[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po skończeniu uczty kazałem Piętaszkowi uprzątnąć pole walki, pogrzebać zabitych
i zatrzeć ślady straszliwej uczty. Sprawił się tak óielnie, że zwieóiwszy to miejsce po-
znałem je tylko po lesie i kępie krzaków, góieśmy sieóieli w zasaóce.
daniel defoe Robinson Crusoe 46
Wielką mi sprawiała przyjemność rozmowa z mymi poddanymi. Nasamprzód pole-
ciłem Piętaszkowi, by zasięgnął u ojca zdania co do óikich, którzy zbiegli, a mogli na nas
sprowaóić wielką nawałę wrogów. Starzec oświadczył, że niewątpliwie zginęli w czasie
burzy. Choćby jednak nawet tak nie było, utrzymywał, że zapewne nie wrócą, gdyż huk
naszej broni przeraził ich niezmiernie. O ile dojechali, rozpuścili niezawodnie wieść, iż
towarzysze polegli od piorunów bóstw naóiemskich. Uciekający mówili też, jak słyszał,
do siebie, że ja i Piętaszek to demony piekielne, czy duchy, przeciw którym wszelka walka
jest daremna.
Pózniej przekonałem się, że starzec miał rację, a ludożerców nie wióieliśmy już nigdy
na wyspie. Wieści, jakie ich doszły o losie towarzyszy, nie dozwoliły im pojawić się tam,
góie spada z nieba ogień i grad metalu, szerząc zniszczenie.
To wszystko doszło mnie dużo pózniej dopiero, toteż nie zaniedbywałem ostrożności.
Ale było nas teraz czterech zdolnych do walki mężów, a z taką armią nie wahałbym się
stu óikim stawić czoła.
rozdział jedenasty
 Szesnastu białych pośród ludożerców.  Plan Robinsona ocalenia ich.  Hiszpan
raói zaczekać na razie.  Prace gospodarcze.  Hiszpan i ojciec Piętaszka udają się na
ląd.  Zbuntowani marynarze przyb3ają do wyspy.  Trzej jeńcy.  Halo! Przedstawcie
się panowie!  Buntownicy zostali pokonani.
Czas płynął, a spokój panował zupełny, toteż wróciłem ponownie do planu udania
się na ląd stały, tym baróiej, że prócz Piętaszka także i ojciec jego zapewniał, iż zostanę
życzliwie przyjęty.
W rozmowie z Hiszpanem dowieóiałem się też, iż pośród óikich żyje szesnastu jego
rodaków, w której to liczbie znajduje się kilku Portugalczyków. Nie grozi im wprawóie
bezpośrednie niebezpieczeństwo, ale położenie ich jest baróo nęóne. Luóie ci to roz-
bitkowie okrętu hiszpańskiego, który zatonął w droóe z Rio de la Plata do Hawanny,
wziąwszy poprzednio na pokład pięciu rozbitków okrętu portugalskiego. Pięciu luói po-
stradało życie w katastrofie, reszcie zaś załogi udało się po wielkich trudach dotrzeć do
wybrzeża ludożerców, góie żyją w ustawicznym strachu, że zostaną zjeóeni. Posiadają
wprawóie pewną ilość muszkietów, ale nic im z tego, gdyż brak im wszelkiej amunicji.
Spytałem Hiszpana, czy luóie ci zamierzają dotąd opuścić niegościnny kraj, on zaś
zapewnił, że nie zatracili dotąd tej naóiei, tylko nie posiadają żadnego statku, ani też
środków zbudowania go.
Wyjawiłem mu tedy plan, który mógł nas wszystkich razem wyzwolić pod warun-
kiem jednak, że Hiszpanie przybędą w pełnej liczbie na moją wyspę. Wówczas łatwo nam
bęóie zbudować wielki statek i pożeglować nim do Brazylii, lub innego, cywilizowanego
kraju. Nie ukrywałem przed Hiszpanem wątpliwości, jakie żywiłem. Znając dobrze luói,
wieóiałem, jak bywają niewóięczni, toteż zachoóiła obawa, że jeśli sprowaóę tu tak
wielką ich liczbę i zaopatrzę w narzęóia oraz broń, mogą mnie opuścić potem lub nawet
porwać ze sobą jako jeńca.
Hiszpan odparł na to z wielką powagą i szczerością, że położenie jego ziomków jest
tak smutne, iż nie da się pomyśleć, by mieli odpłacić zdradą wybawcy swemu. Oświadczył
następnie swą gotowość pojechania wraz z ojcem Piętaszka na stały ląd w celu przedłoże-
nia planu mego swym towarzyszom. Zamierzał związać ich przysięgą na św. sakramenty
i Ewangelię, iż mi będą ślepo posłuszni, uznają za komendanta i kapitana statku, oraz
powiozą do każdego kraju, jaki mi się spodoba. Wszystko to miało zostać spisane i za-
opatrzone własnoręcznym podpisem każdego z nich.
Zaraz też Hiszpan złożył mi sam uroczystą przysięgę wierności i ślubowanie, iż mnie
nie opuści do końca życia, chyba żebym go sam zwolnił ze słowa. Dodał, iż w razie zdrady
ze strony towarzyszy bęóie przy moim boku walczył do ostatniej kropli krwi.
W rozmowach pózniejszych podkreślił jeszcze wielokrotnie, że ziomkowie jego są
ludzmi jak najlepszych obyczajów, którzy będą mi do śmierci wóięczni za wybawienie
z niewoli.
Utwieróiło to moje zaufanie i postanowiłem wysłać Hiszpana wraz z ojcem Piętaszka
na stały ląd dla przeprowaóenia umowy. Gdy jednak wszystko było gotowe, sam Hiszpan
daniel defoe Robinson Crusoe 47
zauważył, że mądrzej bęóie odłożyć wybawienie ziomków jego na czas sześciu miesięcy.
Rada owa, świadcząca o rozumie i uczciwości Hiszpana, miała następujący powód:
Przez miesiąc pobytu u mnie przekonał on się, jak stoją sprawy wyżywienia me-
go i towarzyszy. Zapas jęczmienia i ryżu, baróo obfity dla mnie i Piętaszka, starczyłby
jeszcze od biedy dla reszty, natomiast mowy być nie mogło o wyżywieniu gromady szes-
nastu zgłodniałych luói, ani też należytym wyposażeniu okrętu na drogę. Należało tedy
przedtem uprawić wielki kawał pola i doczekać zbiorów, by nie zbrakło żywności dla
przybyszów.
Uznałem to za tak słuszne, iż zaraz na to przystałem. Wziąwszy się do pracy, w ciągu
miesiąca skopaliśmy śpiesznie drewnianymi łopatami łan tak wielki, że mogliśmy wysiać
dwaóieścia dwa korce jęczmienia oraz szesnaście miar ryżu. Poświęcając cały zapas na
siew, zatrzymaliśmy tylko tyle, by wyżyć aż do żniw.
Teraz już nie baliśmy się tak dalece óikich i robiliśmy dalekie wycieczki po całej
wyspie. Przepojony naóieją bliskiego wyzwolenia, naznaczyłem sam pewną ilość drzew,
sposobnych na budulec okrętowy i kazałem je ściąć Piętaszkowi oraz ojcu jego, której to
pracy pilnował Hiszpan, zamianowany dozorcą i głównym cieślą. Pokazałem towarzyszom
moim, jak mozolnie należy obciosywać pnie, aż z każdego powstanie deska i zachęciłem
do cierpliwej pracy. Zabrali się do óieła ochoczo i posłusznie i po pewnym czasie uzy-
skaliśmy dwanaście pięknych dębowych desek dwu stóp szerokości, trzyóiestu pięciu
stóp długości, grubych zaś na dwa do trzech cali. Aatwo pojąć, jak niezmiernej pracy
wymagało tego roóaju óieło.
Nie zaniedbując także mojej trzody, dbałem o jej pomnożenie i ile razy ubiłem óiką
kozę, wpuszczałem jej kozlęta w jedną z zagród, góie się pasły wraz z innemi.
Tymczasem nadeszła pora suszenia winogron. Wzięliśmy się i do tej pracy, tak że po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl