[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przezroczystej ściany. Rozległ się głośny trzask. John nie mógł oddychać. Szeroko otwartymi
ustami próbował złapać powietrze. Zdołał ułożyć się na boku i spojrzał na przyjaciela.
- Nie! Cholera!
Rubenstein najprawdopodobniej umierał.
Nagle zaświstały kule. Karabin Johna znalazł się w sieci silnych wyładowań i rozgrzał
się tak bardzo, że naboje rozerwały magazynek.
- Paul! - krzyknął, sięgając po magnum lewą ręką, gdyż całe prawe ramię było
sztywne i nie mógł nim ruszać. Zaczął strzelać do prętów, znajdujących się najbliżej
Rubensteina. Pierwszy strzał chybił. Kule przeszła przez pleksiglasową ścianę. Zawyły syreny
alarmowe. Następne strzały okazały się celne. Rourke zniszczył trzy pręty i rozdarł błękitny
kokon elektrycznych wyładowań, otaczających Paula. John wypuścił z ręki rewolwer i
skoczył w stronę przyjaciela. Złapał go za rękę, odciągnął od ściany. Paul nie oddychał. John
odchylił jego głowę do tyłu. Zaczął mu robić sztuczne oddychanie. Po chwili przeszedł do
masażu serca. Doktor myślał, że za chwilę zemdleje ze zmęczenia.
Rytmicznie naciskał dolną część mostka. Doliczył do piętnastu i znowu zrobił
sztuczne oddychanie. Ciągle nie wyczuwał pulsu.
- Paul! - krzyknął, myśląc, że jeśli po tej serii ucisków nie będzie śladów życia, to...
- Paul! Paul!
Nagle zauważył ruch powiek. Sprawdził tętno. Było! Słabe i ledwo wyczuwalne, ale
było! Johnowi pokazały się przed oczami ciemne plamy i zwalił się ciężko na podłogę obok
Paula.
Michael obudził się. Otworzył oczy. Było mu bardzo zimno. Pochylały się nad nim
kosookie twarze Chińczyków. Ich usta poruszały się, ale on niczego nie słyszał.
Poruszył głową i straszliwy ból przeszył całe jego ciało. Był teraz nagi. Rozpoznał
jedną z twarzy. Była to kobieta, której Michael życzył śmierci. To ona zamknęła go w lochu.
To ona zmasakrowała rosyjskiego sierżanta. Usta miała wykrzywione w okrutnym
uśmiechu...
Sarah słuchała przemówienia pułkownika Manna. Mówił tak cicho, że ledwo
rozumiała poszczególne słowa.
- Chińczycy nie nadchodzą, a my nie możemy się stąd wycofać. Rosjanie kontrolują
większą niż wcześniej sądziliśmy część Pierwszego Miasta. Tylko sześcioro z nas, wliczając
panią Rourke i mnie, może się poruszać o własnych siłach. Naszą jedyną nadzieją jest to, że
odnajdziemy przewodniczącego i odbijemy go. Módlmy się, żeby Chińczycy zdołali odeprzeć
Rosjan... Nie możemy zostawić naszych rannych bez opieki. Potrzebuję dwóch ochotników,
do opieki nad nimi. Pozostanie tutaj nie będzie oznaczać tchórzostwa. Może trzeba do tego
większej odwagi niż do tego, by ruszyć dalej,
Zgłosił się Mueller i komandos o chłopięcej twarzy. Sarah popatrzyła na
Reimenschneidera i Franca, którzy mieli iść z nią i pułkownikiem.
- Rozdzielcie pozostałą amunicję. Jeśli przetrwamy, to na pewno wrócimy. Jeśli nie,
zginęliśmy za wolność - powiedział Mann i uśmiechnął się smutno.
Mueller podszedł do pułkownika i poczęstował go papierosem. Sarah usłyszała cichy
szept Manna, który wspominał coś o pani Mann. Rozpoznała też niemieckie słowo
oznaczające miłość. Jej oczy wypełniły się łzami...
Sowieckie śmigłowce otaczały ich ze wszystkich stron. Annie chciało się płakać.
Popatrzyła na śpiącą Natalię, nieświadomą niebezpieczeństwa.
- Wystrzeliłem ostatnią rakietę, Annie! - krzyknął kapitan Hammerschmidt.
Paliwo też się kończyło. Annie pomyślała, że w każdej chwili może zginąć w
płomieniach. Nagle przypomniała sobie o czymś. Zanim ojciec odjechał na motocyklu w
stronę Drugiego Miasta, dał jej małe zawiniątko. Pamiętała dokładnie słowa ojca:  Jeśli
będziecie mieli kłopoty, znajdziecie się blisko morza, rozwiń to wtedy. Znajdziesz tam małe
pudełko, na którym będzie przycisk. Wciśnij go i módl się, by to zadziałało
Potem pocałował córkę i mocno ją do siebie przytulił.
Zrozumiała w końcu, co to było.
Nastąpił silny wstrząs.
- Dostaliśmy, Annie!
- Otto, spróbuj skierować maszynę nad morze! - Nie spodziewała się usłyszeć takiego
zdecydowania w swoim głosie.
- Ale... - Niemiec nie wierzył własnym uszom.
- Spróbuj! Na miłość boską, spróbuj! Widziała kiedyś miejsce, gdzie narodził się
pomysł sygnalizatorów... Nie wierzyła jednak, że zdoła w ten sposób sprowadzić pomoc. I to
jaką pomoc! Aodzie podwodne...
Natalia zaczynała się budzić.  A może to wszystko jest jakimś zrządzeniem losu? -
pomyślała Annie. Do wnętrza helikoptera wdarł się gęsty czarny dym. Annie zakrztusiła się.
- Spadamy! - Usłyszała głos Ottona.
Rozdział XXXVI
Karabiny były tak uszkodzone, że nie nadawały się do użytku. John ledwo trzymał się
na nogach. Bardzo potrzebował odpoczynku. W kurczowo zaciśniętych dłoniach dzierżył
Scoremastery. Popatrzył na Paula, ściskającego Schmeissera. Prawe ramię Rubensteina było
tak poparzone, że nie mógł poruszać palcami.
Rourke zastanawiał się przez chwilę, czy nie otrzymali zbyt dużej dawki
promieniowania. Nie potrafił tego określić. Zresztą teraz było już wszystko jedno. Miał przed
sobą cel, od którego osiągnięcia zależało dalsze istnienie życia na Ziemi. Odkąd pozbierali się
z podłogi korytarza, nie zamienili z sobą ani słowa. %7ładne słowa nie były potrzebne, żeby
wyrazić to, co teraz czuli. Musieli znalezć śmiercionośną świątynię. Musieli powstrzymać
religijnych fanatyków od uruchomienia komputera sterującego wyrzutnią, a jeśli ci już to
zrobili, znalezć sposób na zmianę programu.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, John.
- Tak. Jesteśmy jak bracia, Paul. Szli razem na spotkanie przeznaczenia.
Rozdział XXXVII
Rourke miał nadzieję, że nie doszło jeszcze do wycieku z reaktora. Jeśli było inaczej,
podziemne wody były już skażone.
Dotarli do końca korytarza, który biegł wzdłuż pleksiglasowej ściany. Stanęli przy
metalowych spiralnych schodach, prowadzących w górę na wysokość około trzydziestu
metrów.
- Oto, czego mi brakowało! Schody - mruknął Rubenstein.
- Czeka nas mała wspinaczka - powiedział doktor.
W korytarzu znowu pojawiły się iskry wyładowań elektrycznych. Jednak teraz nie
stanowiły dla nich żadnego zagrożenia. John pomyślał, że ten system obronny musi się
wyłączać automatycznie, w regularnych odstępach czasu. Wcześniej podejrzewał, że
uruchomiły go jakieś elektroniczne czujniki.
W połowie drogi Paul poprosił o minutę odpoczynku. John usiadł obok niego na
stopniu. Przez głowę przemknęła mu myśl, że także schody mogą być podłączone do systemu
obronnego. Istniało pewne ryzyko, że może tak być w istocie, ale gumowe podeszwy
wojskowych butów powinny stanowić odpowiednią izolację. Nie chciał informować Paula o
swoich obawach związanych ze schodami, by nie zmuszać przyjaciela do pośpiechu.
- Co zrobimy, gdy już się tam dostaniemy? - zapytał Rubenstein. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl