[ Pobierz całość w formacie PDF ]
straci rację bytu. Nie będziesz tu potrzebna.
RS
88
To ją najbardziej zabolało. Nawet nie próbował jej przekonywać, że
powinna zostać. Nie miała wyboru. Po tym, co powiedziała poprzedniego
dnia, nie mogła nalegać, że nadal chce opiekować się Viola. Musiała
pożegnać się z nią. Zdała sobie sprawę, jak bardzo przywiązała się do tego
dziecka.
Do ostatniej chwili Marta miała nadzieję, że Lewis zmieni zdanie.
Ostami poranek wyglądał jak wszystkie poprzednie. Dzieci wcześnie się
obudziły. Marta karmiła je w kuchni. Lewis wpadł po filiżankę kawy.
Marta przymknęła oczy. Chciała cofnąć czas. Lewis odstawia kubek,
całuje ją przed wyjściem, a wieczorem bawi się z dziećmi...
Nic z tego. Gdy dziś wróci, jej już nie będzie.
Lewis pospiesznie dopił kawę.
- Muszę już iść - stwierdził krótko. Przez chwilę z dziwną miną patrzył
na Noaha. Potem odwrócił się do Marty. - Dziękuję za wszystko -
powiedział.
Tylko tyle? - pomyślała. Przypomniała sobie wspólnie spędzony czas,
słoneczne poranki, wieczory na werandzie, gorące, tropikalne noce. Była zła
na Lewisa, a jeszcze bardziej na siebie. Dlaczego tak się zaangażowała?
Wiedziała przecież, że nie czeka ich szczęśliwa przyszłość. Zapomniała, co
jest naprawdę ważne. Noah potrzebował ojca. Powinna myśleć o stworzeniu
rodziny, a nie o tym, jak dobrze jej z Lewisem.
Teraz miała szansę wszystko naprawić. Rory był ojcem Noaha i
deklarował, że chce z nim zamieszkać. Mogła liczyć na to, że stworzą
prawdziwą rodzinę. Z Lewisem nie byłoby to możliwe. Rozmawiała z nim o
tym, że udane związki oparte są na przyjazni, a nie namiętności.
Marta zatrzasnęła wieko walizki. Przecież nie była romantyczką. Już czas
wyrwać się z zauroczenia Lewisem i wrócić do realnego życia.
Najpierw pożegnanie z Violą. Dziewczynka była w wesołym nastroju. W
takich chwilach trudno było jej się oprzeć. Zupełnie jakby chciała utrudnić
rozstanie. Gdy przyjechała taksówka, mała spostrzegła, że Marta i Noah
wyjeżdżają, a ona zostaje w domu. Zaczęła donośnie płakać. Eloise nie
mogła jej uspokoić.
- Powinnaś zostać - powiedziała do Marty ze łzami w oczach. - Tu jest
twoje miejsce.
Marta poczuła, że zaciska jej się krtań.
- Nie mogę - powiedziała łamiącym się głosem.
RS
89
- Nie rozumiem, dlaczego wyjeżdżasz. - Eloise pokręciła głową.
Marta też nie rozumiała. Wiedziała tylko, że Lewis jej nie potrzebuje. Po
policzkach spływały jej łzy, gdy próbowała pocałować Viole. Dziewczynka
odwróciła głowę.
- Przyjadę cię odwiedzić - obiecała. Eloise też zaczęła płakać.
- Lepiej już jedz - powiedziała.
Rory nie mógł zrozumieć, dlaczego Marta była tak smutna.
- Nic jej się nie stanie - zapewnił, gdy opowiedziała mu o Violi. -
Przecież małym dzieciom jest wszystko jedno, kto się nimi opiekuje.
Szybko się przyzwyczajają do ludzi, równie szybko zapominają.
Był ojcem od pięciu minut, a już przemawiał jak ekspert. Marta była zbyt
przybita, by tłumaczyć mu, że się myli. Na razie usiłowała wykrzesać z
siebie trochę optymizmu, gdy Rory oprowadzał ją po domu.
