[ Pobierz całość w formacie PDF ]
leczenia? Nie, to niemożliwe! Jutro z rana Daniel odnajdzie go w klasztorze i
wyruszą razem w dalszą drogę.
Kiedy miękkim prześcieradłem kąpielowym wycierał do sucha zmęczone ciało,
pomyślał jednak, że jeżeli Dżamal nie poczuł się dotknięty, jeśli uznał taki porządek
rzeczy za normalny, to tym gorzej, bo tkwi jeszcze po uszy w przesądach, dzielących
ludzi wedle koloru skóry, wierzeń religijnych czy stanu zamożności. A przecież
powinniśmy być braćmi stwierdził w duchu trochę obłudnie, bo nie był już
całkiem przekonany o możliwości zrealizowania tego hasła.
Inżynier zapukał do drzwi łazienki.
Gotów jesteś? Włóż moją koszulę. Będzie trochę za obszerna, lecz świeża...
Kiedy Daniel wszedł boso do pokoju, inżynier ze zgrozą spojrzał na jego stopy.
Czemuś mi nic nie powiedział? Trzeba będzie zrobić opatrunek.
Wyjął z torby podróżnej jakąś zasypkę, gazę i dwie rolki bandaża, przyniósł
skarpetki.
Ale się urządziłeś! sarkał. Poczekaj, sam założę bandaż. Bardzo boli?
Bolało, naturalnie, lecz był to już ból przyciszony, niegrozny, łatwiejszy do
zniesienia.
W kwadrans pózniej zeszli obaj do restauracji hotelowej. Od czasu wycieczek z
profesorem Skinnerem po Szkocji Daniel nie był w tak eleganckim lokalu. Siedziało
tu wielu cudzoziemców, którzy w pogoni za słońcem przybywali z północnych
krajów Europy. Tylko przy kilku stolikach widać było Arabów, towarzyszących
obcokrajowcom.
Co cię najbardziej uderzyło podczas pobytu na Saharze? zapytał inżynier
rozkładając serwetkę na kolanach.
Budowa wsi socjalistycznych... Nawet nie tyle wsie, ile nomadzi, czekający w
namiotach, aż zostaną im oddane do użytku budynki bardzo wprawdzie prymitywne,
ale w ich pojęciu 167
V; 51 s
będące szczytem wygody. Nie wyobrażałem sobie, że może istnieć taka bieda... %7łe
człowiek może tak nic nie mieć... I z taką pieczołowitością pielęgnować palmy w
piasku pustyni. Odbierać jej to, co zagarnęła. Wie pan, każda rodzina dostaje skrawek
ziemi po to, by pielęgnować kilkanaście palm... Póki są małe, sadzi się między nimi
trochę marchwi, czosnku. Nabożny stosunek do wody...
' Wzdłuż wyschłej rzeki Rirh rosną już dwa miliony daktylowców dzięki
dobrodziejstwu pomp i sieci irygacyjnej. Sahara kryje w swym wnętrzu nie tylko
złoża ropy i gazu ziemnego, lecz także słodkowodne morze. Podobno rozciąga się
ono na obszarze tysięcy kilometrów kwadratowych. I to niezbyt głęboko. Na trzysta,
tysiąc metrów pod powierzchnią piasku. Wykorzystanie tej wody mogłoby
przeobrazić kraj w jedną z naj-żyzniejszych okolic świata... Dziś Algieria ciągle nie
może się należycie wyżywić ani zniwelować kontrastów między miastami północy i
pustynią, między warunkami w pasie śródziemnomorskim a oazami... \
Zamierza pan tu zostać dłużej?
Eksploatujemy bogate zródła ropy i gazu ziemnego. Roboty starczyłoby na wiele
lat. Ale stosunki ulegają zmianie. Algierczycy zatrudniają coraz więcej własnych
specjalistów i nie ufają cudzoziemcom. Nawet za cenę pewnego regresu
cywilizacyjnego i kulturalnego nie chcą przejmować wzorów europejskich. Pragną
zachować własną tożsamość, własną odrębność. Francuzi naiwnie wierzyli, że
największym dobrodziejstwem dla Arabów jest asymilacja, upodobnienie się pod
każdym względem do kolonizatorów. Część algierskiej burżuazji rzeczywiście
naśladowała ich, aby zdobyć szersze uprawnienia, majątki, zrobić karierę urzędniczą
lub prowadzić wolny zawód. Nie zdawali sobie sprawy, ile na tym tracą. Zawsze
pozostawali obywatelami gorszej kategorii, przedmiotem pogardy. Francuzi
przeświadczeni o wyższości rozumu nad barbarzyństwem", nigdy nie potrafili
wczuć się w psychikę Mozabitów, Tuaregów, Arabów, zrozumieć ich fantastycznego
przywiązania do islamu nie tylko jako religii, ale i stylu życia.
Chyba każdy uważa swój styl życia za najlepszy.
Jasne. Rzecz w tym, by nie narzucać go innym.
A pan... Za kogo p^n się uważa? Za Polaka, Francuza?... Nie chodzi mi o
przynależność formalną, obywatelstwo...
Jestem człowiekiem Zachodu. Technokratą. Moją ojczyzną jest Wielki Przemysł.
Biznes.
Nawet nie biznes. Budowa wielkich kompleksów, eksploatacja złóż na miarę
światową to rzecz bardzo pasjonująca. Człowiek się w tym wyżywa. Ma wszystko,
czego potrzeba mężczyznie: ryzyko, wysiłek, niebezpieczeństwo i miraż sukcesu.
Polaków chyba szczególnie kusi ten rodzaj pracy. Pomyśl, ilu naszych rodaków
budo\vało przemysł w Ameryce Południowej, koleje, mosty, kanały _ na całym
świecie. Potrzebny był im rozmach, swoboda działania, możność realizacji
najśmielszych projektów... A ty? Co chcesz robić? Jaki obierzesz sobie zawód?
Nie wiem jeszcze -_ odparł Daniel zmieszany, bo w tej chwili trochę rozmijał się
z prawdą. Nie chciał mówić o swoich planach człowiekowi, który zapewne nie
mógłby go zrozumieć. Daniel nie marzył bowiem o sukcesie ani o podjęciu prac na
skalę światową, po prostu bardzo, z całego serca pragnął pomagać ludziom,
przywracać im zdrowie, dodawać otuchy. Zostać lekarzem... Ale nie w- dużym
mieście, nie w klinice u boku sławnego profesora, nie dla materialnych korzyści...
Idealizował siebie, przeceniał satysfakcje płynące z poświęcenia się dla bliznich,
które go tak pociągało teraz, po dobrej kolacji w pierwszorzędnym hotelu, kiedy
ściszona muzyka z najnowszych płyt angielskich towarzyszyła wspomnieniom
inżyniera.
Mówił o latach szkolnych, młodzieńczych, o jakiejś pierwszej miłości. Po kilku
kieliszkach alkoholu stracił sprężystość ruchów, postarzał się, rozkleił, był
sentymentalny, odezwała się w nim tęsknota za czymś niespełnionym albo.
utraconym, czego odzyskać nie można, bo lata lecą, nic dwa razy się nie zdarza...
Daniel słuchał go nieuważnie, czuł nad nim przewagę młodości, miał jeszcze
wszystko pr?ed sobą. Byle umiejętnie wybrać, byle nie dać się ogłupić, byle samemu
głupstw nie popełniać. Przeżycia ostatnich dni, zmęczenie, jeszcze jedno piwo przy
kolacji stępiły w nim krytycyzm. Był pewien, że właśnie jemu się powiedzie, że on
zrealizuje siebie w pełni.
Pytałeś, jak długo tu zostanę powiedział zmatowiałym głosem inżynier.
Otóż niedługo. Wróciłem właśnie z Francji, gdzie poddałem się badaniom.
Stwierdzono niezbicie, że mam białaczkę, że muszę przerwać pracę, zacząć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]