[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu o własnym zidioceniu.
Kiedy w kilka minut pózniej Price znowu usiadł z wahaniem naprzeciw Jacka, ten nawet nie zadał sobie trudu, by podnieść na niego oczy.
 Jedyną rzeczą gorszą niż tchórz jest tchórz niezdecydowany  powiedział.  Zjeżdżaj Price, zanim ciebie również zabiję.
 Mówią, że spowiedz dobrze robi na duszę.  Z miejsca, gdzie powinien był siedzieć Price, dobiegał jakiś bardzo odmienny głos  Ale biorąc pod uwagę
okoliczności, pewnie nie jest to najlepsza metoda obrony twojej reputacji.
Zaskoczony Jack podniósł oczy i czekał, aż mu się wzrok wyostrzy.
 Richard.
 No cóż, pięknie  powiedział jego szwagier tym samym cichym głosem.  Przynajmniej nie jesteś pijany do nieprzytomności.
Spotkanie z promiennym bohaterem własnej siostry  nie tego sobie na pewno dziś wieczorem nie życzył.
 Nie zbliżałem się do twojej cennej rodziny  syknął, rozkładając się jeszcze szerzej na stole i niemalże wylewając przy tym zawartość kieliszka.  Nie
rozmawiałem z moją siostrą ani z siostrzenicą, ani z twoim cholernym psem, ani praczką. Więc zostaw mnie w spokoju.
Richard przyjrzał się swoim paznokciom, potem znowu podniósł oczy.
 Zrobiłbym to, tylko że Alison kazała mi cię znalezć i upewnić się, czy z tobą wszystko w porządku.
 Wprost cudownie. Dobranoc.
 Słuchaj, Jacku, nie większą mam ochotę być tutaj niż... Markiz dzgnął palcem w kierunku twarzy szwagra.
 To ty posłuchaj, Richardzie. Ja nie chcę, żebyś tu był. Całkiem niezle sobie poradziłem, kiedy ostatni raz odwróciłeś się do mnie plecami. Więc nie sądz,
że pragnę jałmużny, której mógłbyś mi w swoim miłosierdziu udzielić.
Richard przez chwilę siedział bardzo cicho.
 Ja odwróciłem się do ciebie plecami?  powtórzył powoli.  Czy to właśnie powiedziałeś?
Jack nie powinien był się odzywać. Wiedział, że kiedy się do tego stopnia upije, nie powinien gadać o niczym, co go gniewa. Ale taki był już tym
wszystkim zmęczony. Zmęczony sobą, Czarnym Jackiem Faradayem.
 Słyszałeś, co mówiłem.  Podszedł znowu lokaj z następną butelką, ale Jack odprawił go machnięciem ręki.  Rodzina to wszystko. Wiedziałeś o tym? 
Wychylił kieliszek i z miejsca nalał sobie następną porcję.  Nie wprawiaj rodziny w zażenowanie, nie zawiedz rodziny, nie stawiaj siebie przed rodziną.
 Jack rozejrzał się po sali, ale reszta gości wciąż obchodziła go dużym łukiem, niech ich wszystkich cholera.
 Ale ona najwyrazniej pojęcia nie ma, co rodzina powinna zrobić dla ciebie.  Odchylił się do tyłu i napił się znowu; zaczynał mieć wątpliwości, czy uda
mu się dotrzeć bez czyjejś pomocy do powozu. I dobrze mu tak, jeżeli padnie na twarz gdzieś w rynsztoku.  Wykorzystują ją. To wszystko.  Znowu
usiadł prosto i uderzył pięścią w stół.  A wiesz, może ona i ma pojęcie o rodzinie. Boi się, że jeżeli ich zawiedzie, to odwrócą się od niej. O tym to ty
wszystko wiesz, co, Richardzie?
Sądząc po minie Richarda, przemowa Jacka musiała być co najmniej tak zagmatwana, jak mu się zdawało.
 Kim jest ta ona?  zapytał w końcu. Jack wzruszył ramionami.
 Taka jedna dzierlatka, którą usiłowałem skompromitować.
Richard zacisnął wargi z namacalną niemal dezaprobatą.
 Lilith Benton, jak się domyślam? Jack rzucił na niego okiem.
 Nie martw się. Skupiłem z powrotem uwagę na piciu, kartach i dziwkach, tak jak powinienem.
Mina Richarda nadal wskazywała, że podchodzi do sprawy sceptycznie, ale Jackowi było właściwie wszystko jedno. Jeżeli już nigdy nie ujrzy Lilith
Benton, będzie idealnie szczęśliwy. A przynajmniej równie szczęśliwy, jak dziś wieczorem.
