[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wycelować we mnie strzelbę po raz drugi! Mogłem darować
tylko raz. Po wypadku z Papsem spodziewałem się raczej, że
będziesz miała więcej wyobrazni.
Raine zaczerwieniła się lekko. Lucien nie był pewien, czy
powodował nią gniew, czy zmieszanie.
- Być może poczujesz się trochę lepiej, kiedy powiem ci, że
Nanna omal nie obdarÅ‚a mnie żywcem ze skóry, kiedy siÄ™ do­
wiedziała. W dodatku zaciągnęła mnie do szeryfa Tilsona, który
pastwił się nade mną przez kilka godzin. Wiesz, jak nie znoszę
jego kazań.
Na moment uśmiech rozjaśnił ponurą dotąd twarz Luciena.
- Zawsze miałem słabość do Nanny.
- Ale dość o strzelbach. Miałam jeszcze inne powody, by ci
nie ufać - ciągnęła Raine z właściwym sobie uporem.
Z pewnością!
- Tak?
- Zbyt dużo gadasz, Kincaid. Nikt nie powinien wiedzieć,
że uprawialiśmy seks. Ty jednak musiałeś dopilnować, żeby
wszyscy siÄ™ o tym dowiedzieli.
- Po pierwsze, przestaÅ„ nazywać to seksem! Robisz to ce­
lowo, żeby mnie wkurzyć!
- A więc to działa?
- Czy para, która dobywa się z moich uszu, i piana na ustach
nie sÄ… wystarczajÄ…cym dowodem? Po drugie - ciÄ…gnÄ…Å‚ ze Å›miertel­
ną powagą - po raz kolejny podczas ostatniej doby oskarżasz mnie
o szerzenie plotek o tym, co się stało. %7łe się kochaliśmy tamtej
nocy - powiedział dobitnie. - Powtarzam po raz ostatni. Nigdy
nikomu nie powiedziałem ani słowa. Nigdy. Zrozumiano?
- JakimÅ› cudem ludzie siÄ™ dowiedzieli. Nie ode mnie. Zo­
stajesz tylko ty.
DAY LECLAKE
76
W jej rozumowaniu tkwił jeden podstawowy błąd. Jeszcze
kilka osób poza nimi znało prawdę. Przede wszystkim jego
dziadkowie. I jej. Ale tego nie mógł jej powiedzieć. Musiałby
wtedy wyznać wszystko. A nie zamierzaÅ‚ przysparzać jej kolej­
nych cierpień.
- Wiem jedno. Ja nikomu nie powiedziałem ani słowa.
- Więc jakim cudem ludzie się dowiedzieli?
PokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…, zagryzajÄ…c wargi. Cóż, nie może siÄ™ bronić. Rai­
ne skinęła znacząco głową i ponuro odwróciła się do Tickle.
- Właśnie tak myślałam. Mam jeszcze tylko jedno pytanie.
- Strzelaj. Oczywiście, metaforycznie - powiedział Lucien
z kwaśnym uśmiechem.
- Co ci mówił ten chłopak?
- Jaki chłopak?
- Nie igraj ze mną, Kincaid. Ten nowy. Powiedział coś, co
ci się nie spodobało.
Lucien zaklÄ…Å‚ pod nosem. Czemu ona ciÄ…gle powtarza jego
nazwisko? %7łeby nie miał złudzeń, że wszystko między nimi
wróciło do normy? Już zaczęła odbudowywać mur, który dzielił
ich od lat, chociaż ostatniej nocy zrobili w nim potężny wyłom.
Bezradnie pokręcił głową.
- Chyba mieliśmy mały wypadek.
Raine zesztywniała.
- CoÅ› z NannÄ…?
- Nie, nie - uspokoił ją pospiesznie. - Z Nanną wszystko
w porzÄ…dku.
- Więc o co chodzi?
Szkoda, że nie dała mu czasu, by dopełnił owych czterech
warunków koniecznych do przeprowadzenia skutecznej rozmo­
wy. %7łe też ten temat musiał wypłynąć właśnie teraz. Westchnął.
Nagle poczuł się strasznie zmęczony. Raine patrzyła na niego
wyczekujÄ…co.
SMAK CYTRYN
77
- Ktoś zniszczył ogrodzenie między naszymi ranczami.
- Gdzie? - spytała z napięciem.
- Przy południowej granicy mojego terenu.
Uśmiechnęła się kwaśno.
- Na spornej ziemi.
- Ta ziemia nie jest sporna. - Lucien nie mógÅ‚ siÄ™ powstrzy­
mać, by nie zaprotestować. - Należy do Kincaidów. W dodatku
twój byk dopadł moje jałówki, które sprowadziłem w ubiegłym
miesiÄ…cu.
- Jesteś pewien, że drut został przecięty? %7łe to nie stało się
w czasie burzy?
Albo nie miała zielonego pojęcia o tym, co się stało, albo
była wytrawną kłamczucha.
- Powiedz mi coÅ›, Featherstone. Dlaczego umieÅ›ciÅ‚aÅ› swo­
jego byka akurat na tym pastwisku?
W zielonych oczach Raine zamigotał gniew.
- Czyżbyś mnie o coś oskarżał?
- Nie, wcale nie miaÅ‚em takiego zamiaru. Po prostu prze­
niosÅ‚aÅ› go tam, jak tylko umieÅ›ciÅ‚em na moim pastwisku no­
wiutkie jałówki.
- Więc?
- Ktoś zrujnował mój cały plan hodowli. Po prostu chcę
wiedzieć, kto to był.
- Myślisz, że ktoś specjalnie przeciął ten drut?
- Dopóki nie obejrzÄ™ dokÅ‚adnie ogrodzenia, niczego nie mo­
gę być pewien. Ale rzeczywiście, tak sądzę.
- Powiem ci tylko, że ten pas ziemi, który ukradłeś Nannie,
łączy nasze pastwiska. Pasłam tam moje bydło od wieków.
Dopiero kiedy odciąłeś mi dostęp do rzeki i zamieniłeś tę ziemię
w jaÅ‚owy ugór, byÅ‚am zmuszona z tego zrezygnować. UmieÅ›ci­
łam tam tylko mojego kochanego Bulleta, żeby nie robił szkody.
Zresztą, jest już tak stary, że z pewnością nie miał szansy za-
78 DAY LECLAIRE
płodnić nawet jednej twojej jałówki. Zadowolony? - Raine
spojrzała na wyzywająco.
Bynajmniej. Nie poczuje zadowolenia, dokąd Raine będzie
uważała go za swego wroga numer jeden. Postanowił to jednak
przemilczeć.
- Powiedzmy, że tak.
Raine odwróciÅ‚a siÄ™ na piÄ™cie i podeszÅ‚a do cierpliwie cze­
kającej na nią Tickle. Bez najmniejszego skrępowania zakasała
poły prześcieradła, ukazując nieskończoną długość kształtnych
nóg, chwyciła cugle, po czym zgrabnym, pełnym gracji ruchem
dosiadÅ‚a konia. Lucien pamiÄ™taÅ‚, jak razem uczyli siÄ™ tego pÅ‚yn­
nego ruchu, gdy byli nastolatkami. Siedziała tak wyprostowana,
patrzÄ…c przez chwilÄ™ Lucienowi prosto w oczy. Krew jej przod­
ków chyba po raz pierwszy w czasie ostatniej doby tak jasno
daÅ‚a o sobie znać. Dumnie uniesiona broda i chÅ‚odne oczy pod­
kreślały jej siłę charakteru, dumę, upór i determinację. Aż trudno
byłoby uwierzyć, że ta sama kobieta jeszcze tak niedawno uległa
namiętności.
- To nie ja pocięłam drut dzielący nasze ziemie. Ale to nie
potrwa długo, Kincaid. Kiedy tylko znajdę list Nanny, ą wydo-
bÄ™dÄ™ go choćby spod ziemi, zamierzam odzyskać swojÄ… wÅ‚as­
ność. A wtedy obalę ten płot i potnę drut kolczasty na drobne
kawałeczki. Masz moje słowo.
Nawet nie czekała na odpowiedz. Wystarczył cichy rozkaz,
by Tickle ruszyła galopem. Po chwili Lucien nie widział już nic
prócz łopoczącego na wietrze prześcieradła. A i ono zniknęło
po kilku sekundach.
Westchnął ciężko i oparł się o Poke'a.
- Poszło zupełnie niezle, nie sądzisz?
KoÅ„ wolno zwróciÅ‚ Å‚eb w stronÄ™ pana i prychnÄ…Å‚. ByÅ‚o oczy­
wiste, czyjÄ… trzyma stronÄ™.
- Hej! Mogło być jeszcze gorzej. Na przykład Raine mogła
SMAK CYTRYN
79
przytroczyć ciebie do Tickle i odjechać co koÅ„ wyskoczy. Mu­
siaÅ‚bym wtedy draÅ‚ować do domu na piechotÄ™ w tym maÅ‚o mÄ™­
skim przebraniu.
Poke parsknął cicho, co zabrzmiało niemal jak chichot.
Lucien odwrócił się do konia i zawołał z oburzeniem:
- Co? Sam byś poszedł? Nie musiałaby cię przytraczać? To
taki z ciebie przyjaciel, ty zdrajco?!
Poke wyszczerzył zęby i to starczyło Lueienowi za całą
odpowiedz.
ROZDZIAA SZÓSTY
- Raine zaraz zejdzie na dół - powiedziała Nanna i długim
krokiem, tak uderzajÄ…co przypominajÄ…cym chód jej wnucz­
ki, podeszła do piecyka w rogu kuchni. Energiczme zamieszała
zawartość ogromnego gara, z którego dobywały się niezwykle
smakowite zapachy. Woń cynamonu i gozdzików przywodziła
na myśl wszystko, co kojarzy się z domowym zaciszem. -
WróciÅ‚a jakÄ…Å› godzinÄ™ temu i od tamtej pory nie wychodzi z Å‚a­
zienki.
- Przykro mi, Nanno - odezwaÅ‚ siÄ™ Shadoe skruszonym to­
nem. - Nie zamierzaÅ‚em ich narażać. Gdybym wiedziaÅ‚, że roz­
pęta się taka burza... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl