[ Pobierz całość w formacie PDF ]

babcią. Czy to właśnie dlatego wypytywała doktora o złamaną nogę Niny Mae?
OdpiÄ…Å‚ swojÄ… latarkÄ™ zza paska.
- To przednia opona wystrzeliła?
- Prawa przednia. I nie wystrzeliła, tylko została przestrzelona.
Carter nadal miał nadzieję, że Eve się myli. Obejrzał oponę, która była cała w strzępach. Już był pra-
wie pewien, że nigdy nie uda się ustalić przyczyny wystrzelenia opony, gdy uwagę jego przyciągnęło
uszkodzenie felgi.
Zaklął, gdy wsuwał palec w dziurę po kuli. Cholera jasna! Eve nie myliła się. Biorąc pod uwagę
162
B. J. DANIELS
wielkość dziury wlotowej, strzał musiał zostać oddany ze sporej odległości, ze sztucera o dużej
prędkości wylotowej.
Podniósł wzrok i zobaczył, że Eve wyczołguje się tyłem ze zniszczonej kabiny pikapa z czymś, co
wyglądało na teczkę z dokumentami. O, do licha!
- Jeśli nie chcesz, żebym cię aresztował jako podejrzaną o włamanie, wtargnięcie i zniszczenie włas-
ności prywatnej, to lepiej, żebyś mi sama natychmiast powiedziała, skąd masz tę teczkę i dlaczego ją
zabrałaś, Eve Bailey.
- Zostałam adoptowana - wykrztusiła z siebie Eve i poszła do radiowozu.
- O czym ty mówisz? - dopytywał się, ruszając za nią.
Usiadła w fotelu pasażera, przyciskając do kolan teczkę, jakby myślała, że będzie chciał ją jej odebrać.
Wsunął się za kierownicę. Eve patrzyła prosto przed siebie i zaczęła mówić:
- Przez całe swoje życie czułam, że istnieje jakaś tajemnica, która mnie dotyczy. Tak jak wiedziałam,
że nie pasuję fizycznie do reszty rodziny. I wcale nie chodzi o to, że nie wyglądam jak moi rodzice,
czy moje siostry. Zawsze czułam się jakaś inna... jakby niepełna. Wiem, że istnieje gdzieś rodzina, do
której należę. Ludzie, którzy wyglądają tak jak ja, którzy mają ten sam uśmiech, ten sam kolor oczu, te
same geny. TÄ™ samÄ… historiÄ™.
Carter widział jej smutek. Nie wyobrażał sobie, że można tak się czuć.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi tego, gdy chodziliśmy - chciał powiedzieć  ze sobą" - do szkoły?
WWÓZ ZMIERCI
163
Eve pokręciła głową.
- Moja matka twierdziła, że coś sobie ubzdurałam. Nie potrafiłam zrozumieć, skąd pochodzą moje
przeczucia. Cały czas byłam spięta. Dlatego wróciłam do domu, żeby się wreszcie dowiedzieć, dlacze-
go takie uczucia nawiedzają mnie przez te wszystkie lata. Muszę wiedzieć, kim jestem. Rozumiesz to?
Nie mógł tego rozumieć. Przecież zawsze wiedział, kim jest, choć kilka razy się zdarzyło, że wcale nie
chciał być jednym z Jacksonów. Ale rozumiał, ile to dla niej znaczy i jak bardzo pragnęła poznać
prawdę. A pragnienie poznania prawdy było czymś, co doskonale rozumiał.
- Ta teczka dowodzi, że mam rację. Moja matka poszła do doktora Hollowaya, by omówić z nim prze-
prowadzenie testów na bezpłodność na kilka dni przed datą mojego urodzenia. Kobieta pod koniec
dziewiątego miesiąca ciąży nie martwi się testami na bezpłodność. Nie istnieje żadna fizyczna
możliwość, że Lila Bailey urodziła mnie piątego lutego tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego
roku tak, jak wskazuje na to data na moim świadectwie urodzenia. Doktor Holloway kłamał, moja
matka kłamała i mój ojciec, i moja babcia też mnie okłamali.
- Czy ty słyszysz, co mówisz? To znaczy, że istniał jakiś spisek, żebyś nie dowiedziała się, że zostałaś
adoptowana?
- I to właśnie nie ma dla mnie najmniejszego sensu - stwierdziła Eve. - Nie rozumiesz? Sekret nie był
zachowywany tylko dlatego, że ja zostałam adoptowana. Ale dlatego, że na pokładzie awionetki w
przełomach zamordowano człowieka. Widziałam
164
B. J. DANIELS
teczkę z dokumentacją medyczną mojej babki. Wiedziałeś, że złamała nogę tego samego dnia, gdy w
wąwozie rozbił się samolot? Tego dnia moja babcia leciała właśnie tym samolotem.
Carter siedział jak nieżywy, gdy przypomniał sobie o dziecięcej szczoteczce do włosów znalezionej
we wraku samolotu.
- Mogę ją obejrzeć? - zapytał, wyciągając rękę po teczkę.
Z oczywistą niechęcią Eve podała mu teczkę. Carter włączył oświetlenie kabiny i zaczął przeglądać
dokumentację, zatrzymując się na zapisie o wizycie w sprawie bezpłodności.
Podniósł wzrok na Eve, a przed oczami widział szczoteczkę dziecka z ciemnymi włoskami jak puch.
To wszystko były tylko przypuszczenia: Jeśli jej babka była na pokładzie awionetki, jeśli na pokładzie
było niemowlę, jeśli obydwoje przeżyli...
- Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że na pokładzie tej rozbitej
awionetki było dziecko.
Oczy Eve wypełniły się łzami.
- O mój Boże, myślisz, że to ja mogłam być tym dzieckiem?
- Eve, bez dowodów nie wyciągajmy pochopnych wniosków.
- Ale jest sposób, żeby tego się dowiedzieć?
- Laboratorium kryminalistyczne wzięło do badania włosy z dziecięcej szczoteczki. Jeśli wyślemy im
próbkę twojego DNA...
- Zróbmy to. Wyślijmy im to od razu. - Eve była wyraznie podniecona.
WWÓZ ZMIERCI
165
- Jutro. Z samego rana.
Podniecenie Eve szybko minęło. Testy DNA dostarczą jedynie informacji, czy ona była w tym
samolocie, ale nadal nie będzie wiedziała, kim jest.
Carter zaparkował przed domem babci Eve. Na wschodzie niebo zaczęło się już rozjaśniać. Do
wschodu słońca nie pozostało wiele czasu. Obydwoje byli potwornie zmęczeni.
- Jesteś tego pewna? - zapytał delikatnie. - Nie chcę, żebyś poczuła się skrzywdzona.
- Już zostałam skrzywdzona. Okłamano mnie i oszukano. Nie wiesz, jak to jest być zdradzonym przez
ludzi, którzy powinni cię kochać. - Zamilkła, zdając sobie sprawę ze znaczenia swoich słów. - A może
wiesz.
- Deena oszukała mnie, zanim się pobraliśmy. Eve słyszała od przyjaciółki, że Deena okłamała
go, że jest w ciąży, by Carter się z nią ożenił, ale do tej pory sądziła, że koleżanka to zmyśliła, chcąc ją
pocieszyć.
- Kiedy zrobi się coś, czego człowiek potem żałuje - ciągnął Carter - często trudno jest się przyznać
przed samym sobą, że popełniło się błąd. Bo nie da się odwrócić biegu wydarzeń i bez względu na to,
co się zrobi, ktoś odczuwa ból.
Eve dostrzegła ból w jego oczach i była zaskoczona, jaki wpływ miały na nią jego słowa. Odwróciła
wzrok, nie chcąc wyrazić żadnego współczucia.
Tamtej nocy, gdy się kochali, każde z nich przeżyło swój pierwszy raz. A potem poszedł do Deeny.
Jeśli teraz tego żałował, to sprawiedliwości stało się zadość.
166
B. J. DANIELS
- Eve - zaczął miękkim głosem. - Nigdy nie wybaczyłem sobie tego, co tobie zrobiłem. Jest mi bardzo
przykro. Nie jestem nawet w stanie ci powiedzieć, jak bardzo żałuję i wołałbym...
Odwróciła się do niego, mając zamiar powiedzieć mu, że nie przeżywała już przeszłości tak bardzo, a
tym bardziej nie przejmowała się jego zachowaniem w przeszłości, ale powstrzymał ją od tego wyraz
jego oczu.
- Gdy zobaczyłem dziś twojego pikapa na dachu i pomyślałem, że mógłbym już nie mieć szansy po-
wiedzieć ci, co czuję, co zawsze czułem...
Eve starała się nie słyszeć jego słów. Nigdy nawet nie marzyła, że usłyszy od niego te słowa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl