygował.
- W pełni zgadzam się z Travisem - rzekł. - Rachel na
pewno oceniła to bardzo pozytywnie.
Honorowo? Pozytywnie? Akurat tymi przymiotnikami za
nic nie określiłby swojego zachowania ani swojej osoby.
Poczuł nieprzepartą chęć, by zaszyć się gdzieś w samo-
tności. Podniósł się z krzesła i zgarnął spiesznie karty pacjen-
tów.
- Dzięki za wasze dobre intencje, naprawdę to doceniam.
Ale nie mogę o tym rozmawiać.
Odsunął krzesło i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się
dopiero w korytarzu, żeby otrząsnąć się z kolejnego poczucia
winy.
- Hej, Sloan! - wołał za nim Greg. - Wracaj!
Ale Sloan nie wrócił. Nie mógł się przemóc.
Wówczas usłyszał z oddali głos Travisa:
- Głupi? Naiwny? Zwariowałeś, czy co?
- Przecież żartowałem.
- Mieliśmy wejść w temat łagodnie. „Co tam słychać
w twoim życiu uczuciowym?" To ma być łagodnie? - Travis
cmoknął z wyraźną dezaprobatą. - Ostatni raz dałem się na-
brać na twoje dobre maniery.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Sloan wpadł na Rachel, wychodzącą właśnie z jego poko-
ju. Wspólne zakupy w zasadzie pogłębiły tylko ich frustrację.
Sloan nie mógł odżałować, że nie zdecydował się na samo-
dzielne wyjście do sklepu.
Ale kogo on próbował oszukać? Czy to niewinne zakupy
wrobiły go w ten kłopot? Kluczowym momentem było bez
wątpienia wyznanie, jakie złożył Rachel, oznajmiając, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]