[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przedstawicieli władzy.
Ale my widzimy odezwał się drugi policjant za plecami tego pierwszego.
Proszę pana odezwałam się, bo nie bardzo podobała mi się ta sytuacja. Mogę wszystko
wytłumaczyć i potwierdzi to pan Wacław, który zgłosił włamanie.
To jednak było włamanie syknął ten pierwszy.
Nie było, tylko tak wyglądało zaczęłam opowiadać o całym zdarzeniu z detalami, nie wyłączając
opowieści o mojej jezdzie windą, o Ewie w szlafroku, o Luizie pozostawionej u niej i wreszcie o panu
Wacławie, który pomyślał, że Ben się do mnie włamuje, podczas gdy on chciał mi pomóc.
Stali i słuchali, jeden nawet coś notował, ale chyba nie bardzo mu się udawało, bo ja mówiłam
bardzo szybko. Chciałam po prostu, żeby już sobie poszli. Marzyła mi się gorąca herbata, a nie
bezsensowne sterczenie w drzwiach. Chyba przekonało ich to moje opowiadanie, bo ukłonili się i poszli,
a my nareszcie mogliśmy wbić zęby w pachnący, słodziutki serniczek z chrupiącą skórką. Zanim poszłam
do kuchni, żeby wszystko przygotować, pomyślałam o zamkniętej Luizie. Otworzyłam drzwi do sypialni,
ale Luiza pod nimi nie czekała, za to błotne ślady prowadziły na moją czyściutką pościel, na której
rozłożyła się i słodko spała ich właścicielka.
Luiza! zawołałam zła.
Zostaw ją Ben zjawił się za moimi plecami. Mój też zawsze chciał spać w łóżku, ale go nie
wpuszczałem. Teraz żałuję.
Czysta pościel! jęknęłam. Posłałam rano.
Objął mnie i poprowadził do pokoju.
Są ważniejsze rzeczy na świecie szepnął.
Zrezygnowana poszłam do kuchni, przygotowałam wszystko i postawiłam na tacy.
Pomóc ci w czymś? usłyszałam za plecami.
Nie trzeba uśmiechnęłam się do jego obrazu odbitego w kuchennym oknie. Już idę.
Nareszcie ja też usiadłam w fotelu. Ben wziął talerzyk z kawałkiem sernika i z zapałem zaczął
zajadać ciasto.
Pyszne stwierdził i sięgnął po jeszcze jeden kawałek, ale w połowie drogi jego wyciągnięta dłoń
się zatrzymała. Zerkając w moją stronę, zapytał: Mogę?
Oczywiście. Jeśli ci smakuje&
Czy jest na świecie kobieta, która by nie pozwoliła?
Chciał otworzyć przyniesione przez siebie wino, ale doszliśmy do wniosku, że jest już bardzo pózno
i należy wykorzystać resztę nocy na zasłużony odpoczynek. W drzwiach Ben pocałował mnie w policzek
i zapytał, o której jutro idę na spacer. Umówiliśmy się, że wezmie Maksa, żeby się wybiegał, bo jego
właściciele nie mają czasu na długie spacery i tylko gdy on tu jest, to ten duży, straszny pies korzysta
z chwilowej wolności. Powiedział, że bardzo go lubi i świetnie się dogadują, że chciał im go nawet
zabrać, ale nie chcą się zgodzić.
Na spacer idziemy około szesnastej, po obiedzie powiedziałam, chociaż to było ewidentnym
kłamstwem, bo przecież nie zamierzałam nazajutrz nic gotować. Chyba że& W mojej głowie zaczęło się
formować pytanie, ale nie wiedziałam, czy powinnam je zadać.
Będziemy czekać tam, gdzie zawsze.
A może& zaczęłam, bo już prawie doszedł do windy.
Tak? zatrzymał się zaciekawiony.
Nie, nic, jesteś tu przecież u rodziny machnęłam ręką.
Bez słowa patrzył wyczekująco.
Może u mnie& zająknęłam się. Ugotuję coś& uśmiechnęłam się przepraszająco.
Zawrócił, powoli podszedł do mnie i delikatnie objął. Pochylił się i patrząc mi w oczy, pocałował.
Potem zapytał:
Na którą?
Na trzecią udało mi się wyszeptać.
Będę.
Odchodząc, pomachał mi dłonią i zniknął w czekającej na niego windzie.
O Boże! jęknęłam, zamykając drzwi. Więc jednak&
Położyłam się do upaćkanego ubłoconymi łapami łóżka i nie mogłam zasnąć. Przewracałam się
z boku na bok i nic. Gdyby to było lato, już by świtało.
Najpierw byłam rozmarzona, jakiś uśmiech błądził mi po twarzy, gdy myślałam o Benie. I ten
[ Pobierz całość w formacie PDF ]