- Jak ci się podoba? - spytał.
Uważała, że był okropny. Mały, kwadratowy domek z podstawowymi
sprzętami i lodówką pełną piwa. Rory i jego koledzy traktowali go bardziej
jak śmietnik niż bazę naukową. W zapuszczonym ogrodzie poniewierały się
puste butelki i uszkodzony sprzęt do nurkowania. W głównym
pomieszczeniu walały się wydruki komputerowe, pojemniki na próbki,
puste puszki po napojach. Marta przytuliła Noaha. Nie było werandy ani
zacienionego miejsca, nie było laguny na końcu ogrodu. Nie było też Eloise,
Violi ani Lewisa. Natomiast miała rodzinę.
- To mój pokój. - Rory otworzył drzwi do pomieszczenia tak
zabałaganionego, że reszta domu wydawała się przy nim nieskazitelna.
Kopniakiem przesunął ubrania leżące na podłodze, usiadł na łóżku i
poklepał je zapraszającym gestem. - Zaczniemy od tego, na czym
skończyliśmy?
Uśmiechnął się. Był przystojny, młody, sympatyczny, a Marta, mimo
zmarszczek pod oczami, nadal go pociągała. Powinna skakać ze szczęścia.
Jednak nie czuła zupełnie nic.
- Pomysł nie jest najlepszy. Przynajmniej na razie. Powinniśmy poznać
się lepiej, zanim zaczniemy sypiać ze sobą.
- Dawniej też się nie znaliśmy - stwierdził z wyrzutem. Marta
westchnęła. Rory wyglądał jak chłopiec, któremu zabrano lizaka.
- Wtedy była trochę inna sytuacja. - Czyżby tego nie rozumiał? Czyżby
był aż tak infantylny? Wybrała więc najprostszy argument: - Noah często
RS
90
budzi się w nocy, więc lepiej, żebym sypiała z nim. A my powoli
przyzwyczaimy się do siebie i... zobaczymy.
Plan pewnie był dobry, ale... No właśnie, ale. Jedynym celem, który
przyświecał temu planowi, była świetlana przyszłość Noaha. Pełna rodzina,
stabilizacja, wzajemne zrozumienie i zaufanie. Biorąc to pod uwagę, nowe
otwarcie" nie wyglądało zbyt radośnie.
Marta kolejny raz pomyślała o nocach spędzonych z Lewisem. Cóż, teraz
nie zależało jej na drobnych przyjemnościach, lecz na budowaniu
przyszłości.
Niestety jej przewidywania okazały się słuszne. Noah budził się w nocy z
głośnym płaczem. Zmęczona Marta zaczęła tęsknić za domem nad laguną,
Violą i Lewisem. Rano Rory wstał wyraznie niewyspany. Cienkie ściany nie
izolowały go od płaczu.
- Taki jest los ojca - oświadczył dzielnie.
Martę kusiło, by powiedzieć, że ojciec też mógłby czasem wstać do
dziecka. Pomyślała, że nawet Lewis, który zarzekał się, że nie chce mieć z
dziećmi nic wspólnego, wiele razy zastępował ją w nocy, traktując to jako
coś zupełnie oczywistego... Przypomniała sobie natychmiast, że nie
powinna o nim myśleć.
- Może ugotuję coś dobrego na kolację? - zaproponowała.
Rory nie był zachwycony. Domyśliła się, że skromne dochody
przeznaczał głównie na piwo.
Zajrzała do kuchennych szuflad. Wyposażenie było nadzwyczaj
skromne. W tej kuchni nie potrafiła się zadomowić. Zaczęła od generalnych
porządków. Sprzątała przez większą część dnia. Duży błąd!
- Coś ty zrobiła? - spytał Rory z przerażeniem, gdy wrócił wieczorem. -
Teraz niczego nie znajdziemy!
Wziął prysznic i odzyskał dobry humor.
- Przepraszam, miałem zły dzień - sumitował się. - Lewis przyczepił się
do mnie. Nic mu się nie podobało. - Uśmiechnął się. - Chodzmy gdzieś na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]