[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, nie wyrywaj się - ostrzegł. Jego ręce pieszczotliwym gestem
przesunęły się wzdłu\ jej pleców i spoczęły na talii. Przycisnął ją mocno.
- Czy Black nigdy się z tobą nie kochał? - zapytał zdziwiony, obserwując
jej przera\one oczy i zarumienioną twarz. - Reagujesz zbyt nerwowo, jak
na kobietę przyzwyczajoną do pieszczot.
- Mo\e to właśnie na ciebie reaguję tak nerwowo- wybuchnęła.
Ręce, którymi opierała się o jego pierś, zacisnęły się, jakby walczyła z
pokusą pogładzenia jego chłodnego ciała.
- Właśnie na mnie? - zdziwił się Jace.
- Poprzednim razem zraniłeś mnie - szepnęła.
- Poprzednim razem miałaś szesnaście lat, a ja byłem nieprzytomny z
wściekłości - przypomniał.
- Chciałem cię zranić.
- Co takiego zrobiłam, oprócz tego, \e się w tobie podkochiwałam? -
zapytała \ałośnie.
Jason nie poruszył się i przez chwilę Amanda myślała, \e nie dosłyszał.
Jego dłonie na ułamek sekundy zacisnęły się boleśnie na jej ramionach.
Westchnął głęboko.
- Podkochiwałaś się we mnie? - powtórzył głucho.
- Na miłość boską, przecie\ zawsze uciekałaś, jeśli tylko na ciebie
spojrzałem!
- Pewnie, \e tak. Przera\ałeś mnie - wybuchnęła i spojrzała na niego
wzrokiem pełnym wyrzutu.
- Wiedziałam, \e nie znosisz mojej matki i uwa\ałam, \e tę niechęć
przenosisz na mnie. Nieustannie na mnie warczałeś i złośliwie
dokuczałeś.
- Chyba tak rzeczywiście było. W \yciu nie byłem tak zaskoczony, jak
wtedy, gdy zaprosiłaś mnie na urodziny.
Amanda spojrzała mu w oczy badawczo.
- Dlaczego przyszedłeś? - zapytała cicho.
- Sam nie wiem. odparł wzruszając ramionami.
- Niezbyt dobrze się tam czułem. Ju\ wcześniej miewałem kobiety,
byłem przyzwyczajony do dziewcząt du\o bardziej wyrafinowanych ni\
twoje kole\anki. Amanda poczuła1 ukłucie zazdrości.
- Tak te\ podejrzewałam -mruknęła.
- A co ty mogłaś o tym wiedzieć? Byłaś bez wątpienia dziewicą.
Pamiętam, \e zastanawiałem się wtedy, z iloma chłopcami się
całowałaś. Nawet nie potrafiłaś właściwie otworzyć ust
Amanda spuściła wzrok, czując, jak rumienić za\enowania oblewa jej
twarz.
- Nikt mnie nie całował - wyznała nieśmiało. - Ty byłeś pierwszy. I
właściwie tak\e ostatni - dodała.
- To głupio tak się wystraszyć. Ale ty całowałeś tak boleśnie.
Jace chwycił ją pod brodę i zmusił, by spojrzała na niego.
- A więc brutalnie pogwałciłem twoje młodzieńcze uczucia? - zapytał
łagodnie. - Pózniej pamiętałem ju\ tylko miękkość twego ciała i to, jak
dr\ałaś w moich ramionach. Rzeczywiście, czułem, \e cię
przestraszyłem, ale byłem zbyt wściekły, by mnie to obeszło. Gdybym
znał prawdę...
- Niewiele by to pewnie zmieniło - przerwała Amanda. - Mam wra\enie,
\e nie potrafisz być czułym i łagodnym kochankiem, Jace.
- Naprawdę? - Przyciągnął ją wolno do siebie.
- Chyba ju\ czas, \ebym wpłynął na zmianę tego pierwszego wra\enia.
- Jason, nie... - zaczęła nerwowo.
- Szsz... - szepnął. - Słowa są niepotrzebne... tak długo czekałem,
Amando.
Jego ciepłe wargi zamknęły się delikatnie na jej ustach, a silne ramiona
otoczyły ją mocno i czule. Uczył ją, jak wiele dwoje ludzi mo\e sobie
powiedzieć jednym długim pocałunkiem.
Amanda z trudem mogła uwierzyć, \e dzieje się to naprawdę, w biały
dzień, w salonie, w którym wczoraj wieczorem siedzieli, prowadząc
uprzejmą konwersację i nawet się nie dotknęli..
Było to jak cofnięcie się w czasie, do dnia jej szesnastych urodzin, tylko
pocałunek był zupełnie inny. Delikatny i łagodny. Amanda nieśmiało
pieściła jego pierś, z \arliwością, która brała się z tęsknoty, a nie z
doświadczenia. Chciała poznać cale jego ciało i czuła, \e on te\ jej
pragnie. Jego palce delikatnie zaczęły rozsuwać suwak w jej sukience,
ale Amanda powstrzymała je nerwowo.
- Chciałbym na ciebie patrzeć - szepnął chrapliwie.
- Chcę widzieć twoją twarz, gdy cię pieszczę.
Uświadomiła sobie, \e tak\e za tym tęskni i bardzo tego pragnie.
Pamiętała, \e Jason był jej wrogiem, \e pogardzał nią, a jej zgoda na
taką intymność to wręcz samobójstwo.
- Nie - szepnęła stanowczo.
Ujął ją pod brodę i spojrzał chłodno w oczy.
- Znowu chcesz udawać, \e to pierwszy raz?
- zapytał. - Za cwany jestem na takie numery, moja droga. Wyczuwam je
na odległość.
Próbowała się wyrwać w przypływie nagłego gniewu, ale Jason był
oczywiście silniejszy.
- Puść mnie! - krzyknęła. - Nie mam pojęcia, o co ci chodzi!
- Czy\by? Jesteś sprytna, Amando, ale ja nie dam się nabrać. Takie
rozmyślnie prowokacyjne zachowanie bywa niebezpieczne i na drugi raz
lepiej się zastanów. Następnym razem zobaczysz, co mę\czyzna mo\e
zrobić z kobietą.
- Nie będzie \adnego następnego razu! - wybuchnęła Amanda.
- Dlaczego nie? - zapytał wypuszczając ją z objęć.
- Takie kobiety, jak ty, nie są szczególnie wybredne.
- Nienawidzę cię! - szepnęła i w tym momencie była tego absolutnie
pewna. Jak on śmiał tak o niej mówić!
- Naprawdę? Cieszę się, Amando. Przykro by mi było, gdybyś umierała z
nie odwzajemnionej miłości do mnie. Ale jeśli zmienisz zdanie, skarbie,
wiesz, gdzie jest mój pokój - dodał. - Tylko nie licz na mał\eństwo.
Wiem, jak bardzo ty i twoja matka potrzebujecie pieniędzy, ale nie dam
się wrobić.
ROZDZIAA PITY
Amanda obmyła chłodną wodą rozpalone policzki. Przyło\yła tak\e
wilgotny ręcznik do swych obrzmiałych warg. Przymknęła -oczy i wróciła
pamięcią do dnia, kiedy Jace zło\ył jej ową niesamowitą propozycję.
Był słoneczny i ciepły dzień. Amanda była sama w domu. Usłyszała
podje\d\ający samochód i wyszła na werandę. Jace, wracając
najwyrazniej prosto z obory, wbiegł po schodkach, zatrzymał się tu\
przed nią i zdjął swój stary kapelusz.
- Wyglądasz jak śmierć na chorągwi - zauwa\ył bezlitośnie, obrzucając
spojrzeniem jej szczupłą postać. -Jak leci?
Amanda wyprostowała się z godnością i spojrzała mu prosto w oczy.
Duma nie pozwalała jej pokazać, z jakimi trudnościami musi się borykać
po śmierci ojca.
- Dajemy sobie radę - odparła. Zmusiła się nawet do uśmiechu.
Ale Jace, oczywiście, nie dał się nabrać. Rozszyfrował ją natychmiast.
- Podobno wystawiłaś dom na sprzeda\ - zaczął bez ogródek. - Jeśli
twoja matka dalej będzie tak szastać pieniędzmi, wkrótce zaczniesz
wyprzedawać własne ubrania.
- Poradzę sobie. - Amanda zacisnęła dr\ące wargi.
- Nie musisz, Amando - oznajmił. W jego głosie wyczuła jakieś dziwne
wahanie, które powinno było ją ostrzec. - Mogę wszystko wziąć na
siebie, płacenie rachunków, prowadzenie rancza. Mogę nawet, choć
niechętnie, utrzymywać tę twoją roztrzepaną rodzicielkę.
- W zamian za co? - zapytała ostro\nie Amanda.
- Zamieszkaj ze mną.
Jego słowa podziałały na nią jak kubeł zimnej wody. Poczuła, jak krew
odpływa jej z twarzy. Bała się Jasona, bała się wszelkiego fizycznego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]