 Z politycznego punktu widzenia zrobiła całkiem dobrą partię  odezwał się Richard spokojnie.
 Kto? A, panna Benton. Tak, Dolph Remdale to wspaniały, uczciwy dżentelmen. Jestem pewien, że będzie bezgranicznie szczęśliwa.  Nie potrafił
powstrzymać gorzkiego tonu, wypowiadane słowa piekły go w język. Niech ją diabli wezmą, że narobiła takiego spustoszenia w jego umyśle.
 Zaprosiła mnie i Alison na swój bal zaręczynowy.
A teraz Richard zarzucał przynętę, żeby zobaczyć czy Jack się złapie.
 Cudownie. Moje zaproszenie musiała gdzieś zagubić nasza londyńska poczta. Co za skandal, bez dwóch zdań!
 Pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że chyba cię to nie zaskoczyło. Może przez jakiś czas pomartwiłbyś się trochę o własną reputację, zamiast rujnować
reputację kogoś innego.
 Mówiłem ci, nie potrzebuję twoich rad.  Lokaj podszedł znowu i Jack spiorunował go wzrokiem.  Wychodzę. Niech mi podprowadzą powóz.
 Tak, wielmożny panie. Richard chwycił go za rękę.
 Czy ty sobie nie zdajesz sprawy, Jacku  powiedział natarczywie  że krążą pogłoski, jakobyś zamordował... zamordował!... Wenforda? Jak możesz tak
siedzieć tutaj i robić z siebie przedstawienie?
Jack wyszarpnął rękę i chwiejnie podniósł się na nogi.
 Racz wybaczyć, jeżeli cię krępuję, Richardzie. Po prostu odwróć się do mnie jeszcze raz plecami i nic ci to nie zaszkodzi. Wszyscy i tak wiedzą, że ze
sobą nie rozmawiamy.
 Już drugi raz dziś wieczorem oskarżyłeś mnie, że odwróciłem się do ciebie plecami  warknął Richard, stając szwagrowi na drodze.  O ile dobrze
pamiętam, to ty wziąłeś na siebie trud zabicia Genevieve. Mnie przy tym nie było.
 Któregoś dnia, Richardzie  powiedział markiz, obchodząc szwagra dookoła i wymierzając w niego oskarżycielsko palec  któregoś dnia opowiem ci,
co się wtedy naprawdę stało.
 Opowiedz mi teraz.
 Idz do diabła.
Ku zaskoczeniu Jacka Richard poszedł za nim do drzwi.
 Jacku, wiem, że nie masz ochoty mnie słuchać, ale książę Wenford naciska na oficjalne dochodzenie w sprawie śmierci swojego wuja. Może gdyby
udało ci się gdzieś zapaść na parę dni, cała sprawa rozwiałaby się.
Jack obejrzał się przez ramię na szwagra, usiłując przywołać na twarz beztroski uśmiech.
 A jak miałbym się przy tym dobrze bawić?
 Panno Lilith, czy nie powinnam pani nałożyć jeszcze trochę różu na policzki?  zapytała Emily, przyglądając się krytycznie twarzy swojej pani.
Lilith popatrzyła na odbicie w lustrze. Emily, już nałożyła jej więcej różu na policzki, niż sobie zwykle życzyła, ale mimo to twarz, która na nią
spoglądała, była mizerna i blada.
 Nie, Emily. Jeszcze trochę, a będę wyglądała jak jakaś aktorka.
 Tak, panienko.
Poza tym żaden róż nie zdoła ukryć zimnej grozy, od której dygotały jej dłonie, ani lęku, który widziała w swoich wiasnych oczach. Błagała ciotkę
Eugenię, żeby zaczekać z zaręczynowym balem, ale ciotka się upierała, że powinni wykorzystać impet zainteresowania Wenforda. Oznaczało to, że
pewnie rodzina się martwi, iż Dolph może zmienić zdanie i chciała kuć żelazo, póki gorące. Ale ona z całego serca marzyła o tym, żeby zmienił zdanie,
chociaż przy tych dwóch okazjach, kiedy spotkali się od jego  oświadczyn", zachowywał się grzecznie i uprzejmie i nic nie wskazywało, by miał żałować
swojej pochopnie podjętej decyzji. Oczywiście niemal ze sobą nie rozmawiali, ponieważ Lilith dokładała wszelkich starań, by ani na moment nie
zostawać z nim sam na sam.
Może to wszystko jej wina, może martwi się bardziej, niż powinna. W końcu Dolph był przystojny i bogaty. A chociaż nie był aż tak powszechnie
szanowany jak jego wuj, lubiano go, maniery miał przyjemne, a z czasem mógł nawet prześcignąć starego Wenforda w potędze i wpływach. Tylko że aż